11. The Shard

17K 1.2K 104
                                    

Dzwonienie do drzwi rozległo się po raz kolejny, a Jessica wybiegła z łazienki jeszcze z ręcznikiem na głowie. Ledwo zdążyła na siebie narzucić byle jaką koszulkę i spodnie, a dzwonienie i pukanie wciąż się nasilało.

- No już, już! - krzyknęła, mając nadzieję, że będzie ją słychać na korytarzu. Prześlizgując się w skarpetkach po podłodze, dobiegła do drzwi i poprawiając ręcznik na głowie, otworzyła je. - Mark? - Zdumiona wpatrywała się w znajomego pytająco, a chłopakowi wyraźnie ulżyło na jej widok.

- No nareszcie! Ile można stać pod drzwiami?

- Wybacz...brałam prysznic... - Przesunęła się na bok, robiąc mu przejście. - Długo czekałeś?

Gdy szatyn znalazł się w środku, zamknęła za nim.

- Jakieś piętnaście... dwadzieścia minut...

Blondynka wchodząc do salonu, o mało znowu się nie poślizgnęła.

- Ile? - Wybałuszyła na niego oczy.

- Noo...obsługa już zaczynała na mnie dziwnie patrzeć. Ale nie odbierałaś telefonu i Sara zaczęła się martwić, a sama nie mogła przyjść. Więc oto jestem! - Rozłożył ręce, dumnie unosząc głowę.

Jego mina trochę spochmurniała, gdy dziewczyna tylko zmarszczyła brwi.

- Jak to nie odbierałam? - powiedziała pod nosem i zniknęła za ścianą jednego z pokoi. Po chwili wróciła z telefonem w ręce. Z trwogą odczytała powiadomienie. - Dwadzieścia dziewięć nieodebranych połączeń!

- No, to dałaś czadu, Jess - zaśmiał się Mark i oparł o framugę.

- Dwanaście od Sary, cztery od Theo, Trzy z telefonu  wujka... czyli też Theo, dwa od Faith, trzy od Angie... Koleżanka z Nowego Jorku - dodała, widząc pytającą minę chłopaka. - I cztery z jakiegoś numeru, którego nie kojarzę... I kilka SMS-ów - westchnęła.

- Zostałbym dłużej, ale widzę, że masz co robić. - Ledwo powstrzymał się od śmiechu, patrząc na jej skrzywioną minę. - Powiem Sarze, że nic ci nie jest, ale lepiej jakbyś do niej zadzwoniła.

 - Czekaj! - zawołała blondynka, a chłopak zatrzymał się tuż przed drzwiami. - To Sara już przyjechała?

- Tak, dzisiaj rano się z nią widziałem. Dzwoniła do ciebie i...

- Tak. Wiem. Nie odbierałam. - Poczuła ukłucie żalu. Wtedy akurat musiała rozmawiać z ludźmi z Nowego Jorku. Że też jej się wzięło na odnawianie kontaktów. - Dzięki, że przyszedłeś. - Zmusiła się do uśmiechu i szatyn nawet nie zauważył, że nie jest on do końca szczery. - To na razie.

- Nie ma sprawy. Narka, blondi!

Kiedy została sama, ogarnął ją smutek, z którym już nie chciała walczyć. Więc Sara przynajmniej od rana była w mieście, a nawet do niej nie przyszła. Tylko dzwoniła... i co prawda, wysłała Marka, ale on przyszedł dosłownie na chwilę i nawet nie wiedziała po co wpuszczała go do środka. Nie była na nich zła, ale poczuła lekkie rozczarowanie, myśląc, że przeceniła swoją znajomość. Dla Sary była tylko koleżanką. Jeszcze bardziej zaczęła tęsknić za Nowym Jorkiem. Tutaj wszystko było takie sztuczne. Od początku wiedziała, że Sara, Mark i chłopacy coś przed nią ukrywają, ale nie obchodziło jej to zbytnio, bo przecież nie musieli jej wszystkiego mówić - każdy ma swoje sprawy. Teraz jednak zaczęła na to trochę inaczej patrzeć.

Opadła na kanapę w salonie i na pierwszy ogień odczytała wiadomości od Theo.

" Dostałem szlaban ! Teraz nie moge wychodzic ze skrzydła dla słurzby..."

Niech nikt nie wie ✔Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt