Rozdział 10. Spacer przed kolacją.

139 28 49
                                    



Draco lekko się uśmiechnął, widząc całkowicie zdziwioną minę Hermiony, gdy wylądowali na miejscu. Puściła jego rękę od razu i odeszła kilka kroków, po czym zatrzymała się i okręciła wokół własnej osi, zatrzymując się, by stanąć z nim twarzą w twarz.

– To jest jakiś żart? – zapytała, przyglądając się mu czujnie.

– Bo ze mnie jest taki urodzony żartowniś – zadrwił, bo nie mógł się powstrzymać.

Hermiona rozejrzała się nerwowo, kompletnie nie rozumiejąc.

– A może jednak kiepski żart?

– Nie – odparł swobodnie, podchodząc do niej, by ją minąć i stanąć tuż za nią. Dał jej tym samym trochę przestrzeni.

Jego głos docierał do niej zza pleców.

– Podoba ci się?

– Pytasz, czy mi się tutaj podoba? – Echo powtórzyło jej słowa. Wzięła się wojowniczo pod boki. – Jesteśmy w lesie – stwierdziła z przekąsem. – Cholernym lesie, Malfoy.

– I co masz do niego?

– Ogólnie to nic – odpowiedziała, rozglądając się czujnie. Wszędzie panował mrok, ale niewielka polana, na jakiej się znaleźli, oświetlona była migającymi światełkami. – Ale to jednak wciąż las, a z tego, co mówiłeś, miałeś mnie zabrać gdzieś, gdzie można coś zjeść.

– I wciąż zamierzam to zrobić. – Trącił ją lekko ramieniem. – Ale wylądowaliśmy kawałek dalej, żebyśmy nie natknęli się przypadkiem na mugoli. Myślałem, że będziesz zachwycona. Las, światełka, przyjemny początek wiosny i inne bzdury.

Hermiona nie miała zamiaru przyznać wprost, że miejsce, w którym się znaleźli, rzeczywiście było wyjątkowe. Byli tutaj kompletnie sami. Otaczała ich przyjemna cisza, którą przerywał jedynie wiatr, podrywający z ziemi zeschłe po zimie liście. Odetchnęła głębiej i przez chwilę pozwoliła sobie poczuć tę przestrzeń, las, naturę i powietrze. Dawno tego nie doświadczyła i dotarło do niej, że bardzo tego potrzebowała.

Draco milczał, czekając na jej odpowiedź, ale ona jakoś nie potrafiła ubrać w słowa tego, co właśnie czuła. Po bardzo ciężkim dniu, w którego trakcie przeżyła zdecydowanie więcej, niż sobie zakładała, wychodząc rano z domu, miała serdecznie dość. A to dziwne, ewidentnie naturalnie magiczne miejsce, pomogło jej naładować baterie, szybciej niż się spodziewała.

– To jest bardzo miłe miejsce, jednak nadal nie mam pojęcia, gdzie mamy coś zjeść. – Odwróciła głowę i spojrzała mu prosto w oczy, lekko marszcząc brwi. – Bo jeśli miałeś złe zamiary, to lepiej się odsunę i wrócę do domu.

– Oszalałaś, jestem zbyt zmęczony, i jak wcześniej wspominałem, głodny.

– Wszystkie dziewczyny tu zabierasz?

– A ty jesteś moją dziewczyną? Jakoś nie zarejestrowałem tego faktu. – Uniósł jedną brew w udawanym zdziwieniu.

– Chodziło mi o kobiety, ogólnie, jako płeć, włącznie z twoją matką – zaczęła mówić szybko, czując gorąco rozlewające się po jej ciele. Nie miała w zwyczaju wygadywać takich głupot, ale przy Malfoyu nie miała większego problemu, by zrobić z siebie kogoś na kształt półgłówka.

– Chłopaków też tu zabierałem, jeśli już nasza rozmowa ma się na tym wątku skupić.

– Nie skupiajmy się na niczym, tylko chodźmy już coś zjeść. Potem cię zbadam i wrócę do siebie. Niech ten dzień się już skończy. – Ruszyła raźno w stronę światełek, które prowadziły wąską ścieżką, ale po chwili zauważyła, że Draco się nie ruszył. – Nie idziesz, czy o co ci tym razem chodzi?

Mistrzostwo Świata  [Dramione]Where stories live. Discover now