rozdział 1 ;

89 12 22
                                    

Nathanael siedział pod sekretariatem swojego nowego wydziału, analizując wydrukowany plan zajęć. Pozytywnie go zaskoczył, gdyż nie różnił się zbytnio od tego, którego tokiem szedł na poprzedniej uczelni. Po zdaniu wszystkich potrzebnych egzaminów, udało mu się dostać na stosunki międzynarodowe, będące odpowiednikiem tego, co studiował u siebie. Program był prawie identyczny, poziom też prezentował się przyzwoicie. Tylko nazwy przedmiotów brzmiały bardziej egzotycznie.

Końcówka września była bardzo pospieszona, chłopak nie miał nawet minuty na złapanie oddechu. Przyjazd do Polski wiązał się z osobistym załatwieniem kilku spraw, w tym samej wyprowadzki do Warszawy. Kiedyś tata w żartach powiedział mu, iż niezależnie, w którym zakątku świata postawi stopę - zawsze znajdzie rodzinną posiadłość. To najwidoczniej nie był żart. Czuł się niczym protagonista taniej książki o drodze do sukcesu, kiedy wjechał do Warszawy i od razu miał gdzie odpocząć, a to wszystko tylko dzięki mieszkaniu zafundowanemu przez tatę. Nie było ogromne, ot co, przytulne mieszkanko, około czterdziestu metrów kwadratowych. W porównaniu z jego poprzednim lokum wyglądało jak mrówka przy słoniu, lecz nie czuł się z tego powodu upodlony - wiedział o tym, iż taka rezydencja to skarb i miał zamiar jak najlepiej wykorzystać potencjał własnego metrażu.

W plannerze ułożonym na kolanie, notował dokładny rozkład tygodnia, z uwzględnieniem przyszłych zajęć dodatkowych. W każdy weekend miał jechać do mamy. Odległość między Warszawą a miastem rodzinnym jego rodzicielki była trefna, atoli życzliwsza, niż ta, która dzieliłaby ich, gdyby został w Szwecji. Ze stolicy był w stanie dojechać samochodem do Lublina, ze Sztokholmu niekoniecznie.
Na pięć roboczych dni tygodnia zostawiał mamę pod opieką polskiej części rodziny (z którą nawet nie miał okazji się zobaczyć), a także Fridy - jego dorodnego psa. Dostał ją na swoje osiemnaste urodziny i nie miał żadnych przyjaciół, poza nią. Nie ubolewał. Ona stanowczo mu wystarczyła. Zapewniała wsparcie w ciężkich sytuacjach, nieprzerwanie trzymając się jego boku. Zwierzał jej się ze wszystkich problemów, a w jej głębokich, poczciwych oczach widział zrozumienie. Od zawsze dogadywał się lepiej z fauną, niżeliby z ludźmi. Spowodowane to było jego behawiorem - widząc zwierzątko zawsze starał się do niego zbliżyć, natomiast mijając człowieka na ulicy, odsuwał się, zachowując przynajmniej metr odległości.
Wracając do Fridy - jego towarzyszka w Warszawie musiałaby spędzać wiele samotnych chwil zamknięta w czterech ścianach mieszkania. Nie mógł jej przecież brać na uczelnię. Dlatego zdecydował, iż w Polsce nie może jej zabraknąć, lecz nie będzie mógł mieć jej zbyt często obok. Był to bardzo ugodowy kompromis, niezadający zbyt wiele bólu. Frida zyskała tytuł lubelskiej strażniczki, otrzymując honorowe zadanie pilnowania Pani Mamy aż do powrotu właściciela. Harde zadanie dla hardego psa.
Nathanael uśmiechnął się do siebie, kończąc malutki rysunek Fridy na marginesie planu. Nie lubił bazgrać w notatkach, lecz dla niej zrobi wyjątek.

— Hej, czekasz do sekretariatu czy po prostu tu siedzisz?

Mocny, kobiecy głos wyrwał jego nos znad notatek. Spojrzał w górę i ujrzał nad sobą osobę, której na pewno nie minąłby obojętnie na ulicy.
Wysoka dziewczyna o krótkich, sięgających do ramion, hebanowych włosach, strzygła go swoimi cierpkie, ciemnoniebieskimi oczami. Jej ostre rysy twarzy podkręcał mocny makijaż. Krucze cienie na powiekach, przerwane grubą (lecz bardzo zgrabną i schludną) kreską czarnego eyelinera, kolorystycznie komponowały się z ciemną szminką na jej ustach. Nathanael nie znał się na wizażu, lecz mimo jednolitej, mrocznej kolorystyki, całość, dopełniana przez przeciętą brew oraz srebrnego kolczyka w nosie, wyglądała bardzo szykownie. Ubiór także wzbudzał podziw - krótka, atramentowa koszulka i kraciaste spodnie z wysokim stanem, przyozdobione metalowym łańcuchem, w jego oczach były brawurowym wyborem, zważywszy na to, iż znajdowali się na uczelni. Jej skórę dekorowały pojedyncze tatuaże, którym nie wypadało się przyglądać.
Gdy złapał z nią kontakt wzrokowy, poczuł, jak przeszywa go ziąb. Mogliby ze sobą konkurować w wyborach na najchłodniejsze młodzieńcze oczy.

gwiazdolity ;Where stories live. Discover now