Rozdział VI

1.8K 180 109
                                    

- Głowa mnie boli - mruknął Poe, odwracając uwagę Rey od bardzo ciekawej ściany, której akurat się przyglądała. Podeszła do zaspanego mężczyzny i przysiadła się obok niego. - Co się stało?

- Długa historia - odpowiedziała krótko. Kiedy pilot próbował usiąść, ta go od tego powstrzymała. - Odpoczywaj. Nieźle przywaliłeś w ścianę.

- Powiedziałem coś wtedy nie tak? - jęknął, chwytając się za bolącą głowę. Piekło go jak cholera. Rey uśmiechnęła się promiennie pod nosem. Czuła od Damerona pozytywną energię, którą bardzo łatwo chłonęła. Było to ogromnym plusem, biorąc pod uwagę wcześniejsze, nieprzyjemne wydarzenia.

- No proszę, chłopcze, obudziłeś się w końcu. - Obydwoje usłyszeli dobrze znany im głos niedawno poznanego mężczyzny. Tuż obok kanapy stanął dumnie Lando Calrissian, opierając dłonie na biodrach. Jego błękitna peleryna spływała po jego ramieniu oraz po plecach. Rey uniosła ironicznie brwi, zaś Poe przewrócił oczami.

- A pan czego chce? - Mruknął zdenerwowany Poe. Czarnoskóry zbliżył się do niego i puknął go palcem wskazującym o czoło kilkukrotnie. Dameron nawet nie zdążył zadać pytania.

- Pokonany przez powietrze, niesamowite - zacmokał starszy mężczyzna. Rey chciała coś powiedzieć, jednak Lando nie dawał za wygraną. - Leia wiele mi o was opowiedziała.

Poe i Rey spojrzeli po sobie.

- Panna Jedi i pan pilocik. Obydwoje oczywiście najlepsi w swoim fachu - stwierdził ironicznie. Dziewczyna nie wiedziała, co ma myśleć o tym mężczyźnie. Przeszło jej przez myśl, że może być chory psychicznie. To była bardzo możliwa teoria.

- Pan przyszedł się z nas naśmiewać? - Warknął już bardzo zdenerwowany Poe, który w końcu podniósł się z pozycji leżącej. Rey skinęła głową i spojrzała równie agresywnie na czarnoskórego mężczyznę.

- Raczej podziwiać. - Jego głos w tym momencie spoważniał. Członkowie Ruchu Oporu nie wiedzieli, co mogą mu odpowiedzieć. - Chciałem pogratulować udanych akcji, ale ponabijać też w sumie się mogę.

- Nie do końca pana rozumiem - przerwała mu Rey, spoglądając mu w oczy. Lando westchnął teatralnie, po czym prychnął.

- A narzekają, że to ci starzy cierpią na brak poczucia humoru. - Wzruszył ramionami, opierając się o fotel. - Z tego, co już wiecie, jestem Lando Calrissian. Stary przyjaciel Lei i... Hana Solo. - Ostatnie słowa wypowiedział z trudem, jednak starał się nie tracić swojej luźnej mowy, która sprawiała, że stawał się pewniejszy.

- Czyli musiałeś znać Bena Solo? - Zapytała, w końcu wydając się być zaciekawioną rozmową. Lando w jednej chwili przybrał poważny wyraz twarzy i zacisnął usta. Od odpowiedzi uratowało go szarpnięcie Sokoła Millenium, które informowało, że w końcu dolecieli do celu.

- Nie mam teraz czasu - mruknął, wstając z fotela. - Witajcie w Mieście w Chmurach.

*

Rey rozejrzała się uważnie po białym salonie. Standardowe okna zastąpiono szklaną ścianą, przez którą widać było tętniące za nim życie. Członkowie Ruchu Oporu siedzieli na białych, skórzanych fotelach, odpoczywając po ciężkich przeżyciach. Na jasnych stolikach postawione były tace z jedzeniem oraz napojami. Dziewczyna odłożyła kubek, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się woda i niepewnie spojrzała na Finna.

- Jego dziewczyna jeszcze jest w śpiączce - stwierdził głos starszego mężczyzny, a Rey odruchowo się odwróciła. Dostrzegła przed sobą Calrissiana, który ponownie przybrał ironię na twarzy. - Pewnie dlatego taki smutny.

Obiecałeś - ReyloWhere stories live. Discover now