Rozdział 2

2.6K 143 16
                                    


POV Miriel


Jechałam na czele małej armii z Gondoru, obok ukochanego, Aragorna i Gimliego. Jak za starych, niezbyt dobrych czasów. Byłam smutna. Tęskniłam za pozostałą w Białym Mieście córką, ale przede wszystkim bałam się, co zastaniemy po dotarciu do Shire. Czy hobbici jeszcze żyją? Nie wiedziałam zbytnio, co się dzieje i czemu orkowie wrócili do Śródziemia, jednak zdawałam sobie sprawę, iż jest to początek zła w naszym życiu. Nagle zamarłam na chwilę, a obecni wokół zrobili to samo.

-O nie!- szepnęłam i spięłam konia do szybszej jazdy. Pędziłam w stronę płonącej wioski naszych małych przyjaciół, słysząc za sobą jadącą za mną armie. Nie zważałam na wołania przyjaciół, tylko gnałam dalej i już po chwili zabijałam uruk hai. Nasi przeciwnicy początkowo byli zaskoczeni, jednak zaraz ruszyli do ataku. Nie znałam dla nich litości, tak jak oni nie znali jej dla tych biednych hobbitów. Moje sztylety zrosiła ogromna fala krwi orków. Usłyszałam za sobą okrzyki przerażenia. Odwróciłam się. Ujrzałam dwójkę niziołków uciekających, przed goniącymi ich uruk hai. Napawało mnie to ogromną wściekłością. Przecież to były jeszcze dzieci. W ekspresowym tempie wyciągałam i wystrzeliwałam strzały, wprost w przeciwników. Małe hobbiciątka spojrzały na mnie zapłakane.

-Dziękujemy- wyszeptała dziewczynka.

-Gdzie wasi rodzice?- zapytałam szybko.

-Tata kazał nam się schować w schronie- odparł na moje oko dziesięcioletni hobbit- ale oni zaczęli nas gonić. Nie chcieliśmy, żeby odkryli, gdzie wszyscy się ukrywają.

-Jesteście bardzo dzielni- uśmiechnęłam się do nich, jednak po chwili spoważniałam. Walka trwała- gdzie jest ten schron?

-Tam!- hobbici zaczęli biec w odpowiednią stronę. Ruszyłam za nimi, aby osłaniać ich przed wciąż pojawiającymi się uruk hai. Nagle chłopiec kleknął na trawie i zaczął przesuwać po niej ręką. Po chwili z ziemi wychyliła się okrągła pokrywa. Niziołki weszły do środka, jednak nie zamknęli za sobą włazu.

-Idzie pani z nami?- powiedziałam dziewczynka.

-Muszę walczyć, kochanie- odparłam. Usłyszałam zbliżających się orków- szybko!- pokrywa zamknęła się w ostatniej chwili. Dosłownie sekundę później zza zakrętu wyłonił się zastęp orków. Zdziwili się na mój widok, przez co zrozumiałam, iż chcieli uciec z miejsca bitwy. Nie zamierzałam im na to pozwolić. Wyciągnęłam przed siebie ręce, w których znajdowały się dwa ostre sztylety. Jeden z przeciwników zamachnął się na mnie toporem, jednak byłam na to przygotowana. Za nim cios choćby się do mnie zbliżył, owy ork był już martwy. Spojrzałam na stojącą wokół hordę- który następny?- warknęłam. Moi wrogowie byli wyjątkowo głupi. Zamiast walczyć ze mną jednocześnie, próbowali starć w pojedynkę. Na dobre im to nie wychodziło bowiem, jak na razie potrafiłam uchylić się przed każdym z ciosów. Nie wiem, ile czasu już walczyłam, lecz wydawało mi się, iż przeciwników wcale nie ubywa. Nagle zaatakował mnie każdy z obecnych wokół uruk hai. Teraz nie było już tak łatwo. Zaczęłam wsłuchiwać się w otoczenie, aby usłyszeć, z których stron nadciągają strzały. Po chwili orkowie zdali sobie sprawę, iż łuk im nie pomoże. Rzucili się na mnie z toporami, mieczami i maczugami. Wirowałam po ziemi, w jakby piekielnym tańcu. Czułam, że cos jest nie tak. Czemu to się nie kończy? Czy moich przeciwników jest nieskończenie wiele? Ale przede wszystkim, czy uda mi się to wygrać? Nie byłam już tego taka pewna.

POV Legolas

W wiosce nie pozostał już nawet jeden z orków. Widziałem leżące wokół ciała, jednak prawie wszystkie należały do naszych przeciwników. Zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu ukochanej, jednak nigdzie nie mogłem jej dostrzec.

Ulotne szczęście- Legolas i Miriel (3)Where stories live. Discover now