1.Obóz

2K 131 36
                                    

Bella obudziła się z ciężkim oddechem. To tylko sen - pomyślała. Opadła na spleśniały materac i zamknęła oczy, zmęczona tym wszystkim. Starała się jeszcze zasnąć, jednak mózg jej na to nie pozwolił. Cały czas obwiniała się o śmierć swojego byłego chłopaka. Gdyby tylko można było cofnąć czas...

Wychyliła głowę z namiotu. Z położenia słońca na niebie wywnioskowała, że jest 4 rano. Rozejrzała się po obozie. Jeszcze wszyscy spali. Przebrała się i wyszła z namiotu. Dostała dreszczów, kiedy wilgotne i zimne powietrze owiało jej kark. Na trawie leżała jeszcze rosa. Związując swoje blond włosy w kucyk, ruszyła przed siebie. Musiała się przejść i odreagować. Chciała choć na chwilę zapomnieć o tym co zrobiła i pozbyć się poczucia winy.

Po ataku przez sztywnych Bella z rodziną i paru innych ocalałych wyjechali z miasta do Atlanty z nadzieją znalezienia tam pomocy. Jednak jedyne co tam znaleźli to zombie. Były wszędzie. Na niewielkim wzgórzu niedaleko Atlanty rozbili obozowisko. Tam zamieszkała ich grupa. Jeszcze do tej pory żaden sztywny się tu nie dostał. 

Dopiero po chwili zorientowała się gdzie ją nogi zaniosły. Stała prawie nad jeziorem, które znajdowało się u podnóży wzgórza. Zaskoczona obejrzała się dookoła. Była przez chwilę zdezorientowana.

Kiedy się otrząsnęła, podeszła do jeziora i obmyła twarz zimną wodą. Od razu się orzeźwiła. Poczuła jak razem z wodą spływają zmartwienia z zeszłej nocy. 

Zauważyła jak woda się poruszyła. Nie przejęła się tym myśląc, że to ryby. Zobaczyła jak bąbelki powietrza wypływają na tafle wody i znikają. Przyjrzała się wodzie bardziej, przybliżając się do niej. Nagle z wody wyłonił się sztywny wydając z siebie to ochocze warczenie na widok jedzenia. 

Zaskoczona dziewczyna odskoczyła do tyłu. Chciała krzyczeć, ale nie potrafiła. Zombie był co raz bliżej. Czołgał się w jej stronę. Zaczęła poszukiwać noża w swoim pasie. Przypomniało jej się, że pas wisi w namiocie. Zakryła się przygotowując na najgorsze.

Wtedy usłyszała wystrzał. Powoli odsłoniła twarz. Przed sobą zobaczyła zombie z kulką we łbie. Na jej spodniach i rękach widniały malutkie kropki krwi.

Poczuła jak ktoś podciąga ją w górę, aby stanęła na nogi. Nie potrafiła się otrząsnąć. Cały czas patrzyła na sztywnego, którego mogła być przekąską.

-Bella!- słyszała przytłumiony krzyk. -Bel spójrz na mnie!- usłyszała wyraźniej.

Spojrzała na swojego przyjaciela, który wpatrywał się w nią zmartwiony.

-Bella wszystko okey? Nic ci nie jest? Nie ugryzł cię?- obsypał ją milionami pytań, szukając wzrokiem ugryzienia lub zadrapania na jej ciele.

Dziewczyna jedynie zaprzeczyła, kiwając głową. Carl spojrzał jej w oczy i przytulił mocno. Bella zaskoczona otworzyła oczy, nie obejmując go. Nie wiedziała co zrobić. Carl nigdy nie był w stosunku do niej taki czuły.

-Chodźmy stąd.- złapał ją za rękę i pociągnął w stronę ścieżki.

Kiedy doszli do obozu wszyscy byli już na nogach. Rick zakładał właśnie pas z bronią. Spojrzał na nas zaskoczony.

-Wszystko w porządku? Słyszeliśmy wystrzał.- powiedział patrząc na Carla.

-Sztywny się przedostał. Wyszedł z jeziora.- powiedział chłopak, puszczając jej dłoń.

-Co wy tam robiliście o tej godzinie?- zapytał Jackson - ojciec Belli.

Dziewczyna spojrzała w jego stronę. Tylko tego brakowało żeby on się czepiał.

PRAWIE MARTWA - The Walking DeadWhere stories live. Discover now