Rozdział VII

1.6K 162 92
                                    


- Pani generał. - Poe uśmiechnął się lekko i włożył dłonie do kieszeni od swoich spodni. Leia spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem. Pod jej oczami mężczyzna dostrzegł cienie, które świadczyły o jej wyczerpaniu. - Jak długo planujemy tu zostać?

- Poe, chłopcze, nie mam bladego pojęcia - odpowiedziała szczerze. Zbierała jej się ochota na ziewanie, jednak szybko to powstrzymała. - Musimy zregenerować siły i dopiero wtedy przemyślimy nasze następne poczynania.

Akurat w tym momencie do rozmowy dołączył się Finn.

- Następne poczynania? Została nas zaledwie garstka! - Stwierdził czarnoskóry ściszonym głosem. - Nie mamy nawet żadnego statku, pomijając ten złom Hana!

- Finn, posłuchaj. Ruch Oporu rozproszony jest po całej Galaktyce - tłumaczyła wolno Organa, starając się uspokoić oburzonego mężczyznę. Widziała, jak bardzo troszczył się o tą... siostrę Paige Tico. Nawet nie pamiętała, jak ma na imię. Myślała, że to ona była głównym powodem jego zdenerwowania. - Każde z nich sprzeciwia się Najwyższemu Porządkowi, jak tylko może. Niektórzy starają się zdobyć ich zaufanie, aby dostarczyć nam ważne informacje. Inni próbują skombinować jakąkolwiek broń czy statki. Inni...

- To dlaczego nikt nam nie pomógł na Crait?! - Oburzył się Finn. Poe chwycił go za ramię, aby także doprowadzić go do porządku.

- Na tej bitwie i tak byliśmy skazani na porażkę - westchnęła ciężko, a jej usta zadrżały. - Piechota i przedpotopowe statki przeciwko AT-M6? To miało jedynie zapewnić nam trochę czasu. Gdyby nie Luke i Rey, zginęlibyśmy tam wszyscy. Zaś gdyby inni przylecieli nam na pomoc, Ruch Oporu upadłby całkowicie.

Finn wysłuchiwał wszystkiego z szeroko otwartymi ustami. Nawet Poe rozchylił lekko wargi, dziwiąc się wypowiedzi generał.

- Pani wysłała nas na pewną śmierć..? - Zapytał czarnoskóry. Leia niepewnie skinęła głową. Poe zagryzł wargę. 

- Wiedzieliśmy, na co się piszemy - odpowiedział młody pilot, próbując bronić Leię. - Walczyliśmy do samego końca. 

- Powiedz to Rose! - Finn podniósł głos. 

Ach, nazywa się Rose, przypomniała sobie Organa. 

- To ty się chciałeś poświęcić! - Odpowiedział z lekką ironią Poe. Dezerter wyciągnął przed siebie palec. 

- Byłem do tego zdolny! Za wolność - warknął. - Jeszcze niedawno byłem zwykłym tchórzem, który chciał uciec od tej całej wojny. A teraz nawet nie wiem, za co chciałem się poświęcić. Jedyne, co by to zmieniło, to przedłużyłoby wasze życie o jakieś pół godziny.

- Zrozum, że takie bitwy to jedna wielka niewiadoma. Czasami trzeba zdać się jedynie na szczęście. Jedyne, co mogę teraz zrobić, to dziękować losowi, że był dla nas taki życzliwy. 

- Życzliwy?! Niech to pani powie poległym..!

Drzwi w jednej chwili uchyliły się z impetem, a w progu stanęła Rose. Była cała blada, pod oczami miała ogromne wory, a dłoniami opierała się o ścianę. Za nią stał zdenerwowany droid medyczny.

- Proszę natychmiast wrócić do punktu medycznego! - Wołał zmechanizowanym głosem, jednak dziewczyna go nie słuchała. Członkowie Ruchu Oporu spojrzeli na nią z wielkimi oczami.

- Rose! - Finn od razu rzucił się w stronę dziewczyny. Podał jej ramię, aby się o niego oparła i powoli pomógł jej usiąść na fotelu. Tuż obok niej przystanął Poe wraz z Organą. 

- Gdzie jesteśmy..? - Zapytała łamiącym się głosem. Wszyscy dziwili się, że zdołała dojść aż tutaj o własnych siłach. 

- W bezpiecznym miejscu - odpowiedziała Leia, siadając po jej prawej stronie. Położyła jej dłoń na kolanach i spojrzała głęboko w oczy.

Obiecałeś - ReyloWhere stories live. Discover now