20. W obcym mroku

223 16 1
                                    

Obudziła się otoczona obcym zapachem i obcą ciemnością. Lorelai jeszcze zanim otworzyła oczy wiedziała, że nie jest ani w swoim pokoju, ani nawet w swoim domu. Obca była cisza, panująca gdziekolwiek się znalazła. Kiedy otworzyła oczy, chwilę zajęło jej przyzwyczajenie się do owej obcej ciemności. W tym czasie pozwoliła myślom krążyć. Cały wieczór spędzony z Brettem przewijał się w jej głowie jak film; czarno-biały i niezbyt lotny. Niewielu przyszłoby obejrzeć ten melodramat zakończony, no właśnie.

Sięgnęła ręką do miejsca, w którym czuła ukłucie. Gdyby nie niewielka zaskrzepła kropka krwi, nie mogłaby go nawet znaleźć. Brett, pomyślała. To on wbił jej tą igłę. To on jej coś wstrzyknął, ale dlaczego?

Oczy przywykły już do ciemności i Lorelai wyprostowała się. Leżała na twardej podłodze jakiejś betonowej klatki o wielkości ośmiu metrów kwadratowych. Na jednej ze ścian znajdowały się metalowe drzwi do złudzenia przypominające właz na statku. Miały niewielką, podłużną szybę przecinającą ich środek, ale szyba była tak brudna, że nie przepuszczała ani trochę światła.

Dźwignęła się na nogi i uderzyła w metal pięścią.

- Halo?! Brett! Brett!

Jego motywy pozostawały dla niej niejasne. Całowali się przecież w jej pokoju, a potem prawie zasypiała. Czy ją wykorzystał? Zrobił jej krzywdę tuż pod nosem Winstona? Co się z nią działo i jaki w ogóle jest dzień?!

- Brett! – spróbowała jeszcze raz, waląc i kopiąc w metalowe drzwi. To drugie okazało się być średnim pomysłem. Nie miała butów, palce ją bolały i gdyby mogła się cofnąć w czasie, nie zaczęłaby kopać.

- Lorelai – usłyszała znajomy głos zza brudnej szyby. Lorilee. – Lorelai, to ja, Lorilee.

Dziewczyna stała po drugiej stronie, chyba bardzo blisko. Lorelai poczuła przemożną potrzebę skręcenia jej karku. O co w ogóle chodziło? Co tu się działo?

- Wiem, że to ty – odpowiedziała Lorelai. – Co tu się dzieje? Gdzie jest Brett?

Lorilee zamilkła. W betonowej klatce panował chłód i wilgoć. Lorelai wydawało się, że cała jej skóra się lepi.

- Lorilee, gdzie jest Brett? – powtórzyła z naciskiem Lorelai.

- On zaraz przyjdzie, jest na górze – zapewniła ze zdenerwowaniem Lorilee. – Słuchaj...

- Musisz mnie wypuścić – przerwała jej. – Nie mam zamiaru tutaj siedzieć.

Brett, a raczej długi, brudny cień, pojawił się w cienkiej szybie.

- Decyzja nie należy do ciebie. To dla twojego dobra – powiedział odważnie. Jak on ją wkurzał! Jeszcze raz uderzyła pięścią w drzwi. – Tylko nie bij w ścianę, bo połamiesz sobie ręce.

- Masz mnie wypuścić! – zażądała nagląco. – O co tu w ogóle chodzi?

Zsunęła się plecami po drzwiach i usiadła. Zimna posadzka nie była przyjemna. Całą tą klatkę zrobiono z betonu. Panująca w środku ciemność ją irytowała. Przeczesała palcami poplątane włosy.

- Jeśli dasz mi wytłumaczyć...

- Dam ci wytłumaczyć, jeśli mnie wypuścisz, Talbot. Stopy mi marzną, ale doceniam, że zabrałeś mój sweter – ostatnie zdanie ociekało jadem, choć naprawdę się cieszyła, że zabrał z domu jej sweter. Dom. – Tata będzie mnie szukał!

Zza drzwi dobiegło krótkie trzaśnięcie.

- Lorelai, to nie ty tutaj wydajesz rozkazy. Na razie nie mogę cie wypuścić, ale obiecuję, że zrobię to, jak tylko będę mógł. Na razie możesz mnie wysłuchać, dobra?

wolves of shadow and fire  - brett talbotWhere stories live. Discover now