9. Jeden strzał

816 76 33
                                    

Jackson wypełznął z pod samochodu. Złapał swój pistolet i rzucił się za dziećmi, w stronę lasu. Sprawnie przeskoczył niski płot i powoli zjechał na tyłku w dół.

Starał się zachować spokój, ale jego syn był w niebezpieczeństwie. Znów poczuł to przerażenie, które ogarnęło go, kiedy dowiedział się, że jego żona może nie przeżyć.

Zmobilizowany złymi wspomnieniami, ruszył przed siebie.

***

Bella wysiadła z samochodu, kiedy tylko Sztywni się oddalili. Popędziła w stronę szlochającej Carol, która była pocieszana przez Lori.

-Ciii...- wszystko będzie dobrze.- przytulała ją do siebie, głaszcząc po głowie.

Blondynka szukała wzrokiem swojego ojca i brata, jednak nigdzie nie mogła znaleźć szerokich barków Jackson'a i szczupłej sylwetki Isaac'a. 

-Gdzie oni są?- zapytała przerażonym głosem, patrząc na kobiety.

Carol tylko jeszcze bardziej zaczęła płakać i wtuliła się w żonę Rick'a, stojącego obok. Lori spojrzała na Belle wzrokiem "nie wiem, jak ci to powiedzieć". Dziewczyna poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła. Zamrugała dwa razy, gdy wyczuła, jak pod jej powiekami zbierają się łzy. Zakryła usta dłonią. Przewidywała najgorsze. 

-Gdzie oni są?!- wydarła się załamanym głosem.

Andrea wyszła zakrwawiona z kamperu, a chwilę po niej do grupy doszli też Glenn i T-dog oraz Staruszek. Wszyscy byli ciekawi co się dzieje i jednocześnie przestraszeni tym co się mogło wydarzyć.

-Gdzie oni są?- powiedziała godnym pożałowania tonem.

Rick postanowił przejąć pałeczkę.

-Twój brat z Sophią uciekli do lasu...- mężczyzna wskazał na wielki las, ciągnący się parędzieścia kilometrów wzdłuż autostrady. -A Jackson poszedł ich szukać.

-Co..?- spojrzała na Rick'a zdumiona, kręcąc głową i cofając się o dwa kroki.

Nie potrafiła przyswoić tych informacji. Poczuła, jak robi się jej słabo. Zrobiła trzy, powolne kroki w stronę lasu i upadła, uderzając głową o twardy asfalt.

***

Przerażony Isaac ciągnął za sobą przyjaciółkę. Nie miał pojęcia, gdzie właśnie biegnie, ale wiedział, że musi oddalić się jak najbardziej od goniących ich zombie.

-Isaac... zwolnij.- powtarzała dziewczynka. -Isaac, proszę...

Mimo próśb chłopak, trzymając kurczowo jej rękę, biegł dalej, przedzierając się przez gąszcz lasu.

Nagle poczuł, jak coś ciągnie go za rękę, którą wcześniej trzymała Sophia, w dół. Obrócił się szybko i zobaczył przyjaciółkę na ziemi.

Brunetka potknęła się o wystający korzeń, obcierając łokieć i dwa kolana.

-Ał...- usłyszał jej stęk.

Szybko pomógł jej się podnieść. Do kolan miała poprzyklejaną ściółkę lasu.

-Musimy biec dalej Sophia!- powiedział, patrząc za nią, szukając wzrokiem Sztywnych.

Dziewczyna zrobiła parę kroków i znowu upadła, łapiąc się za kostkę.

-Strasznie mnie boli... nie mogę.- jęknęła przez łzy.

-Co teraz? Co teraz?- powtarzał w głowie. -Muszę znaleźć jakąś kryjówkę bo nas znajdą.

Chłopak obrócił się parę razy wokół własnej osi, zanim dostrzegł niewielką jamę znajdująca się zaraz obok bagna.

PRAWIE MARTWA - The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz