rozdział 4 ;

60 12 14
                                    

Nathanael siedział na skrzyni z rekwizytami, skreślając pozycje na wcześniej przygotowanej liście zadań. Raz na jakiś czas zerkał, jak Marcel i Matylda rzucają w siebie serpentynami, które mieli wieszać pod sufitem. Ancymonki.

Od dwóch godzin klub pracował nad przygotowaniem lokalizacji, w której miały się odbyć otrzęsiny. Główni organizatorzy zapewnili lokal, opłacili catering oraz obsługę techniczną i zakupili dekoracje. Na ramionach klubu GWIAZDA spoczęło przygotowanie sali pod względem wizualnym. Na samym początku nikt nie wiedział od czego zacząć. Dano im szczątkowe informacje na temat wyobrażonego wyglądu sali i kazano pracować po swojemu. Taka swoboda spotkała się z mieszanymi reakcjami. Było miło przez pierwsze pół godziny, póki nie okazało się, iż kilka osób zaczynało jedną rzecz, przez co psuło pracę pozostałych.
Widząc armagedon, Nathanael wziął sprawy w swoje ręce, rozpisując grafik pracy z podziałem na role. Uzgodnił, kto chce się czym zajmować, ile czasu potrzeba na jedną sekcję i jak ciężka jest dana czynność. Stał się roboczym koordynatorem, dysponując zeszytem z listą zadań. Pomagała mu Oliwia, precyzyjnie przekazując informacje do zebranych. Miała donośny głos, więc wystarczyło jedno krzyknięcie, by doprowadzić wszystkich do porządku.
Nathanael oszacował, iż zdążą skończyć pół godziny przed programowym wpuszczeniem gości. Po tym mieli zjeść obiad zakupiony przez samorząd studentów. Jeśli chyżo dopną wszystko na ostatni guzik, to Nathanael zdąży wyjść z imprezy przed pojawieniem się pierwszych gości. Musiało się udać.

Wstał ze skrzyni i otworzył ją. Wyciągnął gruby papier oraz szablon do odrysowania. Miał przygotować, a następnie wyciąć napis do powieszenia w sekcji fotograficznej. Studenci mieli mieć robione zdjęcia na tle ścianki. Wszystko w formie fotobudki. Zakupiono nawet tandetne rekwizyty, takie jak chociażby neonowe peruki oraz przesadnej wielkości okulary. Ignacy stwierdził, iż mają one energię typowego polskiego wesela. Nathanael nigdy na takowym nie był, ale, jeśli wierzyć słowom Ignacego, nic nie tracił.
Blondyn wyciągnął ołówek trzymany w kieszeni koszuli, ułożył szablon na papierze i zaczął starannie rysować. Rad był, iż liczba osób w klubie była nieparzysta. Dzięki temu mógł działać sam, gdy inni pracowali w parach. Mimo wstępnego zaakceptowania osób, z którymi przyszło mu dzielić przestrzeń, dalej nie czuł się gotowy do dłuższej pracy zespołowej.
Skupił się na swoim zadaniu, ignorując rozmowy odbywające się za jego plecami. Im dokładniej, tym lepiej, a im lepiej, tym sprawniej. Jeśli skończy wcześniej niż pozostali, to chętnie im pomoże w celu usprawnienia całego procesu organizacyjnego. Grunt to sprawne działanie bez leserowania. Skończy to i wróci do domu.

──────⊹⊱✫⊰⊹──────

Coś zdecydowanie poszło nie tak.
Patrzył, jak Matylda wlewa sobie do ust kolejny kieliszek wysokoprocentowego napoju, kręcąc biodrami do piosenki dobiegającej z głośnika. Ignacy stał w pogotowiu, gdyby dziewczyna miała upaść, a Oliwia pouczała Sabrinę, dlaczego nie warto mieszać ze sobą alkoholi. Nathanael siedział skulony między Marcelem a Harukim, myśląc, dlaczego dalej tu siedzi.

Ah, już sobie przypomniał. Opóźnienie. To ono go zgubiło. Jego grafik legł w gruzach, gdy okazało się, że nie ma taśm ledowych, potrzebnych do oklejenia stołów. Poinformowali o tym wyższy zarząd, który zapewnił im, iż zajmą się tym niezwłocznie. Nie wiedział, co w ich mniemaniu oznaczało "niezwłocznie", lecz w czasie oczekiwania miał ochotę na stworzenie kilku przytoczonych w owym słowie zwłok. Ponad godzinę wypatrywali tego aż ktoś łaskawie dostarczy im taśmy, bez których nie mogli skończyć pracy. Wyrobili się na styk, bo gdy kończyli obklejać ostatni stół do klubu weszli pierwsi goście. Przez brak estymy ze strony organizacji, każde z nich chciało zrezygnować z udziału w imprezie, lecz nie było im to dane. Zostali zagonieni do oddzielnego pokoju jadalnego, gdzie wepchnięto im zimne jedzenie cateringowe w pudełkach i poproszono by poczekali tutaj, póki goście się nie zbiorą. Nie można było opuścić klubu, gdy kolejka była za duża. "Bo bramkarzowi się pomiesza, kto ma wejściówkę, a kto nie". Fenomenalnie. To były studenckie otrzęsiny czy impreza urodzinowa dla grupy 12-latków? Został zmuszony do odczekania aż do zamknięcia bramek. Czyli ponad dwóch godzin.

gwiazdolity ;Where stories live. Discover now