krigare: act III ;

31 9 8
                                    

Pszczółkowska. Słysząc nazwisko blondwłosej bohaterki, Oliwia wygrzebała jedno ze wspomnień zakopanych w aktach pamięci. Marzec, godziny popołudniowe, skwer obok szkoły. Wracała do domu, trzymając nad głową parasolkę chroniącą ją przed lejącym deszczem. Szare błoto chlupało pod jej butami, gdy w zimnie kroczyła żwawym krokiem przez zielony teren małego parku. Dźwięki deszczu zostały zakłócone przez głośny śmiech. Oliwia rozejrzała się. Wtedy, w ciasnej alejce przebiegającej między blokami sąsiadującymi z parkiem, dostrzegła grupę osób. Wyglądali na licealistów, prawdopodobnie chodzili do tej samej szkoły. Trzy męskie postury stojące nad czwartą, kucającą przy ścianie budynku. Nietrudno było domyślić się, że nie była to przyjacielska pogawędka. Brunetka szybko podbiegła do grupy, gotowa wyjaśnić całe zdarzenie. Nie mogła przejść obojętnie obok aktu przemocy.

— Hej, co wy robicie? — zapytała, składając parasol.

Jeden z chłopców odwrócił się, a Oliwia rozpoznała w nim dowódcę grupy szkolnych chuliganów, z którymi miała już nieprzyjemność się spotkać. Pozostała dwójka była członkami jego kółka adoratorów. Borucki, bo tak nazywał się lider szajki, uśmiechnął się na widok znajomej dziewczyny.

— Oliwka! Kopę lat! — przywitał ją niczym drogi przyjaciel. — Co tam porabiasz? Chcesz do nas dołączyć?

Wskazał na skuloną przy ścianie osobę. Postać przytulała do siebie swoją torbę i przyciskając się do kamiennej powierzchni, jakby przyciągał ją niewidzialny magnes. Ubrana była w długi granatowy płaszcz przeciwdeszczowy, którego kaptur skutecznie zasłaniał jej głowę, oraz wysokie czerwone kalosze sięgające jej do kolan. Identyfikacja persony była niemożliwa, ale po sylwetce i ubiorze Oliwia wnioskowała, iż jest to kobieta.
Spojrzała zdenerwowana na Boruckiego. Drugoklasista słynął ze swoich występków, nadzwyczaj upodobał sobie prześladowanie młodszych uczniów. Oliwii kończyła się cierpliwość. Zgłoszenia jego występków do dyrektora nie przynosiły efektów, bo jego koledzy zawsze kryli mu dupę, dlatego wychodził bez żadnych nauczek. Jeśli okazałoby się, że skulona osoba była jego kolejną ofiarą, to Oliwia była gotowa samodzielnie wymierzyć sprawiedliwość i dopilnować by tym razem potraktowano sprawę poważnie.

— Kto to? — wskazała na człowieka w kaloszach.

— Ona? — Borucki podrapał się za uchem. — Nasza koleżanka. Nie była chętna na pokazanie nam zawartości swojej torebki, więc postanowiliśmy sami wykonać rewizję.

Prymitywne. Oliwia w życiu nie spotkała takiego bęcwała. Zaczepianie innych uczniów w celu kradzieży było niszowym zajęciem. Powinien znaleźć sobie inne hobby, takie, jak chociażby kolekcjonowanie czapek. Może jedna w końcu okazałaby się na tyle ciasna, że po wywarciu odpowiednio dużej siły na czaszkę, aktywowałaby tyci włącznik mózgu chłopaka i zmusiła go do działania.

— Naprawdę? Znęcanie się nad słabszymi? Tylko na tyle cię stać? — zapytała z kpiną. — Pewnie jesteś tym typem osoby, która po obejrzeniu rysunku przedszkolaka mówi, że zrobiłaby to lepiej, a finalnie nie umie nawet trzymać kredki. Żenujący jesteś.

Na czole chłopaka pojawiła się pojedyncza żyła sygnalizująca wkurwienie. Takiego łatwo wyprowadzić z równowagi. Prawda szczypała w oczy, tym bardziej osoby, które uprawiały zło dla zabawy. Za czynami Boruckiego nie stały żadne pobudki. Znęcał się nad ludźmi dla zabicia czasu, bo lubił, kiedy inni widzieli jego wielkość. Wielkość, którą sam sobie wykreował na podstawie niszczenia słabszych od samego siebie. Oliwia musiała pokazać mu, gdzie miejsce takich, jak on.

— Może dla odmiany zmierzysz się z kimś na swoim poziomie? — zaproponowała, rzucając swój plecak obok skulonej osoby, żeby nie zmókł. — Szybka rundka jeden na jeden.

gwiazdolity ;Where stories live. Discover now