Rozdział II

2.2K 194 190
                                    


- Na co się tak patrzycie? Nie można porozmawiać samej ze sobą po tak ciężkich przeżyciach? - Rozbrzmiał głos staruszki, która skarciła wzrokiem każdego członka Ruchu Oporu po kolei. Wszyscy wyrwali się z transu, jakim było obserwowanie młodej dziewczyny i zajęli się własnymi sprawami, wciąż spekulując pod nosem. 

Rey spojrzała zaskoczona na Organę, która stała tuż przed nią. W dłoni trzymała laskę, którą się podpierała. Ostatnio miała coraz mniej sił, co było wyraźnie po niej widać.

- Rozmawiałaś z Benem, prawda? - Zapytała generał szeptem. Dziewczyna z Jakku niepewnie na nią spojrzała, po czym skinęła niewidocznie głową. Leia miała jednak dobry wzrok i dostrzegła każdy jej gest. - Ben już nie żyje.

- Nawet pani w niego zwątpiła? - Rey podniosła głos, a tłum ciekawskich ponownie na nią spojrzał. Rebelianci jednak odwrócili wzrok najszybciej, jak mogli, próbując uniknąć kontaktu wzrokowego ze wściekłą Organą.

Wszyscy byli załamani ich beznadziejną sytuacją. Została im zaledwie garstka członków Ruchu Oporu, jedna generał, jakaś dziewczyna z magicznymi mocami, Wookie, trzy droidy, stary statek i nadzieja. Nie wiedzieli, czy zdołają coś z tym cokolwiek osiągnąć. Co najwyżej późniejszą porażkę.

- Pokładałam w nim nadzieję aż za długo. Mogłam przestać wierzyć w jego nawrócenie tuż po zdradzeniu Luke'a, jednak ja nie chciałam się przyznać. Nie mogłam spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie prosto w twarz, że to ja go zawiodłam - westchnęła, jednak w jej głosie nie było czuć ani złości, ani żalu. Brzmiała, jakby opowiadała codzienną historię z najzwyklejszego życia.

- Ktoś inny go zawiódł, nie pani - odpowiedziała Rey. Organa usiadła na starym, zakurzonym fotelu, a młoda dziewczyna przysiadła się tuż obok niej. 

- Niby kto, jak nie ja? Han? - Zapytała, a na jej twarzy pojawił się niewyraźny uśmiech. Rey zauważyła w tej chwili, że kobieta pogodziła się z tym wszystkim. Nie wiedziała, czy wyznać jej teraz całą prawdę odnośnie przejścia Bena na złą stronę. 

- Dla niego jest nadzieja - dziewczyna zmieniła temat, próbując tymczasowo uniknąć tematu Luke'a Skywalkera, który pod wpływem emocji chciał zabić syna kobiety. - Muszę tylko przetłumaczyć księgi Jedi... Będę potrzebować sporo czasu.

- Czasu? Dziecko, trwa wojna - odpowiedziała Organa, a jej twarz spoważniała. Starsza kobieta rozejrzała się pomiędzy rebeliantami i przysunęła się dyskretnie do Rey. - Tak naprawdę to powinnam wyrzucić Damerona za niesubordynację - wyszeptała. - Z mojej strony powinna czekać go nawet kara śmierci, ale populacja członków Ruchu Oporu zmniejszyłaby się o jakieś dziesięć procent. Tonący brzytwy się chwyta. Zwłaszcza podczas wojny i kryzysowej sytuacji.

Na twarzy Rey zagościł wyraz niezadowolenia. Spojrzała zamyślona na ścianę, zastanawiając się nad tym, co powinna zrobić. Od jej jednej decyzji mogą zależeć losy Galaktyki.

- Proszę, niech mi pani da szansę.

Leia zerknęła na nią ostrym wzrokiem, jednak po sekundzie ochłonęła. W środku była rozdarta. Ruch Oporu nie miał ogromnych szans na przetrwanie, a co dopiero na zwycięstwo. Miała dać odejść jednej z ważniejszych osób w ich całej organizacji? To ona wygrała z samym mistrzem zakonu Ren, nie mając bladego pojęcia o posługiwaniu się mieczem świetlnym. Może jednak powinna zostawić ją przy sobie? Nie powinna dopuścić do jej odejścia. 

Jak nie dać wygrać Ciemnej Stronie?

- Moc jest strasznie nieprzewidywalna i potężna - odrzekła Leia. - To ona dała mi kolejną szansę. Na początku myślałam, że nie potrafi uratować mnie z sideł śmierci. Zaraz jednak poczułam troskę, miłość i... Udało mi się jej użyć do przetrwania w próżni kosmicznej.

Obiecałeś - ReyloWhere stories live. Discover now