Jackson potrzebował sporo wsparcia, dlatego też Maggie wskoczyła na konia i udała się w stronę autostrady, gdzie znajdowała się jego córka. Dziewczyna zauważyła kobietę, kiedy przemieszczała się konno między samochodami. Wstała wtedy na równe nogi i złapała za pistolet, który trzymała za pasem.
-Isabella Walsh?!- krzyknęła kobieta.
Kiedy blondynka usłyszała swoje imię to o mało ponownie nie spotkała się z asfaltem.
Kobieta zatoczyła wokół niej koło na wiernym koniu.
-To ty jesteś Bella?- nastolatka nawet nie zdążyła się odezwać. -Przysłał mnie tu Jackson, twój ojciec.
-Bel!- z kampera wyłonił się Carl. Na widok kobiety nie wiedział co powiedzieć. -Kim ty jesteś?!- zwrócił się do jeźdźca.
-Posłuchaj mnie Isabello. Musimy natychmiast jechać na farmę. Był wypadek. Twój brat został postrzelony i walczy o życie. Jackson prosił żebym po ciebie przyjechała.- podała jej rękę w dół w geście pomocy wejścia na konia.
Blondynka spojrzała jej w oczy. Były wyjątkowo zielone. Nie wiedziała co robić, ale musiała zaufać kobiecie. Niezwłocznie złapała za jej dłoń.
-Bella! Co ty wyprawiasz?!- krzyknął wściekły Carl. -Nie znamy jej! Nie możesz z nią jechać!
To wybawiło resztę na zewnątrz.
Dziewczynie nie mogło przejść żadne słowo przez gardło. Za to Maggie zabrała głos.
-Musicie się cofnąć do Faybern Road, 3 kilometry dalej znajduje się nasza farma.- brunetka pogoniła konia i pogalopowały z Bellą w nieznaną jej stronę.
Dziewczyna odwróciła się na chwilę i spojrzała na Carla. Chłopak stał nieruchomo i patrzył, jak blondynka się oddala.
***
Jackson opierał się o drewnianą belkę prawym ramieniem, z rękami włożonymi do kieszeni i podziwiał piękno farmy. Na chwilkę zapomniał o troskach i zatracił się w spokoju panującym w tamtym miejscu. W tle słychać było jedynie dzwonki wietrzne.
Tą sielankę zakłóciło wejście weterynarza. Mężczyzna podszedł do niego i spojrzał w tą samą stronę co były żołnierz.
-Pięknie tu.- powiedział krótko Jackson.
-Ta ziemia należy do mojej rodziny od 160 lat.- poinformował go białowłosy mężczyzna.
-Nie mogę uwierzyć w to, jak tutaj spokojnie... mieliście szczęście.- powiedział z lekką nutką zazdrości w głosie.
Herschel odwrócił głowę w nieznanym Jacksonowi wcześniej kierunku.
-Nie wyszliśmy z tego bez szwanku.- sprostował myśli ojca postrzelonego chłopca. -Straciliśmy przyjaciół, sąsiadów... epidemia zabrała mi żonę i pasierba.- wspomniał o nich z tęsknotą.
-Bardzo mi przykro.- wyraził skruchę niebieskooki. Chciał wspomnieć o swojej zmarłej żonie, ale powstrzymał się.
-Na szczęście moje córki się uratowały... dziękuję za to Bogu.
W tym samym momencie córki obu mężczyzn galopowały na koniu przez tą samą łąkę, po której jeszcze wczoraj przedzierał się Jackson ze swoim rannym synem. Ojcowie spojrzeli jednocześnie w tą samą stronę. Były żołnierz wybiegł na powitanie córce. Chciał się podzielić z kimś swoim żalem.
-Tato..!- Bella zeskoczyła z konia i wbiegła mu w ramiona. -Gdzie jest Izaack?- zapytała.
Ojciec zaprowadził ją do domu nowego przyjaciela. Tam leżał jej brat, oddychając spokojnie. Był już po ciężkiej operacji, podczas której Herschel pozbył się wszystkich odłamków kuli.
ESTÁS LEYENDO
PRAWIE MARTWA - The Walking Dead
FanficJako dziecko Bella chciała być nieśmiertelna. Bała się umrzeć i pójść do piekła zamiast nieba. Miała nadzieję, że Pan Bóg pozwoli jej żyć wiecznie. Jednak, kiedy weszła w nastoletni wiek wszystko się zmieniło... ona się zmieniła. Już nie była jak ta...