Deja vu

286 18 4
                                    

- Co?- zapytałam łamliwym głosikiem. Chytry uśmieszek nie schodził jej z twarzy. Analizowałam jedno słowo- „swoich”. Moje przypuszczenia lądowały zawsze na jedynym tropie, czyli na tych... płomieniach wydobywających się ze mnie. Brzmi to nadal absurdalnie.

- Pozwól, że coś ci pokażę.- machnęła znaczącym ruchem ręki żebym za nią poszła. Nie chciałam tego robić. Ja... Chciałam przytulić się do poduszki w swoim pokoju, leżąc na łóżku i przestać myśleć.- Jeśli w tej chwili się nie poruszysz będę zmuszona kazać ci spać na dworze.- odezwała się tym starym, poirytowanym głosem emerytka. Widać, że jej na tym zależało. Powędrowałam za nią. Kierowała ona się nie daleko za tyły domu. Był tam krąg utworzony z drzew. Dziwiłam się, dlaczego była tam ta pusta przestrzeń.

- Niczego się nie domyślasz?- zapytała i ustała na samym środku golizny. Pokiwałam przecząco głową, co nie było do końca prawdą.- Zatem pokażę ci.- zdjęła skórzane trzewiki z drobnych stóp. Zsunęła spódnicę, a ze swetra się wyślizgnęła. Została w samej bieliźnie. Zasłoniłam dłońmi oczy i odwróciłam się w bok żeby nie spoglądać na nagą, starszą panią.

- Co jest?!- wykrzyknęłam zniesmaczona.

- Aby zrozumieć musisz patrzeć.- słyszałam szmery odpinanego biustonosza.

- Nie zrozum mnie źle, ale nie jestem pewna, czy to co zobaczę uszczęśliwi mnie choć trochę.

- Na litość boską! Nie każę ci patrzeć w moje piersi, tylko w to, co się wydarzy.- przymrużonym wzrokiem doszukałam się sylwetki Evelyn. Rozsuwałam powieki wolno. Skupiłam się na twarzy białowłosej, a nie na reszcie ciała. Bałam się nawet zamrugać, by przypadkiem nie uciec oczyma niżej.- Gotowa?- wyboru nie miałam. Kiwnęłam na znak mojej gotowości, ale nie wiedziałam o co chodzi. Ślepia kobiety zaiskrzyły, a chytry uśmieszek znów zagościł na tej pomarszczonej buzi. Wzięła kilka szybkich wdechów z głową pochyloną w dół, po czym jej kończyny wraz w tułowiem wykręcały się, jakby w bólu. Mina wykrzywiona w grymasie, zęby zaciśnięte oraz ciche stękania, wskazujące, że powstrzymuje siebie żeby nie wydrzeć się w cierpieniu. Skóra pobłyskiwała i siniała. Ona powoli rosła, wyciągała się w nienaturalny sposób. Czaszka przybierała opływowe kształty, oczy gada hipnotyzowały swym zielonkawo-złotym widokiem, paznokcie były czarnymi szponami... Zwróciłam uwagę na szczegóły i nie zauważyłam, jak szybko taka osóbka, jak pani Manigault dorobiła się długiego ogona, podłużnego pyska, takich monstrualnych rozmiarów, a przede wszystkim pary ogromnych skrzydeł. To właśnie był smok, ale ten smok, to ten, który uratował mnie i Sarę, a także pojawił się raz w moim śnie. Podeszłam do niej i dotknęłam wielkiej nogi. Błękit łusek sprawiał, że nie odrywałam wzroku. „Nic nie jest dziełem przypadku.”- pomyślałam. Smoczysko zatrzepotało swoimi dwoma „wachlarzami”. Z gardzieli wydobył się głośny pomruk, po czym zwierzę osunęło się na ziemię, zamrugało wycieńczone. Cielsko gada wracało do mniejszej, ludzkiej postury. Ogon wciągał się z powrotem do środka, tak samo, jak skrzydła czy szpony. Po króciutkiej chwili seniorka leżała bez ubrań, skulona i przytomna.

- Jestem za stara.- syknęła, biorąc w dłoń bieliznę, a później resztę ubioru. Wyglądała tak, jak zwykle, tyle, że miała potargane włosy.- To miała być twoja pierwsza lekcja, ale nie zajmowałam się nauczaniem młodziaków od tak dawna i wymiękłam.- widać, że się zawiodła na sobie.

- Może to nawet lepiej? Wciąż jeszcze oswajam się ze wszystkim. Mam masę pytań. Od tego warto zacząć.- zachęciłam ją.

- Dobrze. Usiądziemy na ganku i porozmawiamy.- szła szybko, a ja nie mogłam jej dogonić. Moje kończyny były, jak z waty.

Droga była niby taka sama, ale miałam wrażenie, że jest dłuższa. Z każdym krokiem czułam się coraz mniej bezpiecznie. W ciszy doszłyśmy do podwórza, następnie usiadłyśmy na plastikowych krzesłach, na werandzie. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam:

Powołanie smoka [Zawieszone]Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ