11. Half way there

37 9 2
                                    

– Gdzie ty nas wleczesz? – syknęła ze złością Eleanor po tym, jak po raz kolejny zahaczyła o wystającą gałąź. A przy okazji stanęła na jakimś suchym badylu.

– Ucisz się wreszcie – burknęłam w odpowiedzi, wywracając oczami. Szatynka robiła tyle hałasu, iż byłam przekonana, że jakikolwiek Amarok mógłby usłyszeć nas w innej dzielnicy miasta.

Maszerowałyśmy przez lasek przy sali sportowej, gdzie odbywały się nasze treningi. Szłam przodem i z naszej trójki tylko ja posiadałam latarkę (zgarniętą z samochodu Seleny), która rzucała nikłe światło na ściółkę.

Bałam się, że nie odnajdę drogi do jeziora, które pokazał mi Harry, ale postanowiłam zdać się na instynkt, wyciszając wszystkie emocje, które kłębiły się we mnie.

– Nie uważasz, że ta zakichana latarka jest jak neon, który dokładnie określa nasze położenie? – zapytała Calder jadowicie. – Nie, żebym narzekała, skądże. Uwielbiam się wyróżniać, zwłaszcza w momentach zagrożenia życia.

– Przysięgam, że jeżeli to przeżyjemy, osobiście cię ukatrupię – warknęła Gomez i mogłam przysiąść, że wywróciła przy tym oczami.

– Oni się nas spodziewają, Eleanor – odpowiedziałam spokojnie, zerkając za siebie. – I nie chciałabym, aby nas zaskoczyli, bo tobie nie odpowiadają te resztki światła, dzięki którym się jeszcze nie zabiłaś.

Przez chwilę szłyśmy w milczeniu, a jedynym towarzyszącym nam dźwiękiem było szuranie butów El. A przynajmniej tak mi się wydawało.

– Daj mi latarkę. – Selena złapała mnie za ramię, rozglądając się przy tym na boki. Zatrzymałam się i bez słowa sprzeciwu oddałam jej ją. Wyjęłam z kołczanu jedną strzałę i założyłam na cięciwę. Dziewczyna zaczęła poruszać latarką, oświetlając drzewa, które nas otaczały. Wzrokiem podążałam za smugą światła, która zatoczyła wokół nas łuk, nie ukazując niczego niezwykłego.

A jednak zaczynałam panikować i czułam, że ktoś nas obserwuje. Zduszony pisk Eleanor, która stała po mojej lewej stronie sprawił, że zamarłam ze strachu. W łunie światła pojawiła się postać przygarbionego mężczyzny z trupiobladą twarzą, cieniami pod oczami i przekrwionymi gałkami.

Selena nakierowała latarkę na jego oblicze, na kilka sekund go oślepiając. Stwór cofnął się o krok i przysłonił twarz siną ręką, odgradzając się od strumienia światła. Napięłam łuk i wycelowałam w serce mężczyzny. Bez wahania puściłam cięciwę, przyglądając się, jak strzała szybuje w powietrzu, wbijając się w jego klatkę piersiową. Amarok zamarł z twarzą wykrzywioną w dziwnym grymasie, a następnie upadł na ziemię z głuchym łoskotem.

Szybko podeszłam do ciała i wyrwałam z niego bełt, z niesmakiem wycierając go o trawę. Spojrzałam na dziewczyny, które stały za mną, oświetlając inne zakamarki. Na chwilę zatrzymały się przy mnie. Nałożyłam strzałę na łuk i uniosłam głowę, patrząc na drzewa za przyjaciółkami.

Moje oczy zaczęły przyzwyczajać się do ciemności i coraz lepiej dostrzegałam kontury otaczających nas drzew. Nie wspominając o tym, że w mroku łatwiej było ujrzeć parę czerwonych ślepi, należących do Amaroka. Zwłaszcza do tego, który stał za Seleną i Eleanor.

– Padnij! – krzyknęłam i wymierzyłam przed siebie. Gomez odwróciła się i oświetliła miejsce, w którym stał kolejny potwór. Wyglądał na groźniejszego od tego pierwszego i szykował się do ataku.

Nawet nie przyłożyłam się, aby porządnie wycelować. Strzała śmignęła przed siebie w tym samym momencie, co nóż El, który gładko wszedł w jego klatkę piersiową. Mój bełt pomknął w przestrzeń.

All You Had To Do Was StayWhere stories live. Discover now