Adagio

225 14 3
                                    

A.N.: Wow... Wróciłam z obozu i jestem w szoku... Stęskniliście się chociaż trochę za mną? Bo ja za Wami bardzo :) Co mogę dodać? Miłej lektury i przepraszam, że taki krótki... - SusanSoulberry

Sprawdzałam, kto czyta tą pracę i dedykuję ten rozdział @Pani_Horan za (m.in.: wspólną miłość do tego samego chłopaka) oczywiście wspaniałe prace na twoim koncie :)

♫ ♫ ♫

Adagio

Jednen ciągły, równy dźwięk. Kap, kap, kap. Doprowadza mnie już do szału... Kap i jedna kropla przezroczystego płynu dociera do cienkiego wężyka, kap i dościga ją druga. Odgłos kroplówki, do której jestem podłączona, stał się dla mnie nie do zniesienia przez ostatnie godziny. Staram się wyłączyć myślenie, ale nie potrafię... Nie mam wbudowanych w siebie włączników-wyłączników i nie umiem działać jak maszyna. Wzdycham ciężko, a pojedyncza łza spływa mi po policzku. Nie mogę się teraz nad sobą użalać, a mimo to czuję się jak mała dziewczynka, której odebrano jedyną zabawkę. A nawet więcej niż tylko zabawkę. Prostuję i zginam obolałe palce. Robię wszystko, by nie myśleć o tym, co rani mnie najbardziej. To właśnie przez to ciche, spokojne i miarowe 'kap' zaczęło mnie irytować. Karcę siebie w duchu, bo wracam do tego, od czego chcę nieudolnie uciec.

Pracowania Amisaille, Misty, Harry... Czy naprawdę wszystko musiało się tak potoczyć? Czy ja naprawdę muszę sprowadzać na wszystkich nieszczęście? Łzy napływają mi do oczu, a ja przełykam gulę w gardle. Zasycha mi w ustach, gdy po raz kolejny dochodzę do tego samego wniosku - to moja wina. To moja wina, że Timmy zginął. To moja wina, że Misty jest ranna, a Harry walczy teraz o życie... To wszystko moja wina. Nie wiem, co musiałabym zrobić, żeby to wszystko odpokutować.

Szybkie, trzykrotne pukanie do drzwi i do pokoju weszła drobna pielęgniarka z siwymi włosami. Położyła przede mną tacę z jakimś musem, chyba jabłkowym.

- Kroplówka już nie będzie potrzebna, wracasz do zdrowia, myszko... - uśmiechnęła się niepewnie, a ja skinęłam głową w wyrazie wdzięczności, bo wreszcie nie będę słyszeć tego monotonnego odgłosu.

Zostaję sama ze swoim sumieniem. Chyba wolałam, gdy jeszcze towarzyszył mi dźwięk kroplówki. Znów analizuję po kolei wydarzenia tamtego dnia. Czuję, jak moje wnętrzności zamarzają, a moją skórę trawi prawdziwy pożar. Przypominam sobie o Emily i Noah, czerwieniąc się trochę. Niechętnie nabieram łyżeczkę musu, by go skosztować. Smakuje nie-najgorzej. Przełykam go z trudem. Harry... Poszłam do niego, by udowodnić sobie coś, czy dlatego, że naprawdę coś do niego czuję? Skomplikowane. Czemu to wszystko musi być takie skomplikowane? Szpital zaczyna mnie dobijać... Wiem, że minie jeszcze sporo czasu, zanim mnie wypuszczą, ale ja już nie mogę usiedzieć w miejscu. Jestem zamknięta, zamknięta jak wygłodniałe zwierzę, które tęskni za wolnością. Muszę zacząć coś robić, by nie oszaleć dzięki swojej podświadomości... Im bardziej staram się uciec, tym mocniej bolą mnie wspomnienia...

***

Mija kilka dni. Tak mi się wydaję, bo zgubiłam tutaj poczucie czasu. To takie dziwne, że lężę tu nieruchoma, a czas ciągle biegnie w innym kierunku, nie przystając ani na chwilę. Mocny ból głowy powoduje, że chowam twarz w dłoniach i zaciskam powieki. Po kolei wszystko do mnie wraca... Zgliszcza, dom Harry'ego, zbolały wyraz twarzy Misty.... Misty. Tak dawno jej nie widziałam... Słyszałam, że nie ma żadnych poparzeń, ale ma poważne problemy z oddychaniem. Mogę sobie wyobrazić jej chude, blade ciało na długim, białym, szpitalnym łożku. Nienawidzę z całego serca osoby, która podłożyła ogień. Nie wiem kto to, ale obiecuję, że gdy tylko się dowiem, to... Rozważam możliwości. Kto to mógł być? To pytanie nie daje mi spokoju. Skreśliłam osoby, które na pewno są niewinne. Nie wiem czemu na tej liście znalazł się Noah... Może dlatego, że to byłby finałowy pokaz braku społeczeństwa u tego chłopaka, a ja chcę się choć trochę łudzić? Jestem zmęczona tym wszystkim. Ktoś mało myśląc, zabił wielu niewinnych ludzi... Jedna łza spada na moją dłoń.

Do pokoju po trzykrotnym pukaniu weszła ta sama pielęgniarka co zawsze. Starsza pani opiekuje się mną od początku mojego pobytu tutaj. Jest niesamowicie miła, jak na kogoś, kto tyle widział. Przysiada na moim łożku na chwilę, głaszcząc mnie po włosach i nazywając 'myszką'... Czuję się, jak na herbatce u babci. Zamykam oczy, automatycznie się rozluźniając. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam taka spokojna... Nagle się krzywię, bo wspomnienia uderzają do mojej głowy. Byłam taka u Harry'ego, w jego ramionach, przy nim... Pielęgniarka przygląda mi się i kręci głową.  Staram się o coś zapytać, ale żaden głos nie chce wydobyć się z moich ust. Łzy mimowolnie zaczynają mi spływać po policzkach. 'Babcia' zaczyna mi je wycierać pomarszczonymi dłońmi i cicho podśpiewuje jedną z kołysanek. Po chwili się uspokoiłam.

- Czy mogę się z nim zobaczyć? - spytałam w końcu, trochę łamiącym się jeszcze głosem.

- Nie wiem, czy chcesz to zobaczyć, myszko... - odpowiedziała niepewnie, a ja dławię się przerażeniem rosnącym w moim przełyku.

Kiwam głową na znak, że chcę, bo to jest jedyny droby, żałosny gest na jaki teraz mnie stać. Pielęgniarka bierze mnie na wózek inwalidzki. Przemierzamy korytarze, a ja jestem pełna podziwu dla niej, bo poświęca mi tyle czasu i uwagi. Na przejściach roi się od kobiet i mężczyzn ubranych w białe stroje, ale też nie brakuje tych, którzy przyszli tu po pomoc. Chłopak z przeciętą, krwawiącą ręką; dziewczynka, która chyba połknęła coś niebezpiecznego; kobieta, która właśnie zaczęła rodzić. Staram się zbytnio nie rozglądać, ale ciekawość zwycięża. Pochłaniam każdy szczegół, jakby to były ostatnie rzeczy, które zobaczę w życiu. Przechodzimy na inne skrzydło szpitala przez duże, dwuwahadłowe drzwi. To chyba jest oddział intensywnej opieki - myślę, nie patrzac na długie rzędy białych łożek. Strach paraliżuję mnie całą, bo nie wiem, czego mogę się spodziewać. Zatrzymujemy się na chwilę przed jedną z pistacjowych zasłon.

- Proszę nie denerwować, dobrze? - poinstruowała mnie pielęgniarka głosem ciepłym i kojącym, a ja tylko ledwie przytaknęłam głową.

Odsłonięto zasłonę, ale nic nie widzę, bo znajduję się o wiele niżej na wózku niż długie ciało chłopaka, którego znam doskonale. Podjeżdżam do krawędzi łóżka, na którym on leży, by móc się przyjrzeć. Zaczynam tego żałować, gdy czuję, jak z moich płuc ucieka cały tlen. Zaparło mi dech w piersciach i panikując, nie wiem, jak go z powrotem odzyskać...

♫ ♫ ♫

I jak się podoba? Ktoś tesknił choć trochę? Jak myślicie - co się stało z Harrym? I co może się dziać teraz w Tacji? Piszcie!! :)

Ostatnie dźwięki muzyki (ZAWIESZONE)Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt