Rozdział VIII

4.8K 223 78
                                    


28 października 1998

Ledwo zapukała w drzwi gabinetu wicedyrektorki, gdy usłyszała głośne:

- Wejdź, panno Granger.

Hermiona złapała za klamkę i weszła do środka. Ku jej sporemu zaskoczeniu, poza profesor McGonagall w gabinecie znajdował się również nie kto inny, jak Artur Weasley.

- Hermiono... - Na jej widok rozpostarł swoje ramiona i uśmiechnął się do niej ciepło.

- Panie Weasley... - Podeszła do niego i pozwoliła mu się uściskać, dławiąc w piersi szloch.

- Tak mi przykro kochanie, że cię to spotkało. Molly przepłakała całą noc, gdy się wczoraj o wszystkim dowiedziała – Artur pogładził ją czule po włosach, jakby naprawdę była jego córką.

- Ja... Dziękuję... - wyszeptała, odrywając się od niego i próbując ze wszystkich sił się nie rozpłakać.

- Musisz wiedzieć, że osobiście rozmawiałem wczoraj z Lucjuszem Malfoyem i choć to jeden z najgorszych ludzi, jakich znam, wierzę, że mnie nie okłamał, mówiąc, że będą o ciebie dbać najlepiej jak potrafią - Artur oderwał się od niej i uśmiechnął do niej pocieszająco.

- Tak, myślę, że wcale nie chcą zrobić mi prawdziwej krzywdy – przyznała.

- Jestem tutaj, bowiem profesor McGonagall, była tak miła i zgodziła się udostępnić nam na chwilę swój kominek.

- Kominek? – zdziwiła się.

- Tak. Możesz przenieść się prosto do Trzech Mioteł. Czekają tam na ciebie. Musisz jednak wrócić do szkoły na lunch – McGonagall wyciągnęła w stronę puszkę z proszkiem Fiuu.

Hermiona szybko do niej podeszła. Dopiero, gdy nabierała proszek w dłoń, przypomniała sobie, że obiecała Malfoyowi, nie robić żadnych wypadów do wioski. Nie żeby czuła się zobligowana do dotrzymywania mu słowa, niemniej nie była osobą, która często łamała swoje obietnice. Westchnęła płytko i podeszła do paleniska. Bez dalszych pytań wrzuciła proszek w kominek i zawołała adres pubu.

💍💍💍

Szybko porwał ją wir zielonych płomieni. Ledwie postawiła jedną nogę poza paleniskiem, a już wciągnęła ją para silnych, męskich ramion.

- Hermiona! – zdławiony głos otarł się o jej ucho.

- Harry... - objęła mocno przyjaciela i zamknęła oczy.

- Tak strasznie, strasznie mi przykro! – Potter oderwał się od niej, a w jego spojrzeniu zauważyła prawdziwy ból.

- Wiem. Nie dręcz się tym, proszę. To nic... - Hermiona zdobyła się na blady uśmiech.

- Jeszcze dziś zabiłbym Malfoya, gdybym tylko mógł – Harry mocno uścisnął jej dłoń i poprowadził ją w stronę starej kanapy, a Hermiona dopiero teraz rozejrzała się po pomieszczeniu, dochodząc do wniosku, że znajdowali się w jednym z prywatnych pokoi nad pubem.

- Sytuacja nie jest kolorowa, ale cieszę się, jeśli to naprawdę ochroniło inne kobiety z zakonu... - wyjąkała, znów walcząc ze łzami.

- Tak, to prawda. Kingsley bardzo długo tłumaczył to wszystko mi i Ronowi. Malofyowie są sprytni. Wiedzą, że nie dostaną od nas lepszej gwarancji bezpieczeństwa, niż posiadanie ciebie. Nie wykonamy przeciwko nim żadnego ruchu, dopóki oficjalnie będziesz jakoś powiązana z tym bladym dupkiem.

- To wszystko jest takie pokręcone – Hermiona nie kryła zniechęcenia. – Tak naprawdę wcale nie wiemy o co im chodzi. Lucjusz mówił coś o tym, że to Draco tak zdecydował, a on znów, że miał pięć dobrych powodów, żeby wybrać właśnie mnie. Podał mi jeden z nich... Podobno potrzebuje po swojej stronie kogoś inteligentnego, żeby przetrwać tę wojnę.

Dramione - Przyrzeczona [Zakończone]Where stories live. Discover now