10. Nie zabieraj go

807 64 22
                                    

Jackson biegł ile sił w nogach z Izaack'iem na rękach. Przedzierał się przez wysoką trawę, kiedy ujrzał farmę. Mimo tego, że czuł ogromne zmęczenie to nie mógł przestać biec. Mężczyzna, który strzelał do jelenia kazał mu się tutaj udać, mówiąc, że jest tu ktoś kto zajmie się jego synem.

Gdy policjant dobiegał do płotu, zauważyła go kobieta patrząca przez lornetkę. Była przeciętnego wzrostu. Miała krótkie włosy koloru kasztanowego, które ledwo sięgały do połowy jej szyi i niewielkie piersi zakryte łososiową koszulką na ramiączkach. 

Przerażona odsunęła lornetkę od twarzy.

-Tato!- wbiegła do domu.

Po chwili drzwi otworzyły się z impetem i wszyscy domownicy znaleźli się na zewnątrz.

-Ugryziony?!- zapytał siwy mężczyzna, który najwidoczniej był głową rodziny.

-Postrzelony.- odpowiedział zdyszany Jackson. -Przez jednego z waszych.

-Otis?- powiedziała zaskoczona kobieta w zwiewnej sukience w kwiaty.

Starszy mężczyzna wyszedł naprzeciw byłemu żołnierzowi.

-Kazał pytać o Hershel'a.- spojrzał błagalnie na mężczyznę. -Proszę pomóż mojemu synkowi...

-Wnieś go do środka!- odpowiedział i ruszył w kierunku drzwi wejściowych. -Patricia przynieś mój zestaw! Maggie środki przeciwbólowe! Wszystko co mamy! Czyste ręczniki, prześcieradła, alkohol!- rozkazywał, jak na sali operacyjnej.

Mężczyzna odrzucił kołdrę z łóżka i kazał położyć na niej Issac'a. Jackson nie wiedząc co się dzieje, zrobił co kazał Hershel. Zmartwiony rozstawał się z synem. Nie mógł odwrócić wzroku od jego zamkniętych powiek. Wyglądał zupełnie, jakby spał. Jedynie dziura w brzuchu po postrzale dawała do myślenia.

-Czy... czy on żyje?- powtarzał.

Nie uzyskał szybkiej odpowiedzi. Hershel wolał zająć się dzieckiem, zamiast odpowiadać na pytania ojca. Oni zawsze zachowywali się tak samo.  Martwili się o swoje dzieci. Jednak to on musiał teraz w stresie ratować chłopca.

Wziął stetoskop do rąk i zbadał chłopca.

-Wyczuwam jego bicie serca... jednak bardzo słabe.- odpowiedział.

Jackson jak idiota wpatrywał się, jak ludzie wokół niego pomagają Izaack'owi. Przypomniało mu się wbiegnięcie na sale operacyjną żony. Leżała na stole z rozbitą głową, a jej ciało było całe posiniaczone. Tylko to udało mu się wtedy zauważyć, ponieważ zaraz został wyprowadzony.

-Jak się nazywasz?- zapytał siwy mężczyzna.

Policjant spojrzał na niego niezrozumiale. Dopiero po chwili do niego doszło o co zapytał starzec.

-Jestem... jestem Jackson.- powiedział, jakby chciał przekonać o tym samego siebie.

-W takim razie odsuń się Jackson. Potrzebujemy miejsca, żeby uratować twojego syna.- odparł Hershel.

Jackson zrobił dwa kroki do tyłu, a na jego miejsce wkroczyła już Maggie z kroplówką w ręce.

Ojciec operowanego syna wyszedł z pokoju na miękkich nogach, jakby był pijany. Kiedy tylko wkroczył do kolejnego pomieszczenia, zobaczył przez okno, jak przez pole biegnie Otis i Rick.

Na widok przyjaciela wyszedł natychmiast na zewnątrz. Rick pobiegł do niego.

-Co z nim?- zapytał zmachany.

-Operują go teraz.- odparł.

Po chwili koło nich znalazł się też mężczyzna przy kości, który postrzelił chłopca. Jackson sięgnął do swojego pasa po broń. To było silniejsze od niego. Chciał zemsty. Nie wiedział czy jego syn przeżyje. Wiedział tyle, że na pewno bardzo będzie cierpiał przez tego mężczyznę.

PRAWIE MARTWA - The Walking DeadWhere stories live. Discover now