17. You Belong With Me

654 52 1
                                    

Marzec 1998

- Nie zabierzemy ich do Ministerstwa. Zabierzemy ich do Dworu. Niech zadecydują, co z nimi zrobić.

Porywacz, który trzymał Harry'ego, uśmiechał się szeroko jak dziecko w sklepie ze słodyczami – może nie wiedział dokładnie, kogo właśnie schwytał, ale wyraźnie wiedział, że byli cenni. Hermiona widziała jego podekscytowanie nawet za ziemistą skórą i brudnymi włosami i patrzyła, jak jego pokryte brudem palce zacisnęły się mocno wokół różdżki, po czym machnęły nią, by szybko związać Harry'ego i Rona razem z Deanem i Gryfkiem.

Ale nie Hermionę.

Greyback położył już rękę na jej szyi i przycisnął ją do swojej brudnej, śmierdzącej postaci, jednocześnie węsząc przesadnie w górę jej szyi i we włosy.

- Pamiętam cię, ślicznotko. - Słyszała groźbę w jego głosie.

Hermiona i Greyback spotkali się już raz, na korytarzu przed wieżą astronomiczną, w noc śmierci Dumbledore'a, a ona starała się ze wszystkich sił, aby nie pozwolić, by jej myśli wróciły do wspomnienia jego dłoni ściskającej jej gardło i rzucającej nią o szorstką kamienną ścianę, o groźbach, które jej szeptał... Musiała coś wymyślić. Musiała coś zaplanować.

Nie szli do Ministerstwa. Dobrze. Ministerstwo z pewnością byłoby w stanie natychmiast ustalić, kim byli.

Zabierali ich do „Dworu". Jakiego Dworu, nie wiedziała, a przynajmniej miała nadzieję, że nie wie. Z tyłu jej głowy rozległ się cichy głos, który natychmiast skojarzył się z ogromną, złowrogą kamienną fasadą, korytarzami wyłożonymi ciemnym aksamitem, biblioteką z jej snów, ogrodami z najpiękniejszymi kwiatami, jakie kiedykolwiek widziała, i sypialnią z miękkimi szarymi ścianami i ogromnym łóżkiem z baldachimem, w którym spędzała godziny z mężczyzną, którego...

Nie.

Nie mogła pozwolić, aby ten tok myśli ją zdradził.

Jeśli zmierzali do rezydencji, jakiejkolwiek rezydencji, musiała zachować czujność. Wewnątrz z pewnością znajdowaliby się Śmierciożercy, ale było mało prawdopodobne, aby posiadali ten sam poziom ochrony, co Ministerstwo czy Hogwart.

Gdyby znalazła sposób na odzyskanie różdżek, zanim przeminie zaklęcie żądlące, które rzuciła na Harry'ego, mieliby szansę. A z Deanem... i Gryfkiem, który potrafił wykonywać więcej magii bez różdżki niż ktokolwiek inny... tak, mogłoby się im udać.

Przyglądała się otaczającym ją porywaczom. Nic specjalnego, wyraźnie nie wtajemniczeni w wewnętrzny krąg wyznawców Voldemorta.

Z wyjątkiem Greybacka. Hermiona wiedziała, że Greyback miał większy dostęp niż reszta. Pozwolono mu nosić maskę i szaty. On był największą przeszkodą.

Gdy te myśli przebiegały z szybkością błyskawicy przez jej mózg, Greyback nadal ją wąchał i szeptał jej do ucha, gdy pozostali porywacze przygotowywali się do ich teleportacji. Widziała Rona patrzącego na nią z jawnym przerażeniem na twarzy, więc starała się zachować pozorny spokój. Gdyby spróbował zrobić coś pochopnego, natychmiast by zginęli.

Hermiona próbowała zrobić krok do przodu, podczas gdy pozostali porywacze zmusili Harry'ego, Rona, Deana i Gryfka do wstania i rozpoczęcia spaceru, ale dłoń Greybacka zacisnęła się na jej gardle, powstrzymując ją.

Chwytając ją za przedramię, obrócił ją, a ona spojrzała prosto w jego oczy, żółte i czarne, wypełnione tylko śmiercią.

- Zawsze wiedziałem, że cię znowu odnajdę, piękna. Być może będziemy musieli skorzystać z tych krótkich odwiedzin. - Rzucił głowę w stronę większej grupy. - Ale nie zapominaj, że należysz do mnie.

Amor Vincit OmniaWhere stories live. Discover now