14

3.7K 231 35
                                    

O dziwo reszta poniedziałku i niemal połowa wtorku minęły mi znośnie. Nie mogę powiedzieć, że było dobrze, bo nie było i nie zamierzam siebie w tym przypadku oszukiwać. Może się zwyczajnie na to uodpornię? O ile da się uodpornić na ważne dla siebie osoby i wspomnienia...

-W sumie cieszę się, że wcześniej wróciliśmy – wywróciłam oczami na wypowiedź Nialla. Kto się cieszy, ten się cieszy...

-Ja też. Jeszcze by to zaszło za daleko – Harry spojrzał na mnie kątem oka. Okay Sel, policz do dziesięciu, na pewno ci przejdzie.

-W sumie nie rozumiem cię, Sel. Ni to przystojne, ni to utalentowane... - zaczął Zayn. Zacznijmy zatem odliczać do eksplozji.

-Charakterów też za dobrych nie mają. W ogóle jakieś nietrafione egzemplarze – prychnął Horan, na co reszta się roześmiała. Trzy...

-Staczasz się, siostrzyczko – Dwa... - Jak chciałaś kogoś, to było powiedzieć! Znam gości lepszych dla ciebie i mniej idiotycznych.

-ZAMKNIECIE SIĘ WRESZCIE, CZY MAM WAM W TYM POMÓC?! – jeden... - Idealni się cholera znaleźli! Nawet ich nie znacie, więc łaskawie się nie wypowiadajcie, dziękuję – uśmiechnęłam się sztucznie, patrząc na ich przerażone miny. W końcu obróciłam się na pięcie i nie reagując na ich słowa, udałam się do domu.

~***~

Była zaledwie siedemnasta, a ja już byłam skłonna, by położyć się spać. Jeśli każdego kolejnego dnia znowu mam przechodzić przez coś takiego, to zdecydowanie nie przeżyję ani jednego więcej. W końcu położyłam się na łóżku, chowając głowę między pościel. Tak w tym momencie było cudownie. Pamiętajcie: nieważne co będzie jutro, pojutrze, za tydzień, miesiąc, czy rok... Ważne są chwile, kiedy leżysz w łóżku!

Ta chwila mogłaby trwać dla mnie w nieskończoność... Gdyby nie szczegół, że drzwi mojego pokoju musiały się otworzyć, a moja przyjaciółka musiała zniszczyć mój spokój. Czy wspominałam już o jej idealnym wyczuciu?

-Laska, wstawaj! Ja cię tu muszę wyściskać!

-Dlaczego chcesz, żebym przerywała taką cudowną chwilę? – mruknęłam. No hello, wreszcie było mi dobrze!

-Whatever – prychnęła, ostatecznie prawie rzucając się na moje biedne ciało. – Jestem z ciebie taka dumna!

-Dlatego z tej dumy powinnaś chcieć, żebym była szczęśliwa i wypoczęta...

-Daruj sobie, ja tu cię chwalę, a ty zero wdzięczności – prychnęła.

-A więc co niby takiego zrobiłam? – uniosłam brew, przewracając się na plecy.

-Miałam się o to samo spytać...

-Inteligentnie, nie powiem.

-Opowiem ci historyjkę – klasnęła w dłonie, po czym zaczęła swój słowotok. – Wbijam sobie do was do domku i pierwsze co widzę to chłopaków siedzących w salonie. No wiesz, norma. Tylko że oni nie oglądali telewizji. Nie rozmawiali. Oni siedzieli w ciszy, rozumiesz? No i powiedz mi jeszcze, że to nic dziwnego! No i wiesz, jaka jestem, dlatego trochę się z nich ponabijałam, że niby prąd wyłączyli, a oni bez tego nie wytrzymają... Tak wiem, zabawne. No ale wracając, oni się tak na mnie dziwnie spojrzeli i któryś coś tam mruknął, że jesteś jakaś nerwowa, czy cokolwiek. No i wiesz, natura śmieszka sprawiła, że zaczęłam się śmiać, bo oni wyglądali na takich przerażonych, że płacze. No dobra, to co im zrobiłaś? – cholera, mówiła tak szybko, że to chyba nierealne. Ej, właśnie, a może mi się to śni... Później rozważę tę opcję.

-Ja tylko wypowiedziałam się na temat ich zastrzeżeń do sosów – wzruszyłam ramionami.

-A tak sobie tylko się wypowiedziałam – sparodiowała mój głos. – Kochana, ich reakcje wskazują bardziej na sytuację typu „przywal w ryj i run bitch, run" – mimowolnie parsknęłam śmiechem.

-Skąd wiesz, że może tego nie zrobiłam?

-Wybacz mi, ale nadal twierdzę, że nawet gdybyś chciała to nic byś swoimi piąstkami nie wyrządziła – prychnęłam. Aż tak źle ze mną nie jest! – No dobra powiesz wreszcie, co odwaliłaś?

Westchnęłam, po czym streściłam jej całą sytuację sprzed dwóch godzin. Po skończeniu Jessica otarła niewidzialną łzę i znowu mnie przytuliła.

-Czekaj, czekaj – przyjrzała mi się uważnie. – To zbyt piękne, by było realne. Przepraszam, ale ty się nie potrafisz sprzeciwić Harry'emu – uniosłam jedną brew.

-Ktoś genialny mi ostatnio powiedział, że poza moim bratem i spółką też istnieją ludzie, przed którymi nie mogę się kryć przez całe życie... -uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tamtej rozmowy. – Ten wyjazd to była idealna okazja, żebym to zrozumiała.

-Nie przypominam sobie, żebym mówiła ci coś takiego – zmarszczyła brwi. Prychnęłam, rzucając w nią poduszką.

~***~

Sama już nie wiem do której przesiedziałyśmy z Jess, ale zdecydowanie było mi po tym lepiej. I nawet nie przeszkadzało mi to, że się nie wyspałam. Prawdę mówiąc, Jessica była osobą, która dawała mi najwięcej wsparcia w całej tej sytuacji. Na drugim miejscu mogę zdecydowanie postawić mamę i Cami, które zdecydowanie pokochały Caluma, natomiast na trzecim ulokował się Louis.

Na pewno znacie tę sytuację, kiedy jesteście wręcz rozerwani między tym, czego chcecie a tym, co powinniście. To właśnie był aktualny Lou. Teoretycznie był przy mnie i dalej wspierał jak najlepszy brat, a jednocześnie dalej stał murem przy chłopakach, bo nie oszukujmy się, zespół musi trzymać się razem. Nadal nie wiem jakim cudem sam to ogarniał, ale nie będę wnikać w jego logikę.

Właśnie przywitał mnie trzeci dzień mojej mordęgi i wcale nie miałam ochoty dalej jej kontynuować. Tak, wreszcie dotarło, że muszę coś zmienić, ale hey, lepiej późno niż wcale!

Szłam za Jess do klasy od samaniewiemczego. Wiedziałam tylko, że prawdopodobnie całą godzinę przesiedzę, patrząc w telefon lub rozmawiając z Jess. Tak wiem, ambitnie.

-Co my w ogóle teraz mamy? – zmarszczyłam brwi.

-Miał być angielski, ale w końcu mamy łączone z jakąś inną klasą i chyba geografia – wzruszyła ramionami, na co jęknęłam z rezygnacją. Jeszcze mi geografii dzisiaj brakowało.

Weszłyśmy do sali, w której siedziało już sporo osób. Kilkoro z nich kiwnęło nam na przywitanie, inni zwyczajnie olali, ale w sumie wcale mi to nie przeszkadzało. Usiadłyśmy w ostatniej ławce tak jak zazwyczaj. Wszystkie miejsca były już niemal zajęte, zostały jedynie dwa przed nami i kilka w rzędzie pod oknem. W ostatniej chwili do pomieszczenia wparowały dwie postacie, na których widok sama nie wiedziałam, czy powinnam się uśmiechać, czy wręcz przeciwnie.

Przełknęłam ślinę, widząc, jak zmierzają w naszym kierunku. Rozejrzeli się jeszcze po klasie, jak zgaduję, w poszukiwaniu któregoś z One Direction. Momentalnie na twarzy Ashtona zagościł wielki uśmiech, natomiast Luke chyba sam nie wiedział, co ma robić. No to jesteśmy w tym razem!

-Można? – kiwnął głową na wolną ławkę przed nami. Wpatrywałam się w nich, sama nie wiedząc co powiedzieć. Jess widząc to, szybko przejęła inicjatywę.

-Jasne! Myślę, że nawet szybko się dogadamy – dźgnęła mnie w bok, na co posłałam jej sztuczny uśmiech.

No to zapowiada się ciekawa lekcja...


***
NO HEY!
Wbijam do was wyjątkowo w środę, ponieważ przez cały weekend mnie nie ma i nie mam pojęcia kiedy będę w stanie dodać następny (RIP JA) :')

Będę wdzięczna za każdy komentarz!
Do następnego, xx

My team • 1D&5SOSWhere stories live. Discover now