Rodzinne spotkanie

250 13 2
                                    

 Szatynka, która usadowiła się za mną, ściskała moje plecy, płacząc przy tym głośno.

- Ja tak bardzo nie chcę zginąć.- wypiszczała. Powtarzała to samo zdanie w kółko.

Mknąca bestia ani myślała by zwolnić. Moje ręce zaczęły się osuwać. Wszystko było śliskie, a kąt nachylenia duży. Dziewczyna, przylepiając się rozpaczliwie do mojego ciała, pozbawiła mnie szansy przytrzymania się. Gdy już miałam się puszczać, lśniący błękit, w żywej postaci wyrównał lot. Stuknęłam twarzą o grzbiet stworzenia. Złapałam się za nos.

- Cholera.- powłoka, o którą uderzyłam była twarda.

- To było bardzo nieprzyjemne!- powiedziała z wyrzutami moja kompanka. Nie odezwałam się. Uspokajająca się atmosfera pozwoliła mi dojrzeć piękne, rozgwieżdżone niebo, znajdujące się tak blisko mnie. Ślepo patrzyłam na wszystko wokół.

- Zimno.- ponownie się odezwała zielonooka. Objęłam ją nie racząc ją swoim zdaniem. Strach odszedł, nie wiadomo kiedy i czemu. Nim się obejrzałyśmy spałyśmy (przynajmniej ja), jak zabite.

Zbudziłam się czując mocne stuknięcie o głowę. Wstałam od razu, ale gdy zobaczyłam co się dzieje padłam natychmiast z powrotem. Obudziło mnie uderzenie łepetyną o kark łuskowatego, skrzydlatego przyjaciela, który leciał w dół, chcąc lądować. Zacisnęłam powieki, nie chcąc widzieć rychłego końca. Nagle poczułam silny wstrząs. Nie mając się czego trzymać wypadłam, do przodu, na plecy. Twarda i ubita ziemia nie zamortyzowała upadku, wręcz przeciwnie, spowodowała, że bolało jeszcze bardziej. Burknęłam cicho i leżałam z wciąż zamkniętymi oczyma. Wtem- jakby tego było mało- zwaliła się na mnie Sara, która też doznała silnej turbulencji, natomiast starała się przytrzymać karku zwierzęcia, niestety nie na długo i poczułam sześćdziesiąt pięć kilogramów zlatujących na mój brzuch. Wydałam z siebie żałosny okrzyk.

- Nie chciałam ci zrobić krzywdy.- rzekła ze współczuciem dziewczyna, która pocierała starty łokieć.

- Cieszę się, że przynajmniej jedna z nas wyszła z tego prawie w całości.- usiadłam i wędrowałam wzrokiem dookoła.- Gdzie ta bestia?- zapytałam rozglądając po otoczeniu. Tu również znajdował się lasek, ale ten był sadzony przez człowieka. Równe rzędy drzew iglastych. Smok połamał kilka choinek wysadzając nas.- Czyżbyśmy nie zauważyły ogromnej kupy łusek idącej lub lecącej w jakimś kierunku?- ironicznie zapytałam, następnie wstałam i rozciągnęłam obolałe kości.

- Trochę szacunku!- krzyknął starczy, kobiecy głosik, po czym coś miękkiego uderzyło mnie w tył głowy. Przestraszona, straciłam równowagę i znowu spadłam, na nieszczęście, na twarz.

- Co jest?!- oburzona obróciłam się za siebie, trzymając nos, który bolał. Moim oczom ukazała się drobna, ale mimo swego wieku, piękna, sędziwa pani, trzymająca tacę z poczęstunkiem. Jej rozpuszczone, białe włosy otulały owalną, pomarszczoną twarz. Ubrana w szmacianą, długą spódnicę i stary, wyciągnięty, szary sweter prezentowała się biedniej, mimo to nadal z gracją.- Kim...

- Przez ciebie, dziecko, zmarnowałam jedzenie!- przerwała mi i wskazała kościstym palcem na to czym we mnie cisnęła. To była najzwyklejsza w świecie czekoladowa babeczka, ale nie rozumiałam dlaczego, to ja byłam temu winna.- I co ty masz na głowie?! Chcesz udawać staruszkę? Czemu to sobie zrobiłaś?- pytała karcącym głosem. Przypomniałam sobie o moim niecodziennym kolorze włosów.

- Nie lubiłam naturalnego koloru.- byłam dość zmieszana. Nie wiedziałam jak na wszystko reagować.

- Wiesz ile mam lat? Myślisz, że to takie fajne być starym? Teraz jest moda na postarzanie się? Masz pojęcie jakimś jesteś pośmiewiskiem?- otworzyłam usta ze zdumieniem. Obca osoba krytykowała mnie po całej linii. Gapiłam się tak i nic nie odpowiedziałam. Białowłosa głośno sapnęła i rzekła:

Powołanie smoka [Zawieszone]Where stories live. Discover now