3. Growing up is hard

148 15 3
                                    

Przez siedemnaście lat życia nauczyłam się trzech rzeczy:

1. Nigdy nie podcieraj się trującym bluszczem, czego sama boleśnie doświadczyłam na jednej z wypraw pod namiot.

2. Jedni ludzie podstawiają nogi, a inni wystawiają ręce, abyś nie upadł. A nawet, jak upadniesz, to znajdą się tacy, którzy pomogą ci wstać.

3. Rodzice są upierdliwi, ale to oni w pierwszej kolejności nam pomagają, nawet, gdy są sto kilometrów dalej, a ty łapiesz zasięg na jednym z drzew tylko po to, aby zapytać się, co zrobić z poparzonym tyłkiem.

I właśnie tej ostatniej zasady próbowałam się trzymać, gdy wracałam ze szkoły ze świadomością, że nie poszło mi w niej najlepiej.

– Już jestem! – krzyknęłam, przestępując przez próg domu rodzinnego. Szybko zamknęłam za sobą drzwi, aby Meredith – moja kotka, nie zdążyła wyjść, bo kiedy udawało jej się czmychnąć, mijały długie godziny, zanim ją znajdowałam, schowaną w najdziwniejszych miejscach.

– Pan Priest tu jest. – Z kuchni wyłonił się mój młodszy brat – Austin i skinął głową w kierunku salonu, skąd dochodziły stłumione głosy moich rodziców i trenera. Zdjęłam z nóg swoje trampki i odstawiłam je na półkę, marszcząc w konsternacji brwi.

Nie przypominałam sobie, aby pan George miał składać nam dzisiaj wizytę. Przez cały dzień żyłam w przekonaniu, że spotkam go dopiero na treningu, na który wybieraliśmy się całą grupą.

– Wiesz, o co chodzi? – zapytałam cicho, podchodząc do brata, ale ten tylko pokręcił głową i wrócił do kuchni. Westchnęłam i z duszą na ramieniu ruszyłam w stronę salonu, gdzie na skórzanej kanapie siedzieli moi rodzice, którzy zawzięcie dyskutowali z panem Priestem, aż do chwili, gdy ujrzeli mnie przy wejściu.

– Dzień dobry – przywitałam się, niepewnie do nich podchodząc. Tata posłał mi ciepły uśmiech, który odrobinę mnie uspokoił, aczkolwiek widząc moją mamę, która nie nigdy nie potrafiła trzymać nerwów na wodzy, znowu zaczęłam się niepokoić. – Stało się coś?

– Usiądź, kochanie – powiedziała słabym głosem rodzicielka, poklepując miejsce obok siebie. Posłusznie wykonałam jej polecenie i zasiadłam między mamą i tatą.

Spojrzałam z ukosa na trenera, który przez cały czas bacznie mi się przyglądał z wyrazem twarzy, którego nie potrafiłam rozszyfrować.

– Dzisiejszy trening jest odwołany? – zapytałam, bo to była jedyna rzecz, jaka przychodziła mi do głowy. A właściwie jedyna, jaka potrafiła przejść mi przez gardło, bo w zakamarkach umysłu, dokładnie tych, gdzie przechowywałam zbędną wiedzę, jak ta, którą zdobywałam na lekcjach matematyki, kłębiły się wyjaśnienia tej nagłej wizyty, zaniepokojonej mamy i zdenerwowanego taty.

– Poniekąd – odparł pan Priest, cicho odchrząkając. Wyprostował się i wbił we mnie swoje czujne spojrzenie, które odwzajemniłam. – Pojawiły się informacje, że gdzieś w okolicach Camden grasuje jakiś Amarok.

– Nic nowego – stwierdziłam spokojnie, wzruszając ramionami. Bo codziennością było to, że gdzieś w pobliżu pojawiał się jakiś nieprzyjaciel. – Wyślijcie kogoś żeby to zbadał i załatwił – dodałam kpiąco, czując się, jakbym rozmawiała z idiotą.

– Właśnie dlatego tutaj jestem – odparł, nie zważając na mój sarkastyczny ton. – To zadanie dla ciebie i dziewczyn. Macie go wytropić i wyeliminować.

Pamiętacie to uczucie, gdy mama wysłała was, po raz pierwszy w życiu, samemu na zakupy? Czujecie ten dreszczyk przerażenia, gdy jak obłąkani sprawdzaliście co pięć minut, czy na pewno nie zgubiliście pieniędzy i czy kupiliście wszystko, o co prosiła? Nagle droga, którą co tydzień chodziliście razem z nią i doskonale ją znacie, stała się obca, a każdy przechodzień podejrzany.

All You Had To Do Was StayWhere stories live. Discover now