13

3.7K 230 17
                                    

-Selena, no złaź już! – wywróciłam oczami na kolejny krzyk Zayna. Z westchnięciem ostatni raz przejechałam szczotką po włosach i zarzucając na ramię torbę, zeszłam na dół. Przy drzwiach czekali już tylko Louis i Liam, co w sumie bardzo mnie nie zdziwiło. Tylko oni znosili to, ile potrafiłam się wybierać. Ale hey, czy to zbrodnia, że czasem chcę wyglądać dobrze?

-Jak zwykle królowa punktualności – wyszczerzył się Tommo, na co jedynie prychnęłam. – Idziemy?

-Nie. Jeszcze muszę się przebrać, zjeść śniadanie, spakować butlę z helem, zadzwonić do prezydenta... – zaczęłam wyliczać na palcach, na co obaj parsknęli śmiechem. Ej no, to nawet zabawne nie było...

Ostatecznie opuściliśmy dom po kilku minutach. Kojarzycie to uczucie, kiedy wszystko was wkurza, a potem wychodzicie na zewnątrz, patrzycie na świat, wdychacie świeże powietrze i jest wam tak jakoś lepiej? I tak, mogłabym tak sobie postać, bo ostatnie, o czym marzyłam to patrzeć tego dnia na budynek szkoły. Ale oczywiście państwo L&L mieli inne zamiary i prawie siłą prowadzili mnie przez całą drogę, tłumacząc, że przesadzam. Dziękuję za wsparcie czy coś. Tym oto sposobem droga zajęła nam zaledwie siedem minut. Tak, policzyłam to.

Wchodząc na teren placówki, przybrałam jeden z tych lekkich uśmiechów, mówiących „No hey, nie patrz na mnie, nie mam ochoty rozmawiać, ale jak coś to jest w porządku". Tak, mam taki rodzaj uśmiechu. Zauważyłam, że dzięki tamtemu tygodniowi więcej osób się ze mną wita. Chyba poczuli się pewniej i w sumie mi to odpowiada. W końcu to dziwne, kiedy ludzie praktycznie się ciebie boją...

-Widzimy się pod salą? – Louis dźgnął mnie w bok, żebym otrząsnęła się ze swoich przemyśleń. W odpowiedzi jedynie kiwnęłam głową, a gdy zniknął za ścianą, odetchnęłam z ulgą. Wreszcie sama. Chociaż nie znosiłam samotności, to w takich momentach była potrzebna.

Otworzyłam swoją szafkę, wyjmując książki na pierwszą lekcję – geografię. Przełknęłam głośno ślinę. Jak ja mam przeżyć całą godzinę z widokiem na Luke'a, który będzie siedział pewnie sam? Przecież to mój przyjaciel, z którym zgubię się w lesie, ej!

-Elo – omal nie pisnęłam, słysząc głos Ashtona. Szok to zbyt mało powiedziane. Ja tam na zawał prawie zeszłam i to podwójny! Po pierwsze, że jak zwykle wystraszyła mnie czyjaś obecność, a po drugie, że w każdej chwili mógł się tu znaleźć Harry lub ktoś inny. W panice złapałam Irwina za rękę i wciągnęłam do jakiegoś mniejszego korytarza.

-Nic nie mów przez chwilę – palnęłam, bacznie obserwując czy nie ma w pobliżu nikogo, kogo nie powinno tam być. Serio, czy teraz każdy dzień ma tak wyglądać? – Dobra, już możesz.

-Co ty odwalasz? – to było pierwsze pytanie, wypowiedziane z idealnym przerażeniem. No świetnie, a jego to nikt nie poinformował nawet?

-W skrócie to Harry wrócił, a ja się o was zbyt martwię, więc nie mogę z wami gadać, spotykać się, patrzeć na was, ani nic z tym podobnych – powiedziałam na jednym wydechu. – A no i wybacz ten atak.

-Zaraz, zaraz, co? – zmarszczył brwi, patrząc na mnie uważnie. I w tym momencie oczywiście musiał przerwać nam dzwonek. Szkoła to mistrz wyczucia, pamiętajmy o tym.

-Zapomnijcie o mnie, o zeszłym tygodniu i o wszystkich tych chwilach, jasne? Przepraszam, naprawdę, ale cholera, ja tak nie mogę. Przeproś ode mnie chłopaków.

Po wypowiedzeniu ostatnich słów biegiem rzuciłam się do sali od geografii. Po drodze minęłam jeszcze Luke'a i Michaela, którzy patrzyli na mnie z równym szokiem, co Ashton. Czy naprawdę oni ze sobą nie rozmawiają, czy co? Wpadłam w ostatniej chwili przed nauczycielem, kończąc swój lot w ostatniej ławce, tuż obok Lou.

My team • 1D&5SOSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz