Rozdział 4

345 24 3
                                    

Mirabelle

Gdy usłyszałam, że rodzice wyszli z kommaty. Postanowiłam podnieść powieki. Nie było to łatwe, ale dałam radę.  Nie wiem jak długo próbowałam to zrobić.  Jednak, gdy już mogłam widzieć. Pierwsze co zobaczyłam to mój brat, który ślepo wpatrywał się w moją dłoń, dalej ją delikatnie ściskał swoją dłonią.

- Florian - szepnęłam, a gdy Walezjusz spojrzał na mnie, zauważyłam jak jego oczy błyszczą od łez.

- Mirabelle... wezwę medyka..

Zerwał się z łóżka, ale zdążyłam jeszcze zaprotestować.

- Chodź do mnie na moment... Chcę z tobą porozmawiać. Czekałam aż tylko rodzice pójdą.

- Słyszałaś wszystko.

Stwierdził, siadając ponownie koło mnie.

- Chcę, abyś... gdybym tego nie przetrwała.

- Przestań - warknął przez zaciśnięte zęby.

- Posłuchaj mnie... Nie wiem czy przetrwam noc. Chcę, abyś został regentem. Franciszek jest zbyt młody na samodzielne rządy. Wiem, że trudno będzie przekonać szlachtę, ale mam kilka wpływowych głosów, którą dopuszczą cię do władzy. Chcę, aby mój syn znalazł miłość. Prawdziwą miłość. Taką jak ja w jego ojcu. Dopilnuj, aby nie ugiął się w tej sprawie przed szlachtą.

- To brzmi jak pożegnanie... Musisz walczyć, Mirabelle. Walcz.

- Nie wiem co się stanie przez najbliższych kilka godzin, ale... Boże... jak to zabrzmi? - pokiwałam głową. - Pomożesz mi się ubrać?

- Co?

- Muszę coś załatwić - powiedziałam, próbując się podnieść jednak blondyn złapał mnie za ramiona.

- Wykluczone. Masz leżeć.

- Jeśli nie pojawię się w pewnym miejscu o wyznaczonej porze panowanie moje lub mojego syna będzie zagrożone.

Oznajmiłam, na co brat spoglądał na mnie przez dłuższy czas.

- Mógłbym iść w twoim imieniu.

- Nie mógłbyś, bo to ja jestem królową. Jeszcze póki co.

- Jak rodzice się dowiedzą to mnie zabiją.

Westchnął.

***

Wraz z bratem opuściłam zamek bocznym wyjściem. Florian wyraźnie nie był zadowolony, z tego do czego go namówiłam. Zdziwił się, gdy zaczęliśmy się kierować w stronę lasu. W końcu wraz z bratem dotarliśmy do ogniska w środku lasu.

- Lordzie Cambridge, śmiało może pan odwołać tych łuczników za drzewami.

- Jej wysokość powinna wiedzieć, że przezorny zawsze ubezpieczony.

Miał rację. Oprócz jego łuczników za drzewami byli tam także moi łucznicy.

- Owszem. W każdym razie dziękuję za pomoc.

Oznajmiłam, rzucając mu pod nogi woreczek ze złotem.

- Robienie interesów z Waszą Wysokością to czysta przyjemność.

- Liczę na pana dyskrecję.

- Tak jak uzgadnialiśmy.

- Chodźmy - szepnęłam do brata.

Starałam oddychać się głęboko, aby nie zemdleć tu, po środku niczego.

- Do świtu nie wrócimy w takim tępie.

Reine d'Angleterre [Reine of England]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz