Rozdział 12

480 38 0
                                    

Ashley POV:

Ciemność.

Jasność.

Ciemność. Nie wiem co się ze mną działo, ale mam nadzieję, że moja ofiara nie pójdzie na marne. Gdybym mogła to uśmiechnęłabym się. To głupie. Wiem. Śmiać się z tego, że się umiera? Totalny idiotyzm. Chcę, żeby schwytali tę sukę. Musi ponieść konsekwencje. Jeśli im się nie uda wstanę z grobu i sama ją zabiję. Właściwie jedyną rzeczą, którą czułam, był ból. Wszechogarniający, przyćmiewający myśli. Tylko to czułam. A potem czułam się tak jakby wyciągano mnie z bardzo głębokiej wody. Słyszałam głosy. Aniołowie? Nie sądzę. Moje życie nie było zbyt... Hmmmm... Dobre? Usiłowałam otworzyć oczy, żeby zobaczyć co tam się do jasnej cholery dzieje. Udało się dopiero przy jakiejś trzydziestej próbie. Od razu podszedł do mnie jakiś koleś w białym fartuchu i zaczął mi świecić latarką po oczach. Ja ci zaraz poświecę, dziadu jeden! Ignorując ból wyciągnęłam lewą rękę i wytrąciłam mu z dłoni narzędzie zbrodni.

-Co to za pomysł, żeby ludziom po oczach świecić?!- gdy tylko to powiedziałam lekarze zbiegli się do mnie i zaczęli mnie badać. Co za brak szacunku! Gdy skończyli, odwieźli mnie do jednej z sal, a ja zapadłam w bardzo niespokojny sen.

Sherlock POV:

Cholerny Watson! Siedziałem na sali szpitalnej koło łóżka Ashley, zamiast siedzieć w domu i spać. Jest północ! Ale oczywiście pan to-wszystko-twoja-wina stwierdził, że  mam siedzieć i jej pilnować. Bo nieprzytomni ludzie tak często uciekają. Co do samej chorej domyśliłem się co się stało. Niby stare baby, a takie durne. Kiedy przeklinałem w myślach na czym świat stoi, zauważyłem, że  kobieta zaczęła się wiercić i coś krzyczeć:

-Nie! Co wyście zrobili! Cholerne sukinsyny! Pozabijam was. Powystrzelam jak kaczki. Nie... To nie może być prawda!- po tych słowach jej oczy szeroko się otwarły a ona sama zerwała się do pozycji siedzącej. Ta próba zakończyła się tylko jękiem bólu i opadnięciem na poduszki. Oddychała ciężko. Postanowiłem, że muszę coś zrobić. Postanowiłem więc poklepać ją po ramieniu. Nie jestem w mistrzem w pocieszaniu. Gdy tylko zobaczyła, że próbuję to zrobić, odsunęła się jak najdalej ode mnie z krzykiem:

-Nie dotykaj mnie!!!- posłusznie wróciłem na swoje miejsce.- Co ty tu do jasnej cholery robisz?

-John mi kazał.- kobieta położyła się z powrotem na poduszkach i przez chwilę leżeliśmy w ciszy.-Przepraszam.

-Takich rzeczy się nie wybacza.

-O Boże, ale ty jesteś nieznośna!

-To nie wszystkie moje zalety.

-Naprawdę mi nie wybaczysz?

-Nie?

-Ale...

-Aż żałuję, że wtedy nie umarłam.

-John by cię wtedy zabił.

-Zaraz ja zabiję ciebie. 

Sherlock Holmes- Zmiany~zakończoneWhere stories live. Discover now