Inny świat kontra rzeczywistość

496 16 0
                                    

Wszędzie otaczały mnie drzewa. Wszystkie takie same, aczkolwiek inne. Potężne, dające schronienie, dom, pożywienie innym istotą. Byłam w lesie. Spojrzałam do góry. Niebo zasłonięte było fioletową poświatą i posypane miliardem białych, świecących gwiazd. Obok mnie przymykały mrówki. Słyszałam ich delikatne stąpanie po korze wielkiego buku. Niedaleko był prześwit. Jakieś złociste światło przebijało się między leśnych strażników, zwanych świerkami. Pobiegłam tam czym prędzej. Ukazała mi się polana, skąpana blaskiem dwóch słońc na tym niezwykłym, jasnofioletowym tle. Rosły tam róże, ale nie zwykłe, a niebieskie. Niedaleko nich pasła się trawą rodzina białych zająców, którym szybciej zabiły ich zajęcze serca na mój widok. Nie uciekały. Morze kwiatów rozlewało się przede mną. Szłam dalej podziwiając widoki, harmonię, spokój. Zauważyłam, że miałam ubraną długą, białą, przewiewną suknię, zrobioną z jedwabnych chust. Moje bose stopy zgrabnie przemierzały miękki teren, a czujne oczy wychwyciły beżowy pałac w oddali. W istocie, natura jest piękna, ale ten świat jest inny... Potrzebowałam cywilizacji. Nie potrafiłabym się odnaleźć samotnie. Ruszyłam przed siebie, omijając najpiękniejsze w świecie jelenie, z porożem niewyobrażalnie wielkim, a ich brązowe futerko było jakieś bardziej lśniące. Stada pawi i łabędzi żyjących w zgodzie. Przy wielkich, żółtych wyglądających jak chryzantemy plątał się mały, zielonkawy koliber. Podleciał do mnie, przyglądał mi się. Wyciągnęłam ku niemu dłoń. Dotknęłam jego maleńkiej główki, po czym ptaszek odleciał. Tutejsza flora była nie naruszona, a zwierzęta niezdziczałe, to było wspaniałe. Idąc podziwiałam rozmaitą roślinność. Istny raj dla botaników, ornitologów, zoologów. Czy też poetów bądź artystów chcących oddać piękno tego miejsca dzięki sztuce. Godziny upływały niemal niezauważalnie, a wędrówka wcale nie męczyła. Byłam ciekawa jak tu mija noc. Może niebezpieczna, a może cicha i mroczna. Zastanawiałam się nad sensem tego miejsca. Czym jest i jak się tu znalazłam. Rozmyślania trochę trwały, ale wreszcie dotarłam pod bramę ogromnego pałacu, którego dwór był jeszcze bardziej bajkowy, niż sam budynek. Nikogo nie było, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie mogłam czekać, aż zapadnie noc i spędzić jej całej przed wejściem. Starałam się żeby ktoś mnie usłyszał, ale nie było odpowiedzi. Mogło się to wydawać irracjonalne, ale ponieważ ogrodzenie było niczym innym jak starannie zdobionym płotem postanowiłam prześlizgnąć się górą. Zwinnie przeszłam przez przeszkodę. Idąc ścieżką wydeptaną przez innych ludzi dotarłam pod same drzwi. Nie miałam pojęcia czy zapukać, czy wejść od tak do czyjejś posiadłości. Nie miało znaczenia w jakim wymiarze się znalazłam. Stwierdziłam, że już i tak byłam niegrzeczna włażąc przez płot. Mimo walenia, dobijania się i krzyczenia nie opowiadał nikt na hałas, co mnie lekko zdziwiło, bo ścieżynka, którą miałam przyjemność iść byłą widocznie używana. Chciałam zachować przyzwoitość, lecz nie słysząc odpowiedzi weszłam sama. Widok zwalił mnie z nóg. Znajdowałam się w kremowym i wielkim holu. Przystrojony był różnymi kwiatami, roślinnością, obrazami, rzeźbami, jednocześnie wyglądał na taki współczesny. Podłoga była z czarnych kafelków, którą przykrywała szara wykładzina. Do góry prowadziły okrężne schody, ale dół był taki wielki, że najpierw chciałam pozwiedzać niższe piętro. Białe, rzeźbione drzwi prosiły się aby otworzyć je w pierwszej kolejności. W pomieszczeniu znajdowała się łazienka jak ze snów, jakby ktoś wybudował sobie w tej łazience mały apartament. Było tam jacuzzi, mnóstwo kosmetyków, idealny porządek. Wstąpiłam do następnego pokoju, a mianowicie do salonu. Kolor ścian był taki sam jak w holu, ale to pomieszczenie było o wiele bardziej ekskluzywne. Mnóstwo gier, telewizor plazmowy, wystrój niemalże nieskazitelny jednocześnie cieszył wzrok. Skórzana kanapa wyglądała na kuszącą, aby usiąść i pooglądać programy czy filmy, ale chciałam jeszcze pomyszkować. Na w prost salonu stały gigantyczne szklane, ze srebrnymi gałkami wrota. Otworzyłam je i zobaczyłam najbardziej olśniewające pomieszczenie. To była gigantyczna, piękna i zarazem nowoczesna, choć z nutą średniowieczną, sala tronowa, czy też balowa. Nie mogłam odróżnić, bo pod ścianami postawione były nakryte obrusem stoły, na których były postawione talerze z najróżniejszym jedzeniem. Na środku auli stała gigantyczna ława, wyglądająca jakby służyła do obrad bądź kosztownych przyjęć, a na końcu trzy potężne siedziska, prawdopodobnie trony. Każdy z nich był wyłożony czerwoną tkaniną, ale drewno tego środkowego było pomalowane na złoto, natomiast te boczne na srebro. Granitowa i ciemna podłoga przyjemnie chłodziła moje stopy. Powoli podchodziłam do środkowego, królewskiego siedziska. Chciałam się przyjrzeć. Może znaleźć podpowiedź do zagadki kto tu mieszka. Przejeżdżając wolno i lekko palcem po oparciu tronu zauważyłam inskrypcje. Napisane było „Corey”, natomiast nazwa była opleciona krokusami, a po lewej i prawej stronie wspaniałe pawie. Nagle po plecach przejechały mi czyjeś palce. Moje ciało stężało. Bałam się poruszyć. Wzrok wbiłam w ścianę znajdującą się przede mną. Mój oddech przyspieszał, zamiast stać się wolny i miarowy.

Powołanie smoka [Zawieszone]Where stories live. Discover now