HENRY

264 12 2
                                    

Środa - 10:15

Środowy poranek był nieco cieplejszy od wtorkowego, co mieszkańcy Honesdale zapewne zawdzięczali obecności słońca. Jedynie chłodny wiatr zwiastujący nadchodzącą zimę dawał się we znaki, zmuszając wszystkich do założenia ciepłego ubrania. Henry opierał się o murek przy schodach, ten sam o który jeszcze wczoraj opierała się Emily, i próbując doczekać końca przerwy w samotności składał i rozkładał malutką karteczkę wyrwaną z notesu, na której widniał jakiś napis. Nie mógł uwierzyć, że już na zawsze jego ekipa straciła jednego członka i to w tak drastyczny sposób. Do tego wiadomość od bota, którą dostał poprzedniego wieczoru nie pozwalała mu się wyluzować. Chłopak czuł się obserwowany gdziekolwiek poszedł, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mógł podzielić się tą informacją dla dobra zarówno swojego, jak i przyjaciół. Kimkolwiek była osoba podszywająca się pod bota, wiedziała o tym, co wydarzyło się na marcowej imprezie, a przynajmniej tak przypuszczał Henry. Bo niby o co innego mogło mu chodzić, kiedy zagroził Henry'emu, że powie wszystkim co zrobili. Nic innego nie przychodziło mu do głowy.

— Hej! — Usłyszał znajomy głos dochodzący zza pleców. Kaitlyn jako pierwsza domyśliła się gdzie go szukać. Kiedyś murek przy schodach był stałym miejscem spotkań paczki. Po śmierci Emily zapewne zostanie jedynie wspomnieniem budzącym uczucie nostalgii. — Adam cię szuka — powiedziała, niepewnie podchodząc do przyjaciela.

Oparła się o murek tuż obok Henry'ego i, nie spuszczając go z oczu, czekała na jakąś odpowiedź z jego strony.

— Pokłóciliście się? — spytała w końcu, zauważając że Henry raczej nie raczy tego skomentować. — Możesz mi zaufać. Nic mu nie powiem.

Henry zawahał się przez moment. Rozmowa z FRIEND-BOTem wciąż widniała mu przed oczami, gdy tylko je zamykał i bynajmniej nie uważał jej za żart. Temat był zbyt poważny. Kaitlyn mierzyła go swoim dociekliwym spojrzeniem. W końcu uległ, tłumacząc sobie, że nie mógł powiedzieć o swoich uczuciach bezpośrednio Adamowi - o pozostałych przyjaciołach nie było mowy.

— Tak jakby wyznał mi wczoraj uczucia — powiedział Henry, nie wiedząc jak inaczej ubrać to w słowa.

Kaitlyn zrobiła zszokowaną minę i zasłoniła szeroko otwarte usta dłonią. Henry pomyślał, że lada chwila zacznie piszczeć i skakać z radości. A myślał, że to Chloe była ich największą shiperką.

— I co mu powiedziałeś? — spytała z nieskrywanym podnieceniem.

Henry zamilkł. Na jego twarzy malowała się jeszcze większa powaga niż przed chwilą. To pytanie uświadomiło mu, że Adam w odpowiedzi usłyszał, że powinien już pójść do domu. Zaklął pod nosem, jakby zapominając o obecności przyjaciółki zaledwie pół metra dalej.

— O cholera — Kaitlyn również spoważniała. Przysunęła się bliżej Henry'ego i objęła go ramieniem. — Nie wiesz co do niego czujesz?

Henry poczuł ukłucie w klatce piersiowej. Nie do końca wiedział co czuje, ale nie w tym tkwił problem. Jego uczucia względem Adama były mocno pozytywne, wahające się między zauroczeniem a zakochaniem już od dobrych kilku miesięcy, ale szkopuł tkwił w czymś, czego nie mógł powiedzieć głośno.

— Nieważne czego bym do niego nie czuł, na razie nie mogę mu o tym powiedzieć — odparł enigmatycznie, ale Kaitlyn nie naciskała.

— Uff — odetchnęła z ulgą — Już myślałam, że masz upośledzone odczuwanie emocji. Kochanie, oboje doskonale wiemy, że szalejesz na jego punkcie — powiedziała, uśmiechając się do przyjaciela głupkowato. — I rozumiem, że być może to nieodpowiedni czas dla ciebie, żeby wchodzić w jakieś głębsze relacje. Stawiałeś na niego tarota? — Kaitlyn doskonale wiedziała, że Henry w niepewnych sytuacjach uciekał się do praktykowania witchcraftu.

Henry otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale Kaitlyn w porę powstrzymała go wbijając mu łokieć w bok. Chłopak spojrzał na nią z wyrzutem, ale po chwili opanował emocje, widząc znajomą sylwetkę przed swoją twarzą.

— Hej! — Adam wyrósł nagle przed nimi, jakby czuł że przyjaciele o nim rozmawiają i stanął naprzeciwko Henry'ego. — Szukałem cię — powiedział, niemal od razu żałując że go odnalazł.

Henry wyglądał jakby był po nieprzespanej nocy. Pod jego opuchniętymi oczami widniały sine worki, a kąciki ust odruchowo opadały mu tego dnia w dół. Wzrok błądził mu po wszystkich krzewach, drzewach i opadniętych listkach, ale unikał kontaktu wzrokowego, jakby miał on doprowadzić do spalenia się ze wstydu. Ale Adam i tak uważał go za pociągającego, nawet jak mógłby grać żywego trupa bez większej charakteryzacji.

— No to mnie znalazłeś — Henry starał się, aby jego uśmiech wyglądał jak najbardziej szczerze. — Co tam?

Adam złapał się za głowę, jakby nie wiedział od czego zacząć. Posłał wymowne spojrzenie Kaitlyn, która natychmiast zrozumiała, że powinna zostawić ich samych. Dziewczyna objęła Henry'ego na pożegnanie i powiedziała, że spotkają się za godzinę na zajęciach z Samanthą, matką Adama. Chłopak skinął jej głową, pozwalając jej na pozostawienie go samemu sobie w tak ważnej i stresującej sytuacji.

— Ethan cię szukał, K — powiedział Adam, gdy Kaitlyn pokonała już kilka pierwszych stopni prowadzących do wejścia do szkoły.

Dziewczyna podziękowała mu za tę jakże cenną informację i po chwili zniknęła już za ciężkimi drzwiami, które się za nią zatrzasnęły. Kiedy chłopaki zostali już sami, Henry'emu wydawało się, że mógłby ciąć powietrze nożem. Zerknął na Adama i zobaczył jak ten wbija w niego wzrok.

— Chciałem z tobą pogadać o wczorajszej nocy — powiedział w końcu Adam — Szczerze mówiąc to nastawiłem się na wiele potencjalnych scenariuszy, ale takiego się nie spodziewałem — jego głos brzmiał, jakby miał się zaraz złamać. Drżące ręce schował do kieszeni. — Myślałem, że obaj czujemy coś podobnego względem siebie, ale jak mnie wygoniłeś to już naprawdę zgłupiałem. Powiedz mi wprost, czy sobie tego nie uroiłem w głowie. Czy to, że obaj się sobie podobamy to tylko wytwór mojej wyobraźni?

Henry poczuł jak ogarnia go żal. Było mu szkoda Adama, że obnażył się przed nim ze swoimi uczuciami, a teraz musiał przez to cierpieć tylko dlatego, że jakiś bot groził Henry'emu, że jeśli je odwzajemni, to wszyscy poznają powód dla którego wraz z rodziną przeprowadził się do Honesdale. To nie było fair i Henry doskonale o tym wiedział, dlatego też pomimo chęci spędzenia przerwy samotnie, był przygotowany na ewentualną konfrontację ze strony przyjaciela.

— Przykro mi, Adam — odpowiedział głośno, odrywając plecy od murka. — nie zamierzam odpowiadać na to pytanie, żeby cię bardziej nie ranić. — wystawił otwartą dłoń w jego kierunku. — Poza tym, muszę już lecieć.

Henry czekał na ruch ze strony Adama, który wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. W jego głowie zawitała myśl, która sugerowała, że jego plan może się nie udać. Ale Adam zdecydował się jednak na zachowanie zimnej krwi i podał przyjacielowi dłoń na pożegnanie, choć nigdy wcześniej tego nie robili. Z daleka musiało to wyglądać, jakby Henry dał mu potężnego kosza. I o to właśnie chodziło. "Szach mat, zbociały skurwysynu", pomyślał Henry z ulgą, widząc jak Adam ściskając dłoń w pięść chowa ją do kieszeni. Nikt nie będzie mu bronił mówienia, co i do kogo czuje. Spojrzał jeszcze raz na przyjaciela, który zdawał się ponownie emanować nadzieją, i bez słowa wszedł do szkoły.

APLIKACJA {ZAKOŃCZONE}///APLIKACJA: R3B00TWhere stories live. Discover now