6. Z deszczu pod rynne

987 81 24
                                    

Nagle oboje usłyszeli krzyki i piski. Bella szybko zgasiła silnik i sięgnęła po plecak, który został na tylnym siedzeniu. Wyciągnęła z niego broń i spojrzała na Carla. Chłopak również nie wiedział o co chodzi, ale wyciągnął swój pistolet ze spodni.

Kiedy otworzyła drzwi samochodu, usłyszała strzały. Praktycznie wyskoczyła z samochodu i pobiegła w stronę obozu bez zastanowienia. Brunet biegł zaraz za nią, z odbezpieczoną już bronią w ręce. 

To co Bella tam zobaczyła było istną masakrą. Zombie były wszędzie. Obóz był całkowicie spenetrowany, a w powietrzu unosił się silny zapach zgnilizny. Wszystko działo się tak szybko. Rick strzelał do sztywnych, Jackson wołał Isaac'a, Carol szukała Ed'a i Sophii, Morales szukał swojej żony i dzieci. Strzały padały praktycznie z każdej strony.

-Nie!!!- usłyszała krzyk Andrey. 

Spojrzała w jej stronę. Właśnie strzeliła do zombiego, który wbił się w szyję Amy, jak w kanapkę z szynką i pomidorem. Kanibal padł na ziemię, a Amy zaraz za nim upadła na kolana i złapała się za silnie krwawiącą szyję.  

Siostra szybko do niej podbiegła i przycisnęła rękę do rany, żeby zatamować krwawienie. Blondynka ledwo oddychała. Brała płytkie i szybkie oddechy. Przerażona patrzyła na siostrę.

-Czy ja umrę?- udało jej się wypowiedzieć, po dłuższych zmaganiach.

-Nie...- zapłakana Andrea, pokiwała głową.

Bella stała z boku i strzelała do zombie, przyglądając się temu. Wiedziała, że Amy trzeba będzie zabić. To musi być dla Andrey ciężkie. W końcu po wybuchu epidemii straciła wszystkich, prócz siostry. Była dla niej wszystkim... i właśnie ją traciła.

Amy była starsza od niej o rok. Świetnie się z nią dogadywała w tym świecie zabijania, aby przeżyć. Niegdyś piękna blondynka z szerokim uśmiechem na ustach i dobrym wspływem na wszystko co się rusza. Teraz konająca dziewczyna czekająca jedynie na śmierć i cierpienie.

-Bella!- usłyszała krzyk ojca.

Szybko obróciła się do tyłu. Biegł do niej zmachany i zrozpaczony.

-Nigdzie nie ma Isaac'a.- powiedział szybko.

-Jak to nie ma?!- wrzasnęła.

Na myśl, że może stracić brata zrobiło jej się słabo. Szybko ruszyła na jego poszukiwania do lasu, razem z ojcem. Przyłączył się do nas także Carl. Szli w głąb lasu, nawołując jego imię.

-Isaac!- krzyczała. -Isaac, gdzie jesteś?!

-Isaac Walsh!- krzyknął jej ojciec. -Natychmiast wychodź!

Stwierdzili, że trzeba się rozdzielić. Bella poszła na północ, w stronę jeziora, Carl ruszył na wschód, a Jackson dostał teren na zachód od obozu.

Bella schodziła właśnie po stromym zboczu, kierując się do jeziora.

-Isaac?!- krzyczała. -Isaac, jesteś tu?!

-Bella?- usłyszała cicho.

-Isaac!- powiedziała uradowana i zbiegła z reszty górki. -Gdzie jesteś?

-Tutaj! Utknąłem.- powiedział jej młodszy brat.

Blondynka zobaczyła go w świetle księżyca pod stromą ścianką. Ciągnął się mocno za nogę, nie mogąc jej wyciągnąć.

-Tutaj Bella!- krzyknął.

Dziewczyna szybko do niego podbiegła i oceniła sytuacje. Musiał się tu schować, kiedy zobaczył jak sztywni demolują obóz. Niestety wsadził nogę w dziurę i się zaklinował.

PRAWIE MARTWA - The Walking DeadWhere stories live. Discover now