Rozdział 5

2.2K 151 21
                                    

POV Legolas


Powoli wjechaliśmy do lasu. Powietrze wokół było jeszcze bardziej przesiąknięte złem niż przed laty. Miałem setki myśli, jednak żadna z nich nie wydawała się wiarygodna. Co tu się dzieje? Spojrzeliśmy na siebie z Miriel. Nie poznawaliśmy okolic własnego domu.

-Tutaj jest tak zawsze?- szepnął Sam.

-Nie, przyjacielu- pokręciła głową moja ukochana- wszystko jest nie tak, jak być powinno. Jechaliśmy dalej w ciszy, czujnie rozglądając się wokół. Zrównałem się z żoną.

-Wokół nie ma żadnych strażników- powiedziałem cicho.

-Wiem- odparła, patrząc na mnie smutno- zawsze kilkoro dołączało do nas, od razu po wejściu do Puszczy. Coś się stało!

-Spokojnie, najdroższa- złapałem ją za dłoń, w geście pocieszenia, jednak nie wiele to dało. Czułem to samo, co ona. Gimli przez cały czas trzymał przygotowany topór. Normalnie spojrzałbym na niego wściekle, lecz teraz wiedziałem, iż może się to przydać. Król Gondoru jechał teraz przy naszym boku.

-Strasznie cicho- rzekł. Kiwnąłem głową.

-Za cicho- odparłem. Przed nami znajdowały się wrota pałacu. Po raz pierwszy widziałem to miejsce, bez pilnujących wejścia strażników. Zeskoczyliśmy z koni.

-Trzymajcie się blisko- szepnęła Miriel do hobbitów. Wszyscy moi przyjaciele trzymali w rękach broń. Ja również przygotowałem łuk, byłem gotowy, aby w każdej chwili wystrzelić strzałę. Szedłem jako pierwszy, za mną znajdowała się Miriel, po niej Gimli, hobbici, a pochód kończył rozglądający się wokół Aragorn. Odetchnąłem głęboko i jednym ruchem otworzyłem drzwi.

-O boże!- powiedziała moja ukochana, wbiegając do środka. Ja się na to nie zdobyłem, stałem jak zamurowany. Przede mną leżało setki ciał, moich pobrateńców, poddanych, przyjaciół. Miriel nachylała się po kolei nad każdym ciałem.

-Co tu się stało?- szepnął król Gondoru.

-Oni żyją!- krzyknęła moja żona, po czym spojrzała na nas- oddychają!- obudziłem się, jakby z transu i podbiegłem do niej. Miała rację. Dopiero teraz zauważyłem, iż piersi leżących wokół elfów unoszą się lekko. Potrząsnąłem jednym z leżących ciał, jednak nie dało to żadnego efektu. Spojrzeliśmy na siebie z Miriel i w tej samej chwili powiedzieliśmy.

-Tata!- czym prędzej pobiegliśmy w stronę sali tronowej. Słyszałem, że przyjaciele gnają za nami, lecz nie zwracaliśmy na to uwagi. Ujrzeliśmy przed wejściem do komnaty leżących strażników. Szybko przesunęliśmy ich na bok, aby móc otworzyć drzwi. Gdy tylko to uczyniliśmy, wbiegliśmy do sali i skierowaliśmy się w stronę tronu. Postać siedząca na nim, przywiązana była elfickimi sznurami. Miała również knebel w ustach. Spostrzegliśmy patrzące na nas błagalnie ciemnozielone oczy. To nie był król Mrocznej Puszczy. Na jego miejscu znajdowała się brązowowłosa elfka. Jako jedyna w naszym królestwie nie spała. Moja ukochana podbiegła do niej i uwolniła ją z opresji. Usłyszałem, iż reszta naszych towarzyszy dotarła właśnie do komnaty. Razem z nimi podszedłem do kobiet.

-Dziękuję, pani- szeptała zapłakana elfka, kłaniając się nisko.

-Cśś- Miriel przytuliła ją delikatnie.

-Tak strasznie się bałam- odparła płaczliwie dziewczyna.

-Już wszystko w porządku- powiedział Aragorn, kucając przy niej- jak masz na imie?

-Almariel- powiedziała cicho.

-A więc, Almariel- zaczęła delikatnie moja ukochana- mogłabyś nam powiedzieć, co się tu stało?

Ulotne szczęście- Legolas i Miriel (3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz