rozdział 2 ;

67 9 27
                                    

Rok temu, od razu po rozpoczęciu studiów, Marcel założył klub studencki. Nie miał na niego pomysłu, zrobił to tylko i wyłącznie ze względu na obiecane punkty dodatkowe na świadectwie, a także wizję poszerzenia grona znajomych. Na podaniu o uznanie jego własnej organizacji studenckiej jako założenie wpisał "rozwój zainteresowań" oraz "pomoc studencka". Przyjął to za dwie niezobowiązujące, neutralne podstawy, zawierające szeroki zakres czynności i zajęć. Poszedł na łatwiznę, ale był zdania, że kluby studenckie mają być zabawą, a nie poważnym biznesem. I tak nie miał z tego pieniędzy.

Na opiekuna klubu wybrał jedną ze swoich wykładowczyń - profesor Modlewską. Kobietę, która nigdy nie miała na nic czasu i rzadko interesowała się czymkolwiek poza swoimi zajęciami. Była sympatyczna i nosiła miano "prostudenckiej", co tym bardziej plasowało jej pozycję jako (jedynego) kandydata. Przeczuwał, że zgodzi się na opiekę nad klubem, lecz nie będzie wymagała od niego nie wiadomo jakich cudów. Prawdopodobnie nie będzie też miała czasu na pojawianie się na spotkaniach, co dawało mu pełną swobodę działania. Plan był idealny i poszedł dokładnie tak, jak założył.
Klub oficjalnie zatwierdzono po tym, jak Marcel przyniósł do dziekanatu jego nazwę i napisany na kolanie program, który miał aktualizować co semestr, żeby stowarzyszenie nie zostało rozwiązane. Łatwizna, zajmowało mu to średnio piętnaście minut. W listopadzie ubiegłego roku jego klub GWIAZDA zadebiutował. Nazwę wymyślił jedząc taniego burgera przed Centrum Nauki Kopernik. Jej rozwinięcie było proste - Grupa Wspólnoty Informacyjnej: Akademicki Zarząd Działań Administracyjnych. Czy użył losowych słów tylko dlatego, że brzmiały mądrze? Bardzo możliwe.

Początki nie były trudne - wielu pierwszorocznych studentów chętnie dołączało do organizacji mającej na celu ułatwienie im życia. Wymieniali się zdobytymi informacjami, uczyli się pisać maile, polecali sobie zajęcia ogólnoakademickie i plotkowali o wykładowcach. Niestety urok prysł, gdy każdy nauczył się wszystkich ważniejszych rzeczy i zorientował się, że, po pierwsze, większość tych informacji znajdzie w internecie, a po drugie sam klub nie ma wyraźnego celu na przyszłość i bardziej przypomina luźne wyjścia na kawę ze znajomymi. Jeśli ktoś nie polubił się z resztą członków, to klapa. W ten oto sposób w klubie finalnie zostało siedmiu najwierniejszych członków, sprawiając, że wisiał on na granicy zamknięcia. Jeśli chociaż jedna osoba zrezygnowałaby z członkostwa groziło mu skreślenie ze względu na zbyt małą liczbę chętnych.
Tak też się stało, gdy najlepszy przyjaciel Marcela zdecydował się na zmianę uczelni. Z jakiegoś powodu uznał, że informatyka na Politechnice Warszawskiej będzie na wyższym poziomie niż na Uniwersytecie. Bzdura.

— Nie możesz odejść! To zrujnuje moją karierę przewodniczącego klubu! — dramatyzował Marcel w dniu, gdy Adam składał papiery z prośbą o wykreślenie z listy studentów.

— Nie zostanę na uczelni tylko ze względu na klub studencki. Bardzo was lubię, ale jeszcze bardziej lubię wizję porządnego dyplomu — odpowiedział jego przyjaciel. — Nie maż się. Upiekę ci sernik na pożegnanie.

Marcel kochał sernik, lecz nawet to nie było w stanie zaszyć dziury w sercu wykonanej przez jego najlepszego ziomka. Trzymali się razem od początku liceum, a teraz co? Jebany komputerowiec.

— Studenci polibudy śmierdzą — oznajmił krótko.

— Wiesz, nie musisz ich obrażać wyłącznie dlatego, że studiujesz na UW…

— Wybrałeś życie śmierdziela. Zamykam dyskusję.

I zamknął. Tylko że przed jego oczami zamykał się również jego ukochany klub. Miał tam grono ziomków. Bał się, iż bez wiążącej federacji ich drogi się rozejdą. Potrzebował ludzi, inaczej czuł się wyprany z sił.
Dlatego w momencie, gdy dostał wiadomość od Oliwii, wiceprzewodniczącej klubu, o tym, że na jej wydziale pojawił się student zagraniczny, który na pewno nie ma wiedzy na temat uniwerku, poczuł, jak spływa na niego blask łaski bożej. Musiał zareagować natychmiast, zanim interesant usłyszy jakiekolwiek plotki związane z brakiem pomysłu na klub.

gwiazdolity ;Where stories live. Discover now