10. Klinika dla zwierząt

2.4K 83 0
                                    

Nowy dzień, nowe wyzwania! Wczoraj wieczór naprawdę trochę mnie poniosło, nawet trochę bardzo.Nadal nie mogę uwierzyć w to, że pocałowałam Isaaca. Mojego najlepszego przyjaciela. No... musimy uzgodnić co teraz. Czy jeden pocałunek doprowadzi do tego, że będziemy ze sobą chodzić? Nie. Jeden spontaniczny pocałunek niczego między nami nie zmieni. Będzie tak jak zawsze. Prawda? Wszystko się okaże dzisiaj. Spokojnie sobie zejdę na dół, zjem śniadanie i pójdę do szkoły. Po prostu będę zachowywać się jakby nigdy nic między nami nie zaszło.

-Isaac?! Co Ty tu robisz?! Gdzie moja mama? Gdzie Derek? Gdzie wszyscy?
-Spokojnie Meg! Twoja mama mnie wpuściła. Kazała Ci przekazać, żebyś się nie martwiła. Poszli tylko coś załatwić. A ja zrobiłem nam przepyszne tosty na śniadanie.

Ten uśmiech. O mój Boże! Znowu po mnie przyszedł! I zrobił nam śniadanie! Jaki On kochany! Kurczę Meghan! Co Ty wygadujesz?! Nie! Przyszedł jak zawsze. Uśmiech od zawsze ma taki sam. A śniadanie zrobił dlatego, że sam był głodny! Przecież to takie logiczne!
Mimo moich wybuchów w myślach, opanowałam się.

-Jak dobrze Ciebie mieć Isaac! Cieszę się, że jesteś ze mną!

I znowu jak to ja potrafię zepsuć każdą normalną chwilę.

-Isaac. No znasz mnie i wiesz co miałam na myśli wypowiadając te zdania. Bo ja... Ehh.. Nie mogę tak!
-Jak?
-No nie mogę udawać, że nic się wczoraj nie wydarzyło, bo się wydarzyło. Poniosło mnie! Ale... Ale... No.. Bo ja... Bo ja... Nie umiem sobie z tym wszystkim poradzić! Pocałowałam Cię wczoraj, bo tego chciałam! Nadal chcę! Ale nie wiem czy Ty tego chcesz. Bałam Ci się do tego przyznać, dlatego, bo chyba Cię kocham i myślałam, że to może zniszczyć naszą przyjaźń. A ja nie chce być w friendzonie! Rozumiesz?!

Na początku był trochę oszołomiony, ale mu przeszło. Patrzył w podłogę i zaczął się uśmiechać. W końcu wstał popatrzył mi w oczy i mnie przytulił, ale ja czułam, że to nie jest przyjacielski przytulas. I się nie myliłam.

-Meg! Nie bój się! Oboje już nie jesteśmy tymi dzieciakami co rzucały rozgotowanymi ziemniakami z dachu. Jesteśmy dorośli. No prawie. Wszystko się zmieniło! My, nasze otoczenie, to co jest między nami też zaczęło się zmieniać. Może warto spróbować. Dać sobie szanse. Co Ty na to? Chcesz, żebyśmy byli parą? Chcesz zostać moją dziewczyną? Mogę być twoim chłopakiem?

Nie wiedziałam co powiedzieć. Tak bardzo się bałam. Nagle z dnia na dzień nasza relacja zmieniła się w coś więcej niż tylko przyjaźń. Miałam w sobie tyle emocji. Radość, zakłopotanie, niepewność. Skąd miałam wiedzieć, czy podejmuję dobrą decyzję? Ale raz się żyje! Przecież, gdy nie spróbuję, będę żałować, że nie spróbowałam! Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje!

-Tak.
-Czyli się zgadzasz?
-Tak. Zgadzam się! Spróbujmy!

Przytuliliśmy się do siebie i wyszliśmy z domu. Idąc trzymaliśmy się za ręce, ale mało rozmawialiśmy. Trochę dziwnie, ale musimy się chyba oswoić z nową sytuacją między nami. Kiedy doszliśmy do szkoły od razu wszyscy zauważyli, że zachowujemy się inaczej. Trzymamy się za ręce, kładę moją głowę na jego ramię, całujemy się. No wszystko co powinny robić takie pary jak my. Przy szafkach czekali na nas Stiles, Scott, Liam, Lydia i Malia. Nie było Kiry, co bardzo mnie zdziwiło, bo zawsze była i pilnowała Scotta, żeby przypadkiem jakaś dziewczyna się koło niego nie zakręciła.

-Hej wszystkim! [Meghan]
-Hej Meg! Hej Isaac! [Lydia]
-Co tam u Was? Widzę, że coś się zmieniło. [Scott]
-No bo wiesz... Tak jakoś wyszło... I no... Bo my... Tak. [Meghan]
-No nie wierzę! W końcu nawet nie wiecie ile ja no to czekałem! Liam dawaj dyszkę. [Stiles]
-Ehhh... Trzymaj. [Liam]
-Chwila co to ma znaczyć?! [Isaac]
-No sorry Stary! Ale założyliśmy się z Liam'em. Ja mówiłem, że będziecie razem, a Liam, że jednak nie. No i wygrałem! Dzięki Wam mam dyszkę. Dzięki! [Stiles]
-A właśnie nie macie pożyczyć ktoś dyszki? [Liam]
-Nie. [Stiles]
-Jesteś pewny? [Liam]
-Tak. [Stiles]
-Czyli jednak masz pożyczyć? [Liam]
-Nie! [Stiles]
-Ale mówiłeś... [Liam]
-Chłopaki skończcie już! Mam dość waszego gadania! Gratulacje Meg! Isaac w końcu! Nawet nie wiecie jak się cieszę z waszego szczęścia! [Lydia]
-Kira pewnie też się ucieszy. A właśnie dlaczego jej nie ma? [Meghan]
-Sprawy rodzinne. [Scott]
-Yhym... Fajnie się gadał, ale musimy iść na lekcję. Nie przepadam za matematyką, ale to wcale nie oznacza, że mogę opuszczać lekcje. Idziemy Isaac?[Meghan]
-Tak chodźmy. [Isaac]

Matematyka dzisiaj o dziwo szybko zeszła. Tak jak reszta lekcji. Siedziałam z Isaac'iem. Było jak zawsze. Dzień jak codzień. Umówiliśmy się w bibliotece, więc po lekcjach tam poszliśmy.

-Co robimy? [Stiles]
-Możemy iść do klinki dla zwierząt. Meg tam jeszcze nie była. [Scott]
-No w sumie... Co nam szkodzi.. [Liam]

Poszliśmy do kliniki. Byłam ciekawa jak to miejsce wygląda. Isaac dużo mi opowiadał, że Scott tam pracuje, że zawsze jak mają jakiś problem idą do szefa od Scotta i on im stara się pomóc. Kiedy doszliśmy na miejsce słońce już zachodziło. Może dlatego, że dzień jest już krótszy, a lekcje mieliśmy do 16. No co poradzić. Nic nie możemy z tym zrobić tak ma być i koniec.

-Dzień dobry! [Wszyscy]
-Cześć! Ooo Scott dobrze, że jesteś. Pomożesz mi. Mam robotę dla wszystkich. Coś jest nie tak. Jest coraz więcej zabójstw, a my musi my ustalić kto jest temu winny. Chwila... Coś mi tu nie pasuje... O tak! Już wiem! Przepraszam jestem tak zakręcony, że Cię nie zauważyłem. Jak się nazywasz?
-Meghan Voice. Nic się nie stało rozumiem, też tak mam czasami.
-Czy... Emm...[Deaton]
-Spokojnie Ona wie o wszystkim. Jest wilkołakiem od zawsze. [Isaac]
-A to dobrze. Skoro wszystko jest wyjaśnione, mam przeczucie, że to nie wilkołaki zabijają inne wilkołaki. [Deaton]
-Co masz na myśli? [Scott]
-Łowcy.

Serce podskoczyło mi do gardła, a płuca chyba się zwężyły, bo nie umiałam oddychać i opadłam na podłogę. Zemdlałam.

-Szybko dajcie ją na stół. Isaac nogi do góry!
-Dobra, ale nie rozumiem po co. Jak jej to ma pomóc!?
-Nogi do góry, ale nie twoje baranie! Tylko od niej!
-Robi się.
Stiles nalej trochę wody.
-Jest woda!

Wszyscy robili wszystko, żeby jak najszybciej mnie ocucić. Udało się, ale dopiero po 10 minutach. Byłam blada, miałam sine usta i było mi słabo. Nie mieściło mi się w głowie, że ledwo się przeprowadziliśmy w miejsce, w którym czuję się naprawdę dobrze, mam przyjaciół, a teraz znowu się przeprowadzać, bo jakimś łowcą zachciało się nas zabijać.
-Obudziła się! [Stiles]
-Meg jak się czujesz? [Isaac]
-Odsuńcie się od niej, dajcie jej zaczerpnąć tlenu. Jak się czujesz? Podaj mi telefon do twojej mamy zadzwonię po nią
[Deaton]
-Nie! Nawet nie próbuj! Proszę, czuję się dobrze. Nic mi nie jest!
-Zemdlałaś. To już jest coś! [Deaton]
-Ona nie wypuści mnie z domu! A jak się jeszcze dowie na jakie słowo zemdlałam to jeszcze mnie stąd dzisiaj zabierze w jakieś inne miejsce.
-Wiesz Deaton... Skoro Meg się lepiej czuje to po co zawracać głowę jej mamie, prawda? Ja ją odprowadzę do domu, żeby mieć pewność. [Isaac]
-A my Ci pomożemy! [Scott, Lydia, Stiles, Liam]
-No dobra, ale jakby tylko coś się działo, masz mój telefon Scott.
-Tak. [Scott]


P.S. Hej Wszystkim! Przepraszam, że dopiero teraz dodaję nowy rozdział, ale brakuje mi czasu. Postaram się nadrobić zaległości i następny rozdział dodam może jeszcze w tym tygodniu. Czekam na komentarze i gwiazdki. Pozdrawiam ;)

Life WolfWhere stories live. Discover now