2. Zapadanie w ciemność

291 20 1
                                    



Zgodnie z zapowiedzią Winstona, reflektory jego samochodu błysnęły za pięć szósta i zgasły, kiedy zaparkował land rovera na podjeździe. Lorelai zobaczyła je przez okno łazienkowe. Przy zaparowanym lustrze suszyła włosy, robiąc w tym samym czasie listę; powinni kupić nową suszarkę.

Jeszcze nim ojciec wszedł do domu włożyła jeansy i czarną bluzkę z odkrytymi ramionami i długimi rękawami. Jak na nią wyglądała wyjątkowo zwyczajnie. Nie udało jej się zabrać całej szafy w dwie dostępne w New Haven walizki, które mogła przywlec ze sobą do Beacon Hills, a pudła wysłane przez Alexandrę jeszcze nie doszły. Ratowała się czym miała.

Ciche pukanie do drzwi rozległo się akurat kiedy przy lustrze z wbudowanym oświetleniem malowała usta pomadką clarins w kolorze black honey.

- Już prawie jestem gotowa – oświadczyła w momencie gdy głowa ojca pojawiła się w szparze między drzwiami a framugą.

- Dobrze, ja musze się tylko przebrać.

- Naprawdę? – zakpiła. – Nie idziesz na mecz lacrosse w garniturze?

- Jadłaś kolację czy chcesz wpaść po pizzę przed meczem? – zignorował przytyk.

W samochodzie ojciec pozwalał jej puszczać muzykę, co skończyło się dwudziestominutowym koncertem Dolly Parton. Alexandra rzadko kiedy pozwalała jej puszczać muzykę taką, jaka jej odpowiadała. Matka  ogóle rzadko jej na coś pozwalała. Wszyscy, od kiedy Lorelai pamiętała, mówili, że jest bardzo poważnym dzieckiem. Bo faktycznie takim była. Nigdy nie miała zdartych kolan, brudnych zębów czy buzi umazanej czekoladą. Wszystko za sprawą Alexandry.

Devenford Prep przypomniała bardziej mroczne gmaszysko z horroru niż szkołę. Wysoki budynek ze skrzydłami; wschodnim i zachodnim, wyrastał na końcu krętego, brukowanego podjazdu. Sam podjazd zaczynał się za bramą zwieńczoną wielkimi literami D i F, splecionymi ze sobą majestatycznie.

- Więc to twoje biuro?

- To moje biuro – zaśmiał się Winston. Zaparkował na miejscu dyrektorskim.

Wysiedli pospiesznie. Lorelai słyszała odgłosy rozgrzewki, ale nie widzów co trochę ją zaniepokoiło. Wolała nie być jedynym kibicem, a w dodatku córką dyrektora. Ojciec poprowadził ją słabo oświetlonymi korytarzami szkolnymi; wyłożono je boazerią. Wypadli znów na świeże powietrze, tym razem z drugiej strony gmaszyska, gdzie całkiem nowoczesne boisko oświetlały ledowe lampy. Na tablicy wyników lśniły dwa wielkie zera, jedno dla Devenford, drugie dla Valley High.

Szybko złapała, że kolorami Devenford zostały kolor ciemnozielony i szary. Zawodnicy w ciemnozielonych strojach rozgrzewali się podczas kiedy ci w pomarańczowych dopiero wchodzili na boisko.

- Teraz Valley High a za tydzień mecz w Beacon Hills High – podekscytowany Winston niemalże wskoczył na pierwszy schodek trybun.

Jeśli Lorelai nie znała się na piłce nożnej, koszykówce czy siatkówce – o lacrosse wiedziała jeszcze mniej. Przez pierwsze kilka minut od gwizdka rozpoczynającego mecz próbowała wyglądać na zainteresowaną. Wodziła wzrokiem za zawodnikami, czytała ich nazwiska na koszulkach. Rivers, Queston, Talbot, Henning... Potem, aby sprawiać wrażenie naprawdę przejętej, zmusiła się do gapienia się pomiędzy szpary w kaskach zawodników. Jej narzuconym sobie zadaniem było wypatrzeć kolory oczu graczy i je zapamiętać. Podskakiwała razem z ojcem, kiedy tego wymagała sytuacja, co jakiś czas uśmiechała się promiennie do nauczycieli i rodziców podchodzących uścisnąć dyrektorowi rękę, a potem znów udając przejętą zwracała się w stronę boiska.

Ojciec pochylił się do dziewczyny siedzącej przed nimi.

- Brett świetnie sobie radzi.

Dziewczyna odwróciła się. Z przykrością Lorelai musi stwierdzić, że nigdy nie nazwie jej ładną. Nie przez złośliwość, po prostu nigdy tego nie zrobi. To na pewno nie wina owej dziewczyny. Ma ona włosy w kolorze ciemny blond i duże, niebieskie oczy przywodzące na myśl oczy Luny Lovegood z Harry'ego Pottera. Nosi skórzaną opaskę na szyi z literką L. Jej skóra jest opalona, ale twarz pozbawiona dokładnego kształtu; teraz jak i później Lorelai będzie ją nazywała okrągłą.

wolves of shadow and fire  - brett talbotWhere stories live. Discover now