❖ 4 cz. 2 ❖

694 91 36
                                    

Gdy wrócił, nie martwiąc się już przynajmniej o pęcherz, spostrzegł, że postawa smoka uległa minimalnej zmianie.

— Przekazałem list wróżce — oznajmił, klepiąc się w miejscu, gdzie wcześniej za pasem miał wiadomość do króla. — Teraz możemy zabrać się do polowania.

Ku przerażeniu Shirumiego, mężczyzna nie sięgnął po leżący na trawie łuk, a wskazał na niego palcem. Dał mu jasny sygnał, że to nie on będzie strzelcem. Książę dobrze wiedział, że jeśli to jemu powierzy się to zadanie, jedynie spłoszy okoliczne ptactwo i pogubi wszystkie strzały.

— Ty go weź — burknął, nie odrywając wzroku od przedmiotów porzuconych na ziemi. Bał się, że jeśli spojrzy na smoka, jego nieporadność znowu da o sobie znać.

— Musimy podzielić się obowiązkami. Albo strzelasz, albo później patroszysz, Baranku.

Wiedział, jak go podejść. Shirumi mięso mógł przełknąć, ale nie uśmiechało mu się babranie we flakach. Najwyraźniej nadeszła pora, aby został łucznikiem, który trafia do celu.

Wziął z ziemi przedmioty i rozejrzał się wokół. Drzewa, od dziesięcioleci nienaruszone przez człowieka, osiągnęły naprawdę imponujące rozmiary — co za tym idzie, ich korony mieściły się tak wysoko, że książę musiał zadrzeć brodę tak wysoko, jak tylko potrafił, by je dostrzec. Przełknął ślinę na myśl, że musi wycelować w tak odległe, trudne do oddania precyzyjnego strzału miejsce.

— Potrafisz strzelać? — Usłyszał głos smoka. Nie stał już kilka kroków od niego, a niemal dotykał jego pleców. — Nauczyli cię tego w zamku?

Oburzony Shirumi, korzystając z bliskości, pacnął go w ramię.

— Oczywiście. — Co z tego, że nigdy nie trafiał do celu. Naciągnięcie strzały na cięciwę to już pewna sztuka. — Skupiałem się jednak na fechtunku, więc oddanie strzału na taką wysokość może być dość trudne.

Miał głęboką nadzieję, że dobrze wybrnął z sytuacji. Obrócił głowę, aby ujrzeć reakcję mężczyzny, jednak szybko tego pożałował, gdy twarz obcokrajowca zbliżyła się do niego, a silne ręce złapały za jego, choć znacznie mniejsze i delikatniejsze.

— Skoro tak, to udzielę ci szybkiej lekcji. Naciągnij cięciwę. — Shirumi, dość bliski całkowitemu odrętwieniu, spełnił polecenie bez wahania. — Rozszerz nogi — zażądał, jednocześnie butem rozsuwając stopy chłopaka. — Musisz nie tylko wiedzieć, jak wycelować, ale i jaką przyjąć postawę.

— To akurat wiem — odburknął, czując przy uchu ciepły oddech towarzysza. — Jeśli znasz się na łucznictwie, czemu ty nie strzelisz?

— Bo obawiam się, że nie dałbyś rady wypatroszyć zdobyczy. Pamiętaj, dzielimy się obowiązkami.

Shirumi przewrócił oczami. Choć smok pouczał go niczym małe dziecko, nie sprawiał przy tym wrażenia, jakby kpił z księcia. Zachowywał spokój, nie irytował go brak talentu chłopaka, jak miało to miejsce w przypadku króla.

Kolejny już raz Shirumiemu zrobiło się ciepło na sercu, wiedząc, że istnieje ktoś, kto nie jest nim zawiedziony.

— Nie możemy poszukać bażanta w trawie? — zapytał bez krzty przekonania.

Wiedział, że smok nie przystanie na tę propozycję, szczególnie że obaj mężczyźni ujrzeli już na jednej z gałęzi barwnego ptaka.

— Jeśli nie upolujemy nic na śniadanie, to zjem ciebie, Baranku.

Shirumi wypuścił strzałę — z początku myślał, że chybił. Przestraszony świszczącym grotem ptak wzniósł się do lotu, jednak już po krótkiej chwili intensywnego machania opadł na ziemię, raniony w skrzydło.

Łuski pokryte siarkąDonde viven las historias. Descúbrelo ahora