Rozdział XI

1.1K 129 116
                                    


- Jeszcze raz - westchnęła Organa, która była niezbyt zadowolona tym, że ktoś wyrwał ją z błogiego stanu, jakim był sen. Ostatnio bardzo go potrzebowała. - Jak wylądowałeś w tym kontenerze?

- Ja tam nie wylądowałem! To ten DJ mnie tam wrzucił, niczym jakiegoś śmiecia! - Oburzył się Finn, który dopiero niedawno się ocknął. Rey, która miała lewą rękę w gipsie, spojrzała na czarnoskórego mężczyznę i poprawiła koc, który miała zawieszony na ramionach. Pomimo pidżamy, wciąż było jej zimno.

- Mówiłeś, że w drodze do punktu medycznego straciłeś przytomność. - Leia zmrużyła oczy i wzięła łyk kawy, którą podał jej droid. 

- Ktoś mnie ogłuszył! Dostałem po głowie jakimś ciężkim przedmiotem - tłumaczył zdenerwowany Finn, po czym wstał. - Ty jesteś jakąś cholerną wróżką! - Wskazał na Maz Kanatę, siedzącą u boku generał Ruchu Oporu. - Co tam się stało?

- A co ja, wyrocznia? - Mruknęła kobieta, posyłając mężczyźnie uśmiech. Finn warknął i rozejrzał się po pomieszczeniu. 

Rey patrzyła nieprzerwanie na kubek z herbatą, nie wydając z siebie żadnego odgłosu. Musiała to wszystko przemyśleć. W końcu podniosła wzrok na kobietę o pomarańczowej skórze. Miała do niej kilka pytań, jednak chciała je zadać na osobności. 

- Czyż to nie jest piękny dzień! Jeszcze nikt nie zginął. - Drzwi do salonu otworzyły się, a w progu stanął wyprostowany Calrissian. Pewnym krokiem wszedł do środka i jakby spoważniał.

- Nikt nie zginął?! Człowieku, czy ty się w ogóle słyszysz?! - Finn podniósł głos, machając nerwowo rękami. 

- Uspokój się, synu - westchnął Lando, a z jego twarzy zniknął sławny na całą Galaktykę uśmieszek. - Znajdziemy sprawcę tego... zamachu.

- Może by tak przejrzeć monitoring? - Zaproponowała w końcu Rey. Lando zagryzł wargę i zmarszczył czoło, jakby pytanie niezbyt go ucieszyło. 

- Bardzo chciałbym to zrobić, ale... ostatnio oszczędzamy na kamerach. Przez ostatnie lata panował tu spokój, więc pomyślałem, że po co mamy się kosztować, heh - stwierdził, drapiąc się po brodzie.

Młody chłopak spojrzał na Organę i Kanatę, które nie wydawały się być przejęte słowami mężczyzny. Właśnie to go ostatecznie rozwścieczyło. 

- Jak ja ci zaraz...

Jednak w tym momencie drzwi ponownie uchyliły się, a do pomieszczenia weszła młoda kobieta o pastelowo zielonych włosach i fiołkowych oczach. Była ubrana w biały kombinezon, który był podstawowym odzieniem pracowników w centrum miasta. 

- Nimai! Jak dobrze, że przyszłaś! - Przerwał Lando, najwyraźniej uradowany przybyciem kobiety. Ta utrzymywała poważny wyraz twarzy, jednak w duchu wiedziała, że jej szef znowu się w coś wpakował. - Zajmij się gośćmi, a ja pójdę do DJ'a, żeby zadać mu kilka ważnych pytań... - Ciągnął czarnoskóry, kierując się do wyjścia. W progu minął się z Chewiem, który niepewnie wszedł do pomieszczenia. 

Drzwi w końcu zamknęły się, a wszystkie oczy skierowały się na zielonowłosą kobietę, która uśmiechnęła się do nich promiennie. 

- Ogłuszyć - stwierdziła sucho Organa, a wszyscy na nią spojrzeli. Włącznie ze zdziwioną dziewczyną. Nimai otworzyła szeroko oczy i zaniemówiła. Chewie wycelował w nią małym, kieszonkowym blasterem, który nosił przy pasie, jednak dziewczyna zgrabnie ominęła laser.

- Co to ma znaczyć?! - Oburzyła się kobieta, wyciągając z kieszeni małego pilota. Już chciała wcisnąć guzik, jednak poczuła, że wylatuje jej z dłoni. Nimai podniosła wzrok.

Obiecałeś - ReyloWhere stories live. Discover now