11. Wymarzone miejsce

701 53 20
                                    

Jackson potrzebował sporo wsparcia, dlatego też Maggie wskoczyła na konia i udała się w stronę autostrady, gdzie znajdowała się jego córka. Dziewczyna zauważyła kobietę, kiedy przemieszczała się konno między samochodami. Wstała wtedy na równe nogi i złapała za pistolet, który trzymała za pasem.

-Isabella Walsh?!- krzyknęła kobieta.

Kiedy blondynka usłyszała swoje imię to o mało ponownie nie spotkała się z asfaltem. 

Kobieta zatoczyła wokół niej koło na wiernym koniu.

-To ty jesteś Bella?- nastolatka nawet nie zdążyła się odezwać. -Przysłał mnie tu Jackson, twój ojciec.

-Bel!- z kampera wyłonił się Carl. Na widok kobiety nie wiedział co powiedzieć. -Kim ty jesteś?!- zwrócił się do jeźdźca.

-Posłuchaj mnie Isabello. Musimy natychmiast jechać na farmę. Był wypadek. Twój brat został postrzelony i walczy o życie. Jackson prosił żebym po ciebie przyjechała.- podała jej rękę w dół w geście pomocy wejścia na konia.

Blondynka spojrzała jej w oczy. Były wyjątkowo zielone. Nie wiedziała co robić, ale musiała zaufać kobiecie. Niezwłocznie złapała za jej dłoń.

-Bella! Co ty wyprawiasz?!- krzyknął wściekły Carl. -Nie znamy jej! Nie możesz z nią jechać!

To wybawiło resztę na zewnątrz. 

Dziewczynie nie mogło przejść żadne słowo przez gardło. Za to Maggie zabrała głos.

-Musicie się cofnąć do Faybern Road, 3 kilometry dalej znajduje się nasza farma.- brunetka pogoniła konia i pogalopowały z Bellą w nieznaną jej stronę.

Dziewczyna odwróciła się na chwilę i spojrzała na Carla. Chłopak stał nieruchomo i patrzył, jak blondynka się oddala.

***

Jackson opierał się o drewnianą belkę prawym ramieniem, z rękami włożonymi do kieszeni i podziwiał piękno farmy. Na chwilkę zapomniał o troskach i zatracił się w spokoju panującym w tamtym miejscu. W tle słychać było jedynie dzwonki wietrzne.

Tą sielankę zakłóciło wejście weterynarza. Mężczyzna podszedł do niego i spojrzał w tą samą stronę co były żołnierz.

-Pięknie tu.- powiedział krótko Jackson.

-Ta ziemia należy do mojej rodziny od 160 lat.- poinformował go białowłosy mężczyzna.

-Nie mogę uwierzyć w to, jak tutaj spokojnie... mieliście szczęście.- powiedział z lekką nutką zazdrości w głosie.

Herschel odwrócił głowę w nieznanym Jacksonowi wcześniej kierunku. 

-Nie wyszliśmy z tego bez szwanku.- sprostował myśli ojca postrzelonego chłopca. -Straciliśmy przyjaciół, sąsiadów... epidemia zabrała mi żonę i pasierba.- wspomniał o nich z tęsknotą.

-Bardzo mi przykro.- wyraził skruchę niebieskooki. Chciał wspomnieć o swojej zmarłej żonie, ale powstrzymał się.

-Na szczęście moje córki się uratowały... dziękuję za to Bogu.

W tym samym momencie córki obu mężczyzn galopowały na koniu przez tą samą łąkę, po której jeszcze wczoraj przedzierał się Jackson ze swoim rannym synem. Ojcowie spojrzeli jednocześnie w tą samą stronę. Były żołnierz wybiegł na powitanie córce. Chciał się podzielić z kimś swoim żalem.

-Tato..!- Bella zeskoczyła z konia i wbiegła mu w ramiona. -Gdzie jest Izaack?- zapytała.

Ojciec zaprowadził ją do domu nowego przyjaciela. Tam leżał jej brat, oddychając spokojnie. Był już po ciężkiej operacji, podczas której Herschel pozbył się wszystkich odłamków kuli.

Has llegado al final de las partes publicadas.

⏰ Última actualización: Jul 26, 2017 ⏰

¡Añade esta historia a tu biblioteca para recibir notificaciones sobre nuevas partes!

PRAWIE MARTWA - The Walking DeadDonde viven las historias. Descúbrelo ahora