Nagle oboje usłyszeli krzyki i piski. Bella szybko zgasiła silnik i sięgnęła po plecak, który został na tylnym siedzeniu. Wyciągnęła z niego broń i spojrzała na Carla. Chłopak również nie wiedział o co chodzi, ale wyciągnął swój pistolet ze spodni.
Kiedy otworzyła drzwi samochodu, usłyszała strzały. Praktycznie wyskoczyła z samochodu i pobiegła w stronę obozu bez zastanowienia. Brunet biegł zaraz za nią, z odbezpieczoną już bronią w ręce.
To co Bella tam zobaczyła było istną masakrą. Zombie były wszędzie. Obóz był całkowicie spenetrowany, a w powietrzu unosił się silny zapach zgnilizny. Wszystko działo się tak szybko. Rick strzelał do sztywnych, Jackson wołał Isaac'a, Carol szukała Ed'a i Sophii, Morales szukał swojej żony i dzieci. Strzały padały praktycznie z każdej strony.
-Nie!!!- usłyszała krzyk Andrey.
Spojrzała w jej stronę. Właśnie strzeliła do zombiego, który wbił się w szyję Amy, jak w kanapkę z szynką i pomidorem. Kanibal padł na ziemię, a Amy zaraz za nim upadła na kolana i złapała się za silnie krwawiącą szyję.
Siostra szybko do niej podbiegła i przycisnęła rękę do rany, żeby zatamować krwawienie. Blondynka ledwo oddychała. Brała płytkie i szybkie oddechy. Przerażona patrzyła na siostrę.
-Czy ja umrę?- udało jej się wypowiedzieć, po dłuższych zmaganiach.
-Nie...- zapłakana Andrea, pokiwała głową.
Bella stała z boku i strzelała do zombie, przyglądając się temu. Wiedziała, że Amy trzeba będzie zabić. To musi być dla Andrey ciężkie. W końcu po wybuchu epidemii straciła wszystkich, prócz siostry. Była dla niej wszystkim... i właśnie ją traciła.
Amy była starsza od niej o rok. Świetnie się z nią dogadywała w tym świecie zabijania, aby przeżyć. Niegdyś piękna blondynka z szerokim uśmiechem na ustach i dobrym wspływem na wszystko co się rusza. Teraz konająca dziewczyna czekająca jedynie na śmierć i cierpienie.
-Bella!- usłyszała krzyk ojca.
Szybko obróciła się do tyłu. Biegł do niej zmachany i zrozpaczony.
-Nigdzie nie ma Isaac'a.- powiedział szybko.
-Jak to nie ma?!- wrzasnęła.
Na myśl, że może stracić brata zrobiło jej się słabo. Szybko ruszyła na jego poszukiwania do lasu, razem z ojcem. Przyłączył się do nas także Carl. Szli w głąb lasu, nawołując jego imię.
-Isaac!- krzyczała. -Isaac, gdzie jesteś?!
-Isaac Walsh!- krzyknął jej ojciec. -Natychmiast wychodź!
Stwierdzili, że trzeba się rozdzielić. Bella poszła na północ, w stronę jeziora, Carl ruszył na wschód, a Jackson dostał teren na zachód od obozu.
Bella schodziła właśnie po stromym zboczu, kierując się do jeziora.
-Isaac?!- krzyczała. -Isaac, jesteś tu?!
-Bella?- usłyszała cicho.
-Isaac!- powiedziała uradowana i zbiegła z reszty górki. -Gdzie jesteś?
-Tutaj! Utknąłem.- powiedział jej młodszy brat.
Blondynka zobaczyła go w świetle księżyca pod stromą ścianką. Ciągnął się mocno za nogę, nie mogąc jej wyciągnąć.
-Tutaj Bella!- krzyknął.
Dziewczyna szybko do niego podbiegła i oceniła sytuacje. Musiał się tu schować, kiedy zobaczył jak sztywni demolują obóz. Niestety wsadził nogę w dziurę i się zaklinował.
YOU ARE READING
PRAWIE MARTWA - The Walking Dead
FanfictionJako dziecko Bella chciała być nieśmiertelna. Bała się umrzeć i pójść do piekła zamiast nieba. Miała nadzieję, że Pan Bóg pozwoli jej żyć wiecznie. Jednak, kiedy weszła w nastoletni wiek wszystko się zmieniło... ona się zmieniła. Już nie była jak ta...