Rozdział drugi

10.4K 579 75
                                    

Czasy obecne

Lokalizacja nieznana

Przeraźliwy, drażniący uszy dziewczęcy wrzask odbił się od ścian wypełniając całe pomieszczenie. Arleen odchyliła do tyłu głowę pozwalając, by łzy spłynęły w dół, po jej czerwonych policzkach.  Miała rozcięte udo, ramię i mnóstwo innych ran, których nie była w stanie zliczyć. Czuła się brudna, sponiewierana i cholernie słaba. Nie mogła absolutnie nic zrobić. Nie miała jak walczyć ani jak uciec co sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej z samą sobą. Nienawidziła być słaba, zawsze walczyła do końca, a teraz mogła tylko czekać, aż przyjdzie po nią śmierć. Dziewczyna czuła w ustach metaliczny posmak krwi, która skapywała z jej brody na koszulkę. Jej żołądek był zaciśnięty, a wszystkie mięśnie napięte. Oddychanie przychodziło jej z ogromnym trudem, może było to spowodowane tym, że nieznajomy z rozmysłem kilkakrotnie uderzył ją w żebra? A może tym, że od kilku dni praktycznie nic nie jadła i nie piła odpowiedniej ilości wody? Nie wiedziała. Twarz Arleen piekła i szczypała, policzki puchły, a z otwartych ran wciąż sączyła się czerwona ciecz. Szatynka nie potrafiła zrozumieć co kieruje człowiekiem, który robi coś takiego drugiej osobie. No bo jak można tak katować niewinnego człowieka? Czyżby naprawdę popełniła w życiu tak ogromny błąd, że musiała w ten sposób za niego zapłacić? Dlaczego Bóg nie mógł jej dać normalnej pokuty, dlaczego ze wszystkich osób na świecie to ją to spotkało? Arleen nie potrafiła wytłumaczyć wielu rzeczy, ani tego dlaczego trzy lata temu została napadnięta, ani tego dlaczego jej brat nie żyje czy tego dlaczego się tu znalazła. Gdy ponownie usłyszała zbliżające się kroki naparła plecami o oparcie krzesła próbując się wyswobodzić z ciasnych węzłów, co oczywiście nie było możliwe, ale myśl o tym jak wygląda teraz jej ciało czy twarz nie pozwalała jej od tak się poddać. Jej dłonie same zaciskały się w pięści.

- Przestań się wiercić - burknął mężczyzna boleśnie zaciskając długie palce na jej ramionach. Arleen poczuła jego obrzydliwy oddech na swojej twarzy i wszystkie jej wnętrzności jak na zawołanie skręciły się powodując odruch wymiotny. Nie kontrolowała tego.

- Obrzydzam cię? - prychnął z oburzeniem i wściekłością. - Obrzydzam?! - powtórzył jeszcze głośniej wbijając paznokcie w jej delikatną skórę. Arleen pisnęła kręcąc mocno głową. Chciała coś powiedzieć ale miała świadomość, że wtedy będzie jeszcze gorzej. Siedziała cicho wypłakując kolejny potok łez licząc na to, że może to co się teraz stanie nie będzie, aż tak bolesne jak poprzednie uderzenia. Nieznajomy złapał ją za podbródek unosząc go wysoko do góry, tym samym ubrudził swoje dłonie krwią, która wciąż płynęła z jej rozciętej wargi.

- Zostaw mnie - wybełkotała błagalnym, żałosnym tonem.

To był błąd. Odsunął jej podbródek do tyłu z taką siłą, że przez moment Arleen wydawało się, że zwichnął jej szczękę. Krzesło na którym siedziała poleciało do tyłu przygniatając jej związane dłonie do ziemi, a głowa z hukiem uderzyła o betonową posadzkę. Od tej chwili wszystko działo się nienaturalnie szybko. Pomimo czarnej opaski, która zasłaniała oczy Arleen wydawało jej się, że jeszcze większy mrok ją pochłania. Czuła się tak jakby w nim tonęła, groźne fale zanurzały jej ciało coraz głębiej i głębiej, a dźwięki ze świata zewnętrznego uciekały gdzieś daleko. Było tak jakby woda zalewała jej płuca i nie pozwalała na zaczerpnięcie oddechu. Rwący ból w udzie, obolałe plecy, dłonie, policzki i cała reszta słabły. Ogarniała ją dziwna, nieznana nigdy wcześniej lekkość. Odchodziła gdzieś daleko nieświadoma tego, gdzie podąża. Jej nogi same prowadziły ją w nieznanych kierunkach. Nie była świadoma jak długo to trwało, ale gdy nagle coś próbowało ją od tego oderwać wcale nie chciała wracać. Chciała zostać i błądzić nieskończenie czując się w ten przyjemny, nieznany wcześniej sposób. Z dala od bólu i cierpienia. Chciała, by fale zaniosły ją tak daleko jak tylko to możliwe.

DIABELSKA DUSZAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz