9. Mosaic broken hearts

49 8 0
                                    

– Potrzebujesz jeszcze jakiegoś dowodu? – zapytała Selena, patrząc z wyczekiwaniem na Eleanor, która z uporem maniaka gapiła się w wyświetlacz swojego telefonu.

– El... - zaczęłam cicho, kładąc jej rękę na ramieniu. Dziewczyny w dalszym ciągu siedziały na podłodze, a ja razem z Sheeranem na łóżku. Potrząsnęłam nią delikatnie, kiedy nie zareagowała. – Przesuń się – powiedziałam i zsunęłam się z łóżka, zajmując miejsce naprzeciwko niej. Złapałam ją za podbródek i zmusiłam, aby na mnie spojrzała. Miała oczy pełne łez i niewiele brakowało, aby się znowu rozpłakała.

– Ja go kochałam, Taylor – wyszeptała przez ściśnięte gardło, przymykając powieki.

– Wiem – przyznałam, kiwając powoli głową. – Ale prawdziwe życie nie jest takie idealne, wiesz? – mruknęłam, odgarniając jej z twarzy zagubiony kosmyk włosów. – Tutaj nie ma żadnego księcia, który przybyłby ci na ratunek i wszystko skończyłoby się szczęśliwie. Louis nim nie był, chociaż każdy myślał inaczej. Prawda jest taka, że życie nie jest żadną baśnią; w bajkach ludzie tacy jak Lou i Harry są książętami na białych koniach i pojawiają się w najbardziej oczekiwanym momencie, ratując cały świat. Ale to jest życie, Eleanor. Prawdziwe życie. I złego człowieka nie poznasz po tym, że nosi czarną pelerynę i patrzy na ciebie z mordem w oczach. W prawdziwym życiu twój wróg może okazać się twoim najlepszym przyjacielem; będzie się z tobą śmiał, otwierał przed tobą drzwi i będzie miał piekielnie dobrą fryzurę.

– Czasami... - dodała Sel, wzdychając cicho. – Czasami szczęśliwe zakończenie nie wpisuje się w kanon bajek dla dzieci. Nieraz księżniczka musi pokonać złą bestię, bez pomocy księcia i to jest dobre.

– Nawet jeżeli nie widzisz tego teraz – wtrąciłam spokojnie. – Za jakiś czas spojrzysz wstecz i zrozumiesz, dlaczego to wszystko musiało się wydarzyć.

– Ale czy da się żyć ze złamanym sercem? – zapytała, a po jej policzkach popłynęły łzy. – Czuję się jak wrak. Jak szczątki człowieka.

– Wiesz, że po tym, jak w sześćdziesiątym czwartym roku, pożar strawił prawie cały Rzym, zabrano się za jego odbudowę? – spytałam, unosząc jedną brew. – Sytuacja wyglądała beznadziejnie, ale dokonali tego. Odbudowali miasto, które stało się jeszcze piękniejsze, niż wcześniej. Do tej pory zapiera dech w piersiach, więc dlaczego myślisz, że ty także nie możesz? Dlaczego uważasz, że się nie pozbierasz?

– Ale w odbudowie miasta brało udział wiele osób – odpowiedziała, pociągając nosem.

– A ty też nie jesteś sama – powiedziała Selena, ściskając ją za dłoń. – Masz nas.

Posłałam jej wymuszony uśmiech, kiedy na mnie spojrzała. Patrzyła na każdego z nas; na Gomez, Sheerana i na mnie, przygryzając przy tym wargę. Nie wiedziałam, o czym myśli, nawet nie potrafiłam się domyślić. Po jej policzkach w dalszym ciągu spływały łzy, ale uważałam to za, swoistego rodzaju, postęp. Nie krzyczała, nie rzucała się, nie szlochała z rozpaczy; była nad wyraz spokojna.

– A ty, Taylor? – zapytała po chwili, zatrzymując się spojrzeniem na mnie. – Jesteś w podobnej sytuacji, ale zachowujesz się... normalnie. Dlaczego?

Zamyśliłam się. Każde słowo, które wypowiadałam, aby pomóc jej się pozbierać, miało przede wszystkim pomóc mi, chociaż wcale tego nie zrobiło. Mało tego, pogorszyło całą sytuację. W moim umyśle rozpętała się ogromna burza, która nie pozwalała mi jasno myśleć. Deszcz przysłaniał widok i nie potrafiłam odnaleźć ścieżki, która doprowadziłaby mnie do właściwej odpowiedzi. Stałam przez dłuższą chwilę na rozstaju dróg, próbując się zdecydować. Byłam przemoknięta do suchej nitki i w dalszym ciągu nie potrafiłam podjąć żadnej decyzji.

Mogłam odejść albo zostać, a każda z tych opcji przyciągała ze sobą przykre konsekwencje.

Mogłam słuchać serca, które zaczynało bić szybciej na sam dźwięk imienia chłopaka albo głosu, który przypominał mi o obowiązku wobec rodziny i przyjaciół.

Odejść albo zostać.

– Chciałabym zwalić to wszystko na wyczucie czasu, naprawdę – odpowiedziałam szczerze, biorąc głęboki oddech. Ściskało mnie w dołku, ale wiedziałam, że muszę dokończyć to, co zaczęłam. – Wiesz, na zły czas, miejsce, rodzaj sytuacji. Być może, gdybyśmy spotkali się trochę później, w innym życiu, gdzie bylibyśmy się dla siebie lepsi... Być może wtedy wszystko potoczyłoby się tak, jakbyśmy tego chcieli. Może by się nam udało. Ale potem przypominam sobie, że ludzie czasami po prostu do siebie nie pasują, bez względu na to, co robią albo jak bardzo się starają. – Z każdym wypowiedzianym słowem, czułam w gardle rosnącą gulę, przez którą coraz trudniej było mi mówić, ale... mimo wszystko to robiłam. Bo pomimo tego, czułam się lepiej, wyrzucając z siebie to wszystko. Wewnętrzna burza zaczynała się uspakajać, zamieniając w niegroźną mżawkę. Wiedziałam, że było już po wszystkim. Przynajmniej na razie. – Po prostu nie byliśmy sobie pisani, a wszechświat nam nie sprzyjał – dodałam, wypuszczając ze świstem powietrze z płuc.

– Czyli podjęłaś już decyzję? Zrobisz to? – spytała, wyłamując nerwowo palce. – Z A B I J E S Z G O? – dodała, wybałuszając oczy.

Wiedziałam, z czym wiąże się każdy z tych wyborów i – choć bardzo bym chciała – nie mogłam zmienić niczego. Musiałam ponieść konsekwencje swoich decyzji.

Musiałam zabić Harry'ego.

To nie był prosty wybór, ale nie mogliśmy egzystować razem. Osobno zresztą też nie. Ktoś musiał odejść.

– Tak – odpowiedziałam cicho.

– Zabijesz własnego chłopaka. – Calder nie zapytała. Ona to stwierdziła. W dodatku takim tonem, jakbym była najgorszym przestępcą na świecie. Zlustrowała mnie zimnym spojrzeniem, po czym odwróciła się w stronę Seleny, dając mi do zrozumienia, że nie ma mi nic więcej do powiedzenia.

– Nie – zaprzeczyłam, podnosząc się. – Mój chłopak nie był Amarokiem. Spotykałam się z człowiekiem, Eleanor. Ty także.

– Ale to jest dalej ta sama osoba, Taylor – stwierdziła mocnym głosem, zaciskając pięści.

– Nie – odparłam stanowczo, podpierając się pod boki. – Louis, którego myślałyśmy, że znamy, nie zaatakowałby mnie, a Harry nie stałby z boku jak słup soli, obserwując jego poczynania. Zrozum to, El. Nigdy ich nie znałyśmy. To były wyobrażenia, ułuda. Oni chcieli, żebyśmy myślały, że tacy są naprawdę. Nie K O C H A Ł A Ś go, Eleanor. Kochałaś wyobrażenie o nim i uczucie towarzyszące temu – powiedziałam, akcentując każdy wyraz. – Ja też – dodałam szeptem, wzdychając z bezsilności.

Teraz byłam tego pewna. Nie da się kochać kogoś, kogo się nie zna. Nie ma mowy o miłości, gdy nic nie wiemy o drugiej osobie. Możesz być zauroczony wyglądem, dołeczkami, które pojawiają się w policzkach, kiedy się uśmiecha, w dowcipach, które opowiada i sposobem, w jaki mówi. Możesz. Ale kocha się za to, CO mówi, a przede wszystkim – co robi. Nawet najpiękniejsze słowa nie pomogą, kiedy są wierutnym kłamstwem albo nie mają pokrycia w czynach. Nie i już.

❀❀❀

Powoli zbliżamy się do (nie)wielkiego finału.

Veronieex

All You Had To Do Was StayWhere stories live. Discover now