rozdział 5

460 20 0
                                    

Lavena i Lando od samego rana znajdowali się na paddocku, przygotowując się do treningu. Wszędzie kręcili się ludzie - czy to z McLarena, czy to z innych drużyn. Dziewczyna od samego początku znajdowała się w warsztacie wraz z innymi osobami, sprawdzając samochody i przygotowując je specjalnie dla Lando i Daniela. Co chwilę ktoś o coś pytał, coś robił, sprawdzał... Aż w końcu nadszedł czas na wyciągnięcie samochodów i ustawienie ich do wyjazdu.

Lena obserwowała to wszystko, nie odzywając się ani słowem. Była pogrążona we własnych myślach, ale słyszała, o czym rozmawiali ci wszyscy ludzie wokół niej. Czuła jednak, jakby wszystko wokoło poruszało się w zwolnionym tempie, choć w rzeczywistości panował tam istni harmider.

- Cześć, Lav. - przywitał się mężczyzna, podchodząc do dziewczyny bliżej. Lavena odwróciła się do niego przodem, zdziwiona, ale i szczęśliwa, że już tam był.

- Daniel, hej. Dobrze, że już jesteś. - powiedziała na przywitanie, przytulając go krótko. Zawsze to robiła.

- Miałem lekkie opóźnienie, ale dotarłem na czas. Auta gotowe?

- Sprawdzone, naprawione i gotowe do drogi. Tylko kierowców jeszcze brak. - zaśmiała się, co wcale nie odbiegało od prawdy. Naprawdę brakowało w tym wszystkim właśnie Daniela i Lando.

- Świetnie. - stwierdził mężczyzna, klaszcząc w dłonie. Zaraz spojrzał na nią z tym swoim szerokim uśmiechem, ciekawy, gdzie znajdował się jej przyjaciel. - A Lando gdzie?

- Tu jestem.

Oboje odwrócili się za siebie, gdzie znajdował się Lando. Chłopak szedł w ich stronę, pocierając swoje ręce, bo trochę było mu chłodno. Prędko koło nich stanął, uśmiechając się szeroko. Cieszył się, że zaraz znów wsiądzie do swojego samochodu i ruszy nim, by ustalić, z jakich pozycji mieli startować na zbliżającym się wyścigu.

Żadne z nich nie zdążyło się ponownie odezwać, bo ktoś nagle zawołał, że mogli wsiadać do swoich pojazdów. Daniel przybił żółwika z Laveną, po czym odszedł, a Lando natomiast pocałował ją w głowę i również wsiadł do swojego pojazdu. Już po chwili wyjechali na tor, a ona została tam wraz z kilkunastoma innymi osobami, czekając na koniec. Nie nudziła się jednak, bo zaraz ktoś ją zawołał.

Lena nie doszła do swojego kolegi po fachu, bo niespodziewanie ktoś otworzył drzwi do pomieszczenia i uderzył ją mocno. Dziewczyna upadła na ziemię, łapiąc się za głowę, z której zaczęła sączyć się krew. Ciche przekleństwo opuściło jej usta, kiedy uświadomiła sobie, co się stało i że krwawiła.

- O mój Boże! Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? Wybacz, nie wiedziałem, że tutaj stoisz. - powiedział pospiesznie mężczyzna, kucając koło niej. Zdawał sobie sprawę, że to była jego wina, że jej coś się stało.

- Nic się nie dzieje, spokojnie.

- Pokaż to. - nakazał, łapiąc ją za nadgarstek i odciągając jej dłoń od głowy. Przyjrzał się ranie, od razu stwierdzając, że nie była zbyt głęboka, ale z całą pewnością bolała. - Trzeba to opatrzeć, zaraz zawołam medyków.

Lavena nie miała nic do gadania, bo mężczyzna prędko ruszył w stronę wyjścia, by znaleźć pobliskich medyków. A ona westchnęła ciężko, siadając wygodnie na ziemi i nieustannie trzymając się w miejscu zranienia, gdzie leciała jej krew. Dopiero wtedy głowa zaczęła jej pulsować.

Ratownicy wyjątkowo szybko zjawili się w pomieszczeniu, gdzie znajdowała się Lavena i od razu zajęli się opatrywaniem jej. Dziewczyna odpowiadała na ich pytania, ciesząc się, że profesjonaliści zajęli się jej raną na czole. Kiedy wreszcie skończyli po kilku minutach, kazali jej trochę odpocząć, po czym wyszli, zostawiając ją tam samą.

- Wybacz jeszcze raz za to, nie wiedziałem, że możesz być gdzieś w pobliżu.

- Naprawdę nic nie szkodzi, Andrea. Przeżyję, jestem cała. - oznajmiła Lavena, nie chowając do niego żadnej urazy. Wiedziała, że po części było to też jej winą.

- Może chcesz wolne? Oczywiście ci za to zapłacę. - zaproponował od razu, chcąc odkupić swoje winy. Ona jednak pokręciła głową, nie zamierzając się na to zgadzać.

- Nie trzeba, naprawdę. Po prostu mam tą ranę na głowie, nie potrzebuję też hospitalizacji, poradzę sobie. - powiedziała, uśmiechając się delikatnie, by dać mu znać, że wszystko było w porządku. Nie chciała robić z siebie ofiary losu, skoro nic poważnego jej nie było.

- Na pewno? Bo wiesz, że mogę... - zaczął ponownie, ale ona od razu mu przerwała. Było jej naprawdę miło, że tak się troszczył, ale jednak...

- Wiem i szczerze ci za to dziękuję, ale naprawdę nie trzeba. Przyjmuję przeprosiny, nie wracajmy do tego dłużej.

- Ale w razie gdybyś źle się czuła, to komuś powiedz. - oznajmił w końcu, widząc, żeby lepiej się z nią nie kłócić. Była uparta i często stawiała na swoim. - Ja uciekam. Pozdrów Lando i Daniela ode mnie. I jeszcze raz przepraszam.

- Do zobaczenia.

Lavena uśmiechnęła się pod nosem, po czym westchnęła, kiedy mężczyzna w końcu zniknął jej z pola widzenia. Lubiła go, nawet bardzo, ale czasami jego troska o nią, czy o innych... Dziewczyna pokręciła głową sama do siebie, siadając na najbliżej stojącym krześle, by w spokoju poczekać na swoich przyjaciół.

~*~

- Dobrze się czujesz? - spytał Lando, kiedy oboje kierowali się ku wyjściu z padocku, by spokojnie wrócić do domu. Byli zmęczeni już oboje.

- Pytasz o to kolejny już raz. Moja odpowiedź się nie zmieniła. - odparła ze śmiechem, zerkając w jego stronę. Zdawała sobie sprawę, że się o nią martwił i naprawdę jej to schlebiało.

- A dasz radę prowadzić? - dopytywał, gotowy zrobić wszystko, byle ją odciążyć. Ona jednak zatrzymała się niedaleko auta, które dostali od McLarena i westchnęła ciężko.

- Lando...

- Martwię się, okey?

Lavena spojrzała na niego znacząco, podchodząc do samochodu. Lando więcej się nie kłócił, a najzwyczajniej w świecie wsiadł do pojazdu na miejscu pasażera, od razu zapinając pasy. Ona sama zrobiła to samo, przy okazji odpalając swoje tymczasowe auto. Zerknęła jeszcze na niego, po czym ruszyła w stronę hotelu, w którym się zatrzymali na jakiś czas.

Droga mijała im w ciszy, ale tylko dlatego, że Lando w pewnym momencie zasnął ze zmęczenia. Lena uśmiechnęła się delikatnie, słysząc, że zaczął cicho chrapać. Kiedy spał, wydawał się jej taki malutki, jak ten mały chłopiec, którego poznała ponad dwadzieścia lat wcześniej, sama będąc wtedy w tym samym wieku. Lubiła na niego patrzeć, kiedy tak spokojnie spał, ale w tamtym momencie wolała skupić się na drodze, by nie spowodować niepotrzebnego wypadku, w którym zapewne oboje by ucierpieli.

I wreszcie, po jakże długich minutach, dotarli pod odpowiedni adres. Dziewczyna zatrzymała się na pobliskim parkingu i przeniosła swój wzrok na Lando, który spał w najlepsze. Nigdy nie lubiła go budzić w takich sytuacjach, ale nie zamierzała zostawiać go też w samochodzie, wolała nie myśleć, co by zrobili jego fani, gdyby tylko się o tym dowiedzieli. Dlatego też złapała go za nos, a on machinalnie podniósł się do siadu, tracąc dopływ powietrza. Prędko przeniósł swój zaspany wzrok na dziewczynę, która przyglądała mu się z uśmiechem.

- Już jesteśmy, śpiochu. Pośpisz sobie w hotelu.

Lando przytaknął, wciąż zaspany, po czym wyszedł z pojazdu, ziewając potężnie. Lavena zrobiła to samo, już po chwili kierując się wraz z nim do wejścia do hotelu. Musiała przyznać, że sama była zmęczona tamtym dniem, choć nie zrobiła nic szczególnego.

Nie zostawiaj mnie, kochanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz