Rozdział pierwszy

14.9K 641 104
                                    

Czasy obecne

Lokalizacja nieznana 

Nie powinna tu nigdy trafić, nigdy nie powinna się za to wszystko brać. Nie powinna widzieć rzeczy, które widziała ale to co się stało już się nie odstanie. Pomimo tego, że Arleen siedziała z szeroko otwartymi oczami widziała przed sobie jedynie ciemność. Mrok pochłaniał całe pomieszczenie, a okropna cisza biła po uszach doprowadzając ją do szału. Nie słyszała żadnego brzęczenia, stukania, pikania. Absolutnie idealna cisza wprowadzała ją w jeszcze większy niepokój i strach. Nie była w stanie przewidzieć tego co teraz może nastąpić, a gorsze było to, że była skazana na siebie. Gdy ludzie nie mają na kim polegać wszystko staje się jeszcze gorsze, bo ciągle istnieje świadomość, że z drugą osobą byłoby łatwiej przez wszystko przejść.

Arleen poruszyła rękoma chcąc sprawdzić stan swoich nadgarstków, ale było to głupie posunięcie. Syknęła czując okropny ból. Najlepszym rozwiązaniem w tym momencie było po prostu siedzenie i niewykonywanie żadnych ruchów. Przymknęła oczy modląc się, by to wszystko się skończyło ale za każdym razem, gdy przymykała powieki w jej głowie wspomnienia odtwarzały się jak film, który miał się nigdy nie skończyć.

Trzy lata temu

Szpital w Londyn, Ontario, Kanada

Pociągnęła nosem wdychając okropny szpitalny zapach, którym było przesiąknięte to miejsce oraz każda rzecz, która się w nim znajdowała.

- Więc? - policjant siedzący na krześle spojrzał na nią pytająco trzymając w dłoni notatnik.

- Słucham? - zapytała niezręcznie Arleen zapominając o co chodzi. Przez cały czas czuła się ogłuszona, zmieszana i oderwana od rzeczywistości. Nie była pewna co jest prawdziwe, a co nie. Czuła jakby część jej mózgu została wyłączona. Nie pamiętała jak dokładnie trafiła do szpitala, ani opatrywania ran chociaż podobno w tym czasie była już przytomna.

- Skup się i opowiedz mi co się stało.

Dziewczyna spojrzała na okrągłą twarz i łysinę mężczyzny, który wcześniej ukrywał ją pod swoją czapką. Wyglądał na ostrego i bardzo nieprzyjemnego policjanta. Miał surowy wyraz twarzy i Arleen wydawało się, że ta sprawa wcale go nie obchodzi. Nie miała ochoty z nim rozmawiać ale nie miała wyjścia.

- Ktoś mnie napadł - powiedziała wymijająco. - W nocy.

- To bardzo ogólnikowe panno Blackwood. Musisz mi opowiedzieć wszystko co pamiętasz.

- Koniecznie teraz? Boli mnie głowa - jęknęła z niezadowoleniem opadając miękko na poduszkę. Mężczyzna westchnął ciężko i wywrócił oczami.

- Tak, koniecznie teraz. Twoi lekarze powiedzieli, że nie ma przeciwwskazań, więc mów co wiesz, a potem będziesz mogła się przespać.

Arleen przymknęła na chwilę oczy, a potem zaczęła mówić. Każda scena, którą opisywała stawała przed jej oczami i wydawała się być żywsza niż jakiekolwiek inne wspomnienie.

- Byłam na urodzinach swojej koleżanki... - zaczęła spokojnym tonem. - Moi rodzice o tym nie wiedzieli.

- Dlaczego?

- Mama jest w Paryżu, bo tam pracuje i opiekuje się babcią, a tata... - urwała szukając w głowie odpowiedzi na pytanie. Nie mogła jednak sobie przypomnieć tego gdzie się znajduje. - Oh, nie wiem. Przepraszam.

- Kontynuuj.

- Byłam na urodzinach Victorii Stump i chciałam wrócić do domu, więc umówiłam się z moim bratem, że mnie odbierze z tego samego miejsca co zawsze - mówiła przypominając sobie jak żegna się z wszystkimi i zmierza do tego przeklętego zaułka. Przełknęła ślinę nagromadzoną w ustach. - Było strasznie ciemno, bo w tamtych rejonach nie ma zbyt dużo latarni.

DIABELSKA DUSZAWhere stories live. Discover now