Krwiożercze porwanie

444 20 2
                                    

Obudziłam się leżąc na tylnym siedzeniu jakiegoś auta. Kierował niejaki William. Nie miałam pojęcia gdzie jestem. Bałam się wstać, nie chciałam żeby mężczyzna mnie zauważył.

- Dobrze się spało?- znowu się tak nie przyjemnie śmiał.Jednak widzał mój ruch.

- Gdzie jesteśmy i dokąd jedziemy?- powoli zaczynałam panikować.

- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadza, ale kiedy byłaś nie przytomna postanowiłem cię... posmakować.- po tych słowach dotknęłam swojej szyi. Zabrałam rękę z miejsca, w którym ją trzymałam. Jedyne co widziałam to opuszki palców całe we krwi. Mojej krwi.- Smakujesz niezwykle. Pachniesz też bardzo apetycznie.- jego śmiech przeszył moje uszy. Brzydziłam się tym nienormalnym stworzeniem.

Jechaliśmy jeszcze pięć minut. Przemieszczaliśmy się w ciszy. Nie zbierało mi się na żadną rozmowę, ale czułam, że serce mi wali jak młot. Wtem auto zatrzymało się przy jakimś małym, szarym domku, do którego prowadziła polna droga, zaczynająca się przy ulicy. Przed budynkiem był mały niezadbany ogród i srebrna toyota, co mnie zdziwiło, bo budowla wskazywała, że domownicy nie mają za dużo pieniędzy. Wampir wyszedł z pojazdu i błyskawicznie się zjawił otworzył drzwi z mojej strony. Szarpnął mnie za włosy i wywlekł z siedzenia. Było słonecznie, więc zdziwiłam się czemu on nie płonie, niczym zapałka.

- Czy światło słoneczne nie powinno cię ranić?- nie odezwał się.

- Pójdziemy w miejsce gdzie są inni.- już nie było żadnego weselenia się. Jego ton głosu stał się ostry i hardy.

Weszliśmy do środka. Nie było tam żadnych mebli, tylko drewniana podłoga i białe ściany. Po prawej od wejścia znajdowały się schody, które prowadziły w dół, zapewne do piwnicy. Schodząc po tych be-tonowych schodach zauważyłam, że mężczyzna mnie puścił. Zeszłam, a po lewej zauważyłam drzwi. Moja „obstawa” kazała mi je otworzyć, a tam zauważyłam pięć bladych facetów, którzy spoglądali na mnie jak na coś rzadkiego. Niechętnie przyznałam, że ich wygląd mógł zwalić z nóg. Przełknęłam nerwowo ślinę. Jeden z nich się uśmiechnął i powiedział:

- Nareszcie coś do jedzenia.- zrobił jeden krok w przód.- William, ty nie jesz. Jak widzę już się poczęstowałeś.- wysłał mu nieprzyjemne spojrzenie. Nie usłyszał kąśliwej odpowiedzi, którą ktoś taki jak on wypowiedziałby, najwyraźniej tamten kimś w rodzaju lidera.

- Zróbcie to szybko, proszę.- zaskoczyło mnie moje opanowanie.

- Jest tu sześć głodnych wampirów, to potrwa małą, bezbolesną chwilkę.- jego uśmiech się poszerzył.

- Jak to sześć? - Jest jeszcze jeden, zostawimy trochę dla niego. Nie martw się.- jego śmiech pozostawił echo w mojej głowie.

Podszedł do mnie nachylił się nade mną, odgarnął włosy i wbił się boleśnie w moją poranioną szyję. Czułam jak wypija moją krew razem z energią. Nie trwało to długo. Wstał i wytarł resztki. Podszedł jakiś wysoki i chudy gość z brązowymi włosami. Było to samo. Ten sam ból, ale tym razem byłam bardziej zmęczona. Kolejny i kolejne męczarnie. Nie lubiłam nigdy oddawać płynów. Omdlałam. Upadłam na podłogę.

- Wstań.- powiedział jakiś starszy krwiopijca.

Nic nie odpowiedziałam. Usłyszałam otwierane drzwi i kroki. Podejrzewałam, że przyjdzie kolejny potwór, który wyssie ze mnie resztki życia. Właśnie zbliżał się kolejne ugryzienie, gdy drzwi od tego pomieszczenia otworzyły się.

- Nie!- to był przerażony, ale znajomy i kojący mnie głos.

Resztkami sił odwróciłam się. Stał tam Daniel. Nie byłam w stanie myśleć.

- Hej Dany.- nigdy tak do niego nie powiedziałam, ale to wydawało mi się pieszczotliwe.

- Znasz tego człowieka?- zapytał z wielkim zdziwieniem William.

- Precz od niej z rękoma!- w jednej chwili chłopak mocno się zezłościł.- Niewolno wam dotykać nikogo kto może coś znaczyć dla kogokolwiek z nas!

- Zabawne.- prychnął jakiś, niewiele starszy od mojego przyjaciela facet.- Sugerujesz, że nie wolno nam się pożywić tylko dlatego, iż ty sobie ubzdurałeś, że interesuje cię to coś?- wyraźnie był zdegustowany zaistniałą sytuacją. Nagle podbiegł do mnie tym niesamowicie szybkim tempem, złapał mnie za włosy i pociągnął w górę. Szamotałam się, choć to powodowało większy ból.- Tylko dla tego pozbawiasz nas jedzenia i obrzydzić tym chorym związkiem z człowiekiem?!- kiedy wykrzyczał ostatnie zdanie, Daniel nie wytrzymał i rzucił się na niego. Zostałam puszczona, ale chłopak pchnął tego gościa z taką siłą, że przeleciał przez pokój, uderzając o ścianę. Wstał i otrząsnął się. Nie pozostawał mu dłużny. Walczyli brutalnie i zaciekle. Zdziwiło mnie, że inne wampiry nie chcą pomóc lub jakoś zareagować. Stali i patrzyli jak gdyby w nieciekawy film. Mój przyjaciel zaczął przegrywać. Dostał w nos z całej siły, normalnych ludzi by to ostro zraniło, ale jego tylko lekko wytrąciło z równowagi. Nie mogąc patrzeć na jego cierpienie chciałam coś zrobić. Nie wiedziałam co. Ta bezczynność i wszystko doprowadzało mnie do szału. Przerażenie i adrenalina wzrastały.

- Nie! Zostaw go!- wszyscy zwrócili wzrok na mnie. Ich oczy wyrażały niesłychane zdziwienie tym co się stało. Z moich ust wybuchł wielki, pomarańczowy płomień. Starałam się wydawać nie wzruszoną, ale chyba nie wyglądało to wiarygodnie.- My teraz wyjdziemy, a wy nas zostawicie w spokoju albo będę zmuszona... was spalić.- brzmiałam jak kretynka tłumacząca się rodzicom czemu tak późno wróciła z imprezy. To było równie żałosne, co kiepskie, ale zrobiło na nich wrażenie.

-Dobra.- odezwał się rzekomy przywódca.- Są siły, które bez problemu zgładzą was oby dwoje. Nie muszę się przejmować, że niedoświadczony Dvargon mnie „poparzy”. Wierz mi, że Vardici wyprują ci falki za to, że „ona” jest z tobą. Radzę ci uciekać i nigdy mi się nie pokazywać nawet, jeśli przeżyjesz starcie z Julią.- miałam wrażenie, że om zaraz zwymiotuje na nasz widok, a ja nawet nie wiedziałam co to „Dvargon” i kto to Julia, nie wspominając o tych Varditach. Nie mogłam także pojąć,dlaczego nas zostawił. „Wystraszył się?”, pierwsza myśl jaka mi wpadła do głowy.

- Nie będziesz mi groził. Będę ją tylko chronić.- ostro zakończył to Daniel i pociągnął mnie za ramie, nie tracąc czujności na wypadek ewentualnego ataku. Wycofywaliśmy się bardzo szybko, unikając zagrożenia.

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz była noc. Wokół nie było żadnej lampy. Trzęsłam się w wyniku nagłego dopływu adrenaliny. Nie widziałam kompletnie nic. Chłopak chyba widział całkiem dobrze, bo zostawił mnie w tyle i szedł szybkim, pewnym krokiem. Starałam się wymacać czegokolwiek żeby się przytrzymać, ale potknęłam się o jakiś dołek w ziemi.

- Daniel? Powinnam być wściekła za to co się stało, ale jestem ci wdzięczna, choć bardzo przerażona.- spojrzałam na niego. Nie umiałam odgadnąć jego wyrazu twarzy. - Odpowiedz proszę, czym jestem żeby zionąć ogniem? Kim są Vardici i Julia?! Co znaczy „Dvargon”?!- mówiłam to wszystko ze łzami w oczach. Nie chciałam za bardzo krzyczeć, ale emocje nie pozwalały mi na nic innego.

- Sam nie wiem co to Dvargon, ale muszę przyznać, że Vardici, to ktoś kogo powinnaś się bać. Nie mogę teraz o tym mówić i nie chcę. Proszę, dajmy sobie spokój.- nie chciałam go męczyć i siebie też nie. Musiałam dać za wygraną.

Wtem zaskomlałam z bólu, bo przewróciłam się i spadłam nogą na coś twardego i ostrego.- Głupie dziury i głupie kamienie!- poczułam na sobie zimne ręce towarzysza, podnoszącego mnie.

- Wybacz, zapomniałem, że ludzie nie widzą w ciemnościach.- nie widziałam jego twarzy, ale mogłam sobie doskonale wyobrazić jego skruszoną i zakłopotaną minę.- Nic ci się nie stało? Mogę cię wziąć na ręce, dalej ponieść.

- Normalnie bym odmówiłam, ale muszę przyznać, że po tym gruncie nie da się chodzić. Gdybyś mógł...- nie dał mi dokończyć. Zwinnym ruchem podniósł mnie i niósł. Muszę przyznać, że byłam niewiarygodnie zmęczona. Zasnęłam w jego ramionach.  

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Uprzejmie proszę o pozostawienie dużej pomocy dla mnie w formię komentarza. Jeśli ktoś lubi takie klimaty fabularne, to może też polubić, zagłosować, czy jak kto tam woli ;) 

Powołanie smoka [Zawieszone]Where stories live. Discover now