❖ 5 cz. 1 ❖

609 84 29
                                    

Kiedy Shirumi się obudził, od razu wyczuł, że coś jest nie tak — nawet na pół śniąc, spodziewał się bólu związanego z niekomfortowymi warunkami towarzyszącymi mu podczas snu. Tymczasem wyglądało jednak na to, że żadna z kości nie przeżywała w trakcie tego katuszy. Uniósł się do siadu i dla pewności, tuż po potężnym ziewnięciu, rozprostował ramiona. Nic go nie bolało.

Spojrzał w miejsce, gdzie chwilę wcześniej leżał. Uniósł brwi, dostrzegając rozłożoną pod sobą owczą skórę. Nie przypominał sobie, by w jaskini widział jakikolwiek koc, nie mówiąc już o poduszce czy miłym w dotyku posłaniu. Uniósł jego skrawek do góry, spostrzegając pod spodem drewnianą kładkę.

Przecież zasnął na kamiennej posadzce, za jedyny miękki materiał mając swoją koszulę. Zresztą, gdzie się ona podziała?

— Obudziłeś się?

Pokierował wzrok na drugi koniec jaskini, w stronę paleniska. Beracyonuma siedział przy nim i rozpalał ogień. Musiał mieć w tym wprawę, bo nie minęło dużo czasu, a z małej iskry powstał płomyk, który przy odpowiedniej rozpałce i delikatnych podmuchach szybko przeistoczył się w większy płomień. Nad paleniskiem spostrzegł garnek.

Zerknął w stronę wejścia do jaskini. Powoli się już ściemniało. Wzdrygnął się na myśl, że przespał niemal cały dzień. Zmęczenie dało mu się we znaki, ale musiał przecież się pilnować. Nie mógł mieć pewności, czy ratunek nie nadejdzie przecież wtedy, gdy akurat spał. Obawiał się także, że znów mógłby zacząć mówić przez sen. Póki jednak nie pamiętał, aby cokolwiek mu się śniło, mógł sądzić, że akurat w tym aspekcie nic mu nie groziło.

— Nie mówiłeś, że masz tu łóżko — odparł na powitanie, znów spoglądając w stronę smoka.

Podejrzewał, że ten ukrywał przed nim wcześniej posłanie w innej grocie, bo wtedy nie był zbyt ufny w stosunku do księcia. Ten jednak pokręcił głową, więc natychmiast zaprzestał rozmyślań, co jeszcze może się kryć w pomieszczeniach za ścianą.

— Nie miałem. Poszedłem po materiały, gdy spałeś. — Widząc zdziwione spojrzenie chłopaka, trochę się speszył. — No co? Też czasami potrzebuję czegoś z targu, a jak zakładam kaptur, to nikt się nie orientuje, że nie jestem do końca człowiekiem.

Shirumi westchnął, czując, jak napływa do niego przyjemne ciepło.

— Nie o to mi chodziło. Po prostu miło mi, że to dla mnie zrobiłeś.

Beracyounuma odwrócił się do niego tyłem i zamieszał w garze. Książę stanął na równe nogi i spostrzegł, że we śnie musiał zrzucić z siebie kołdrę, bo ta leżała zwinięta pod jego stopami. Założył buty i podszedł do paleniska. Zasiadł obok mężczyzny i, zanim ten zdążył się od niego odsunąć, spostrzegł delikatne rumieńce na jego twarzy. Ogień dokładnie oświetlał jego lico, choć przez opaloną cerę smoka książę najpierw miał wrażenie, że to tylko przywidzenie. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiał, że się nie myli.

— Nikt cię dawno nie chwalił, co? — zagaił.

— Mieszkam tu sam już od miesiąca, więc nie tyle nikt mnie dawno nie chwalił, co do tej pory w ogóle z nikim nie rozmawiałem.

Shirumi uśmiechnął się, czując, że wraz z coraz większymi płomieniami i przyjemnym poczuciem ciepła płynącym od ogniska, lodowy mur smoka roztapia się na jego oczach.

— A magiczne istoty? Kiedy wyszliśmy rano, żadnej nie widziałem.

Beracyonuma wzruszył ramionami.

— Czy gdybyś był prawdziwym barankiem, Baranku, z własnej woli podszedłbyś do smoka?

Książę raczej nie musiał się nad tym zastanawiać. Zaledwie wczoraj właśnie to uczynił — niekoniecznie dlatego, że poczuł się odważny. Chciał jedynie na takiego się wykreować, stworzyć pozory przed innymi, że jest coś wart. Może i był barankiem — w końcu kiedy ujrzał magiczną formę towarzysza, nie myślał o niczym innym, jak ucieczce. Nie w głowie były mu już walka i przyniesienie głowy bestii królowi. Chciał przeżyć, choć wiedział, że w bezpośrednim starciu nie miał żadnych szans z takim potworem.

Łuski pokryte siarkąजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें