Rozdział siedemnasty

7.3K 470 233
                                    

ROZDZIAŁ NIE BYŁ SPRAWDZANY!

Za błędy, literówki i tak dalej przepraszam. Jutro się nimi zajmę (o ile nie będę oglądać jakiejś dramy, albo nie będę spać haha).

* * *

Nie spojrzała na niego nawet na sekundę, kiedy rano wszedł do kuchni. Justin od razu dostrzegł ją siedzącą na blacie z kartonem jego pomarańczowego soku przy boku. Lekko zgarbiona z pochyloną do przodu głową wpatrywała się w wykafelkowana podłogę jakby była kolejnym cudem tego świata. Nie mógł dostrzec wyrazu jej twarzy przez kurtynę ciemnych włosów. Zatrzymał się na moment i przyjrzał się uważnie jej dłonią zaciśniętym na wysokiej szklance, a potem przewrócił oczami. Nie przywitał się z nią, nie próbował w żaden sposób się do niej zbliżyć, ani nie skomentował tego, że znowu pije jego sok i, że znowu przestała się odzywać. Dobrze wiedział, że on również może zagrać w ten sposób. Pasował mu taki układ. Wciąż czuł złość, której nie potrafił racjonalnie wyjaśnić. Sam do końca nie wiedział na kogo jest zły, ale to uczucie potęgowało się, kiedy tylko na nią spoglądał, więc automatycznie uznał, że to wina Arleen. I po raz pierwszy był wdzięczny, że unikała jego spojrzenia, że nawet nie podniosła głowy, by sprawdzić kto wszedł do kuchni. Mógł sobie tylko wyobrażać jak łatwo owinęłaby go sobie wokół palca, gdyby tylko spojrzała na niego tymi swoimi smutnymi oczami. Nie chciał z nią rozmawiać, chciał o niej zapomnieć chociaż na moment i pogrzebać wszystkie swoje myśli o niej. Nie dopuszczał do siebie tego, że była ważna. Ważniejsza niż tamtego dnia, gdy zobaczył ją po raz pierwszy pod swoim domem. Był tak naiwny, że niemal uwierzył, że zaprzeczaniem można zmieniać uczucia.

Nie powiedział jej, by więcej nie dotykała jego rzeczy, bo to oznaczałoby kontakt wzrokowy. Nie zapytał o to czy się wyspała i nie rzucił kąśliwą uwagą na temat Spike'a. Nie dlatego, że go to nie obchodziło. Bo był tym zainteresowany, ale uznał, że zna odpowiedzi. Myślał, że Arleen ma się dobrze. Przekonywał samego siebie, że to Arleen i mimo tego, że trzeba ją chronić jest silna, a teraz w dodatku ma Spike'a, który z pewnością świetnie się nią zajmie. Justin kochał opowiadać kłamstwa.

Minęło kilka godzin, a kiedy zobaczył ją ponownie po tym czasie poczuł, że zaraz pęknie mu czaszka. Jej zmartwiona mina doprowadzała go do szału. Może reagowałby inaczej, gdyby to był sposób w jaki patrzyłaby na niego, może nie czułby się taki wściekły i zazdrosny? Spojrzał z obrzydzeniem na Spike'a i poczuł jak jego ciałem wstrząsa dreszcz złości. Obserwował jak Arleen staje na palcach, by dosięgnąć buzi chłopaka choć wcale nie była od niego dużo niższa. Justin myślał, że trafi go szlag, kiedy uświadomił sobie, że ta sama dłoń, którą Areen z troską przesuwa po siniakach Spike'a jest tą samą, którą on sam ujmował z ostrożnością, której nie okazywał nikomu w takim stopniu jak jej. Niemal wrzasnął na głos, kiedy chłopak syknął, a Arleen zrobiła przepraszającą minę. Nie powinna go żałować, nie powinno jej być przykro przez to, że dostał po gębie za swoje nieodpowiedzialne zachowanie. Pomimo tego jak strasznie go to denerwowało nie potrafił przestać ich obserwować. Nie umiał zmusić się do odwrócenia wzroku, chłonął każdy moment i zapamiętywał najmniejsze szczegóły.

- Nie uważasz, że oni... no wiesz... - zaczął Thomas, który nagle pojawił się obok Justina. Poruszył znacząco brwiami. - Są ze sobą dość blisko?

Szatyn spojrzał ostro na chłopaka czując dość mocne ukłucie zazdrości wewnątrz siebie.

- Nie.

- Ale ona zawsze o niego pyta, nie zauważyłeś? Zawsze go szuka, a wczoraj w nocy widziałem nasze gołąbeczki w salonie. Pstryknąłem im nawet fotkę, chcesz zobaczyć?

Justin wziął głęboki oddech. Wolno wypuszczając powietrze odwrócił się do swojego kumpla.

- Usuń je - powiedział. Jego głos brzmiał na opanowany.

DIABELSKA DUSZAWhere stories live. Discover now