SAMANTHA : DZIENNIK (1)

33.5K 2.8K 1.1K
                                    

Jeśli ktoś to czyta to niech wie, że nie prowadzę tego dziennika tylko po to, żeby pisać z kim się wczoraj spotkałam, kto poderwał mnie w klubie w zeszłym tygodniu, czy jakie buty sobie ostatnio kupiłam. Jeśli ktoś znajdzie ten dziennik to powinien go zanieść na policję. Być może nie będę już żyła. Sama nie wiem. Na początku myślałam, że to głupi żart, ale się myliłam. Około tydzień temu napisał do mnie jakiś użytkownik na FRIEND, tej aplikacji służącej do rozmawiania z innymi ludźmi. Na początku nie wiedziałam, że jest to "bot", czy jak to się tam na to mówi. Początkowo rozmowa zapowiadała się miło. On (ona albo ono) również wydawał się w porządku. Ale po dwóch dniach wysłał mi coś dziwnego. Zdjęcie, a raczej screenshot mojego SMS-a do chłopaka, w którym to napisałam, że go kocham. Owszem, okłamałam tego gościa z FRIEND, że jestem singielką. Sama nie wiem czemu. Więc dostałam od niego to zdjęcie z dopiskiem: "A myślałem, że choć raz nie trafię na jakąś zakłamaną sukę!". Przeraziłam się lekko, ale to nic. Następnego dnia zadzwoniłam do przyjaciółki, Amandy. Poprosiłam ją o podwiezienie do pracy. Nie mam prawa jazdy. Razem z Amandą pracujemy w szkole. Konkretniej w Loyola High School. Ona siedzi za biurkiem w sekretariacie, a ja jestem nauczycielką matematyki. Podczas mojego dyżuru na korytarzu dostałam wiadomość od Amandy. Napisała, żebym natychmiast poszła do swojej sali. Nie wiedziałam co jest grane. Sądziłam, że tylko tak żartuje (często się straszymy nawzajem). Całe szczęście nie zignorowałam jej polecenia i udałam się we wskazane miejsce. Gdy weszłam do sali, od razu zamarłam. Wszystko było zrujnowane. Ławki leżały na podłodze, pod ścianą była wielka góra z krzeseł, a tablica była zamazana. Otaczały mnie czwórki. Dosłownie. Ten, kto to zrobił, napisał tę liczbę wszędzie. Na ścianie, tablicy, podłodze. Gdzieniegdzie znajdowały się pojedyncze słowa takie jak "dziwka", "kłamczucha", "suka". Na moim biurku ktoś nożykiem wyrył napis: "Nie dzwoń na policję, bo twoja przyjaciółka skończy bez kończyn!". Rzuciłam się w jego stronę i przykryłam ostrzeżenie stosem kartek.  Amanda stała obok mnie, gdy się rozpłakałam. Co niby miałam powiedzieć szefowi? Nawet nie wiem kto to zrobił. Zgaduję, że nie była to jedna osoba, bo było tego za dużo jak na tak mało czasu.

— Wpadłam tu tylko przynieść te dokumenty o które prosiłaś. — Amanda położyła mi dłoń na ramieniu. Chyba pomyślała, że sądzę, że to ona maczała w tym palce. — Kto mógł ci to zrobić?

Wtedy nie pomyślałam o tym gościu z tej aplikacji. A nawet jeśli, to na pewno nie uznałabym go za winnego. Wygnałam Amandę z sali, zamknęłam za nią drzwi na klucz i wybiegłam ze szkoły. Zastanawiałam się przez większość nocy, co mogła oznaczać cyfra cztery. W końcu wpisałam ją w Google. Dowiedziałam się, że w Japonii jest uznawana za homofon śmierci. Kimkolwiek był ten ktoś, kto zniszczył mi salę, wiedział co ma zrobić i to zaplanował. Następnego dnia nie zjawiłam się w pracy. Dzwonił do mnie szef, ale nie odebrałam. Nawet nie widziałam co mam mu powiedzieć. Zamierzałam spędzić cały dzień w domu. Około południa dostałam powiadomienie o wiadomości na FRIEND. Napisał do mnie nie kto inny, jak FRIEND-BOT. Spytał, jak podobała mi się jego praca. Chciał dostać za nią najlepszą ocenę. Przeraziłam się. Zaczęłam mu pisać, żeby spadał. Zaczęliśmy się kłócić. W końcu przestał pisać. Resztę dnia spędziłam w salonie. Chciałam zadzwonić na policję, ale bałam się o Amandę. Ten psychol chciał jej zrobić krzywdę, a ja wolałam się nie upewniać czy mówi prawdę, czy też nie.

Nie mogłam zasnąć w nocy, a tabletki nasenne mi się skończyły. Jakoś po trzeciej ktoś zapukał w moje okno. Zamarłam. Bałam się wstać, ale byłam zbyt ciekawa. W końcu zrobiłam to. Otworzyłam drzwi i prawie potknęłam się o stojące pod nimi pudełko. Rozglądając się nie widziałam nikogo, kto mógłby je tu podrzucić. Wzięłam je do domu i postawiłam w salonie. Minęło pół godziny zanim zdecydowałam się je otworzyć. Myślałam, że w środku znajdę bombę, odciętą rękę Amandy, czy Bóg wie co jeszcze. I nie myliłam się tak bardzo. W środku były dwa pojemniki. Na pokrywie jednego z nich ktoś przykleił kartkę z napisem: "Tak!", a na drugim z: "Nie!".  Na dnie pudła leżała kartka okolicznościowa. Na tej napis na pierwszej stronie głosił: "Szybkiego powrotu do zdrowia!". Wewnątrz była wiadomość.

APLIKACJA {ZAKOŃCZONE}///APLIKACJA: R3B00TWhere stories live. Discover now