Matka odebrała po czterech sygnałach bardzo zirytowana.
- Tak, Lorelai? Jestem na konferencji w...
- Nic mnie to nie obchodzi – przerwała jej Lorelai.
W słuchawce mogła usłyszeć tylko szczątki rozmów ludzi zajmujących się polityką. Miała to wszystko gdzieś.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?
Matka odpowiedziała po długiej chwili.
- Kiedy zamierzałam ci powiedzieć... Co dokładnie?
- Że jestem pieprzonym Feniksem?! Chodzącą pochodnią, kulą ognia, wybierz sobie termin – prychnęła Lorelai. – Kiedy miałaś zamiar cokolwiek o tym wspomnieć? Feniks przeskakuje dwa pokolenia. Niespodzianka, ani ty ani babcia nie stawałyście nigdy w płomieniach. Zapomniało ci się czy jak?
Łzy piekły ją w oczy, ale nie miała innego wyjścia. Alexandra westchnęła przeciągle po drugiej stronie linii.
- To naprawdę nienajlepszy moment. I nie rozmowa na telefon.
- Teraz będziemy rozmawiać tylko przez telefon – zapowiedziała gniewnie Lorelai. – Więc powiedz mi. Powiedz mi do cholery.
- Nie będę z tobą rozmawiać kiedy histeryzujesz. Wchodzę właśnie na panel, Lorelai. Porozmawiamy innym razem.
Rozłączyła się. Lorelai jeszcze chwilę wpatrywała się w czarny ekran telefonu nim cisnęła go na tylną kanapę samochodu Lydii. Jechały do Beacon Hills pogrążone w ciszy przerywanej jedynie piosenką Linkin Park lecącą w miejscowym radiu i odgłosem deszczu walącego w samochód. Złowróżbne chmury wreszcie spełniły swoją obietnicę i lał deszcz od kiedy wyjechały z lasu.
Lorelai zacisnęła dłonie w pięści by opanować ich drżenie.
- Jedziemy coś zjeść – zarządziła Lydia zatrzymując się pod restauracją Queen Mama w centrum miasteczka.
Budynek był ładny, wejście otaczały sztuczne kwiaty i małe lampeczki choinkowe niczym świetliki. Nazwa restauracji widniała nad wejściem naznaczona złotymi literami.
- Nie mam ochoty nic jeść.
- Więc mi potowarzyszysz.
Lor z cichym westchnieniem opuściła samochód. Pospiesznie wpadła pod daszek okalający front restauracji i weszła za Lydią do środka. Eklektyczny wystrój przynoszący na myśl las wróżek przyciągał wielu klientów w ich wieku. Przy jednym ze stolików siedziało kilku chłopaków ze szkoły.
Lydia wsunęła się na krzesło przy stoliku pod ścianą pokrytą sztucznymi liśćmi i Lor nie miała wyjścia. Chwyciła menu a potem zajęła się przerzucaniem laminowanych stron. Nie miała ochoty jeść, ale wolała unikać spojrzenia Lydii, a to była idealna wymówka by na nią nie patrzeć. Nie przywiązując uwagi do wymienionych dań lub napojów, spędziła tak czas aż do przybycia klenerki.
Ładna blondynka uśmiechnęła się do nich obu.
- Witamy w Queen Mama. Nazywam się Shirley i będę waszą kelnerką. Czego się napijecie?
- Herbata zielona – Lorelai nagle usłyszała swój głos.
- Dla mnie jaśminowa – Lydia uśmiechnęła się i kelnerka odeszła dając im jeszcze chwilę na wybranie dań.
Palący wzrok Lydii wygrał i Lor odchyliła się na oparcie krzesła wyczekująco.
- Widzę, że chcesz coś powiedzieć – zabrzmiało to ostrzej niż planowała. – Więc mów.
YOU ARE READING
wolves of shadow and fire - brett talbot
Fantasy'wszystkie twoje koszmary są prawdziwe' Siedemnastoletnia Lorelai Montgomery jest kimś, a raczej czymś, zupełnie innym, niż jej się do tej pory wydawało. Kiedy zmuszona jest przeprowadzić się z New Haven do Beacon Hills,wpada w sam środek polowania...