Rozdział czternasty

9.6K 566 305
                                    

Słyszał każde skrzypnięcie gałęzi, każdego jednego ćwierkającego ptaka w okolicy, ale nie słyszał jej głosu. Siedział z przymrużonymi oczami i rękoma złożonymi jak do modlitwy. Obserwował ją. Jeszcze dokładniej niż wtedy, gdy przywiózł ją do domu. Wiatr delikatnie muskał jej poranioną skórę, rozwiewał włosy i prawdopodobnie koił wszystko to, co ją tak strasznie bolało. Siedziała na trawie, obok starego drzewa tuż za domem wystawiając swoją smutną twarz do słońca. Wyglądała jak postać z innego, odległego świata. Justin wiedział, że tak naprawdę nigdy nie powinno jej tu być i nigdy nie powinna przechodzić przez takie bagno.

- Myślisz, że jest na mnie zła? - zapytał rzucając ukradkowe spojrzenie w stronę Ryana. Siedzieli obok siebie, przy starym samochodzie, brudni i trochę zmęczeni. Od kilku godzin próbowali naprawić auto, ale Justin był za bardzo skupiony na Arleen, by móc się zająć czymś co wymagało dużo uwagi.

Ryan początkowo nie zareagował na pytanie swojego przyjaciela. Siedział marszcząc czoło i mierząc uważnie wzrokiem zgarbioną postać dziewczyny.

- Wygląda strasznie - oznajmił po chwili. - Moglibyśmy ją postawić na środku pola kukurydzianego. Świetnie zastąpiłaby strach na wróble.

Justin zatrzepotał rzęsami, a potem wyciągnął rękę i trzepnął chłopaka w tył głowy.

- Co ty wygadujesz?! - fuknął.

- To bolało.

- I zaboli jeszcze mocniej jak jeszcze raz powiesz coś takiego.

- Jezu, sorry to był żart - odpowiedział chłopak przewracając oczami. Uniósł do góry dłonie dając znak, że się poddaje. - Musisz wyluzować.

- Wyluzować? Czy do twojego zakutego łba dociera, że znalazłem ją przypadkiem? Wiesz co mogłoby się stać, gdybym się na nią nie natknął? Spałem dzisiaj jakieś dziesięć minut!

- Nic jej nie jest Justin - westchnął Ryan. - Przesadzasz. Przecież ją widzisz, siedzi sobie tam i wszystko jest w porządku. Mówiłem ci, że da sobie radę.

- Przepraszam, czy ty naprawdę myślisz, że to sprawi, że poczuję się lepiej? - zadrwił pocierając o siebie swoje ręce. Nerwowo próbował zetrzeć smar, który jak zwykle nie chciał zejść z jego skóry. Ponownie zerknął w stronę Arleen, która wciąż siedziała w tym samym miejscu, ale teraz opierała brodę o kolana. Czy była zła? Czy spała w ogóle tej nocy? Może zastanawiała się nad tym dlaczego szatyn podniósł na nią głos? Może miała go za skończonego idiotę? Jęknął sfrustrowany. Po prostu chciał zajrzeć do jej głowy i dowiedzieć się wszystkiego.

- Nic nie rozumiem - powiedział i przycisnął brudnego palca do małego strupka na swoich ustach. - Pamiętasz jak przyszła tutaj pierwszy raz? - zapytał. - Wyglądała dużo gorzej, ciągle płakała i nie było żadnych problemów, żeby wyciągnąć z niej informacje. Bała się, nie ufała nam, ale i tak opowiedziała nam chociaż mniej więcej co się stało. A teraz? Po prostu przestała się odzywać. Nawet słowem mi nie odpowiedziała na żadne pytanie.

- Może jest zagubiona?

Justin puścił tę drobną uwagę mimo uszu i kontynuował:

- Pewnie jakiś psychopata odciął jej pieprzony opuszek palca, a ona nawet nie płacze. Co do cholery jest z nią nie tak?! - zapytał podniesionym głosem.

Miał nadzieję, że tego nie słyszała, ale z drugiej strony może to by nią potrząsnęło tak mocno, że w końcu wzbudziłaby się z tego swojego dziwnego transu? Nagle w jego głowie pojawiła się dziwna myśl - co jeśli ta obojętność, którą emanowała sprawiała jej przyjemność?

DIABELSKA DUSZAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz