Rozdział X

5.2K 229 28
                                    


       Starała się oddychać miarowo i nie pozwolić, by cokolwiek ją rozproszyło. Szła do Malfoya, bo na nią czekał. Był jej partnerem na dzisiejszy bal. Był jej wrogiem od ich pierwszego spotkania. Był jej narzeczonym.

Stojący w jednej grupie Ślizgoni gapili się na nią, uważnie śledząc każdy jej ruch. Blaise Zabini uśmiechał się przyjaźnie, a uwieszona na jego ramieniu Tracey Davis miała zupełnie neutralną minę. Theodore Nott prezentował raczej dość wredny uśmieszek i przeskakiwał oczami, pomiędzy nią i Malfoyem, średnio co sekundę, jakby chcąc mieć pewność, że nie umknie mu reakcja żadnego z nich. Ubrana w piękną, srebrną i bogato zdobioną suknię Astoria Greengrass, patrzyła na Hermionę z czymś pomiędzy bólem, a nienawiścią. Widać Nott nie skłamał, gdy powiedział, że jego narzeczona kochała się w Malfoy'u. No doprawdy świetnie!

Pansy Parkinson miała na sobie czarną, bardzo obcisłą suknię, która oplatała każdy centymetr jej idealnej figury, niczym druga skóra. Zauważyła, że ściskała ramię Terenca Higgsa z taką siłą, że ten aż się od tego krzywił. Nie było żadnych wątpliwości, że gdyby tylko mogła, właśnie rozszarpałaby Hermionę na strzępy. Jednak ona właśnie zrozumiała, że to wcale nie była zazdrość z powodu miłości. Pansy wcale nie kochała Malfoya... Była tylko zła o to, że ktoś poza nią, dostał to, co najlepsze. Zaborcza i zachłanna - oto cała natura Parkinson.
Ostatnią osobą, którą Hermiona postanowiła sprawdzić, nim wreszcie spojrzy na Malfoya, był Graham Montague.

Wstrząsnął nią mały dreszcz, bowiem Graham uśmiechał się dokładnie tak samo uprzejmie, jak Zabini, jednak w jego zielonych oczach błyszczał najprawdziwszy obraz bólu, nawet większy niż u Astorii, a cała jego uwaga była skupiona tylko na Draco.
Hermiona nerwowo przełknęła. Luna mogła się nie pomylić. O Merlinie! Co ona będzie musiała jeszcze znieść, nim ta farsa wreszcie się skończy?

Nadeszła wreszcie ta chwila – musiała spojrzeć w oczy temu, komu najmniej chciała. W te oczy, które nadal gościły w jej dziwnych i niezrozumiałych snach. Malfoy zrobił kilka kroków w jej stronę, a jego usta ledwie uniosły się w mikro uśmiechu. Gdy znalazła się wystarczająco blisko, pozwolił sobie na uważne zlustrowanie jej od stóp do głowy, a jego uśmiech się powiększył. Wiedziała, że to głupie, ale przez ułamek sekundy, poczuła się jakby stała przed nim nago, a on miał to zaraz skomentować.

Gdy znalazła się tuż przed nim, szarmancko wyciągnął do niej dłoń. Wstrzymała oddech, gdy uniosła swoją, by pozwolić mu ją ucałować. Ledwo jego usta zetknęły się z jej skórą, a usłyszał gdzieś z boku trzask migawki aparatu. Na tak... Przecież uprzedzał, że zrobią im zdjęcia.

Malfoy powoli uniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy. Merlinie! Dlaczego wciąż śniła o tych niebiesko-szarych tęczówkach? To było irytujące, że wciąż nie znała na to odpowiedzi!

- Nieźle, Granger – wyszeptał, przyciągając ją do siebie szybkim ruchem.

Wiedziała czego oczekiwał, choć na samą myśl o tym mocno się spięła. Wstrzymała oddech, gdy oparła mu dłoń na ramieniu i przyłożyła swój policzek do jego, elegancko cmokając w powietrze. Dźwięk pstrykania zdjęć nawet na chwilę nie ustał.

Zapach jego doskonałej wody kolońskiej, prawie natychmiast przeniknął w jej ciało. Miała tylko nadzieję, że na zdjęciach nikt nie zobaczy, że ma gęsią skórę na ramionach, po tym jak Malfoy położył swoją dłoń na jej talii.

- Że też nie udławiłeś się własnym językiem, mówiąc mi komplement – wyszeptała, zmuszając się do uśmiechu, gdy wreszcie mogła się od niego odsunąć.

- To nie był komplement, tylko stwierdzenie faktu – Draco nieco wzmocnił swój uścisk na jej ciele. – Zresztą powinienem poćwiczyć mówienie ci miłych rzeczy, choć przyznam, że nie będzie to proste... - przyznał z wredny uśmieszkiem.

Dramione - Przyrzeczona [Zakończone]Där berättelser lever. Upptäck nu