Rozdział dwudziesty ósmy

5.3K 384 755
                                    

Wielkie słone krople skapujące na papier rozmazywały wydrukowany tekst. Arleen czuła się tak jakby ktoś wyrwał kawałek jej serca i brutalnie zgniótł go gołymi rękoma. Każde jedno słowo pozostawione przez Willa było jak nowe pęknięcie, kolejna rana zadana tępym narzędziem. Bolało tak bardzo, że Arleen nie potrafiła złapać porządnego oddechu. Siedziała na podłodze z otwartymi ustami i pierwszymi łzami ściekającymi po policzkach. Przycisnęła jedną dłoń do piersi i zacisnęła powieki biorąc krótkie oddechy. Chciała, by list z jej dłoni magicznie zniknął i wymazał z jej pamięci każde słowo, które przeczytała.

Wstała nagle ze swojego miejsca, ale równie szybko wylądowała na podłodze przez to jak słabe stały się jej nogi. Blondyn od razu zrobił wielki krok w jej kierunku zastanawiając się czy przypadkiem nie zrobiła sobie krzywdy.

- Nicholas to jest żart, prawda? - zapytała przez co Colin od razu się zatrzymał. Na początku nawet nie zrozumiał jej słów, ale jej głos był tak smutny i słaby, że ledwo był w stanie go rozpoznać. Arleen tak bardzo chciała, by chłopak wybuchnął śmiechem i wyjaśnił jej, że po prostu się wygłupia, ale on jak na złość milczał przyglądając się jej z uwagą. - Powiedz, że chciałeś się ze mnie pośmiać, błagam. - Mówiła, a z każdym kolejnym słowem głos łamał się jej coraz bardziej. - Przysięgam, że będę za ciebie zmywać naczynia, zrobię obiad, nawet umyję ci okna tylko...

Nie była już w stanie mówić. Przerwała, a z jej gardła wydobył się głośny jęk rozpaczy. Boże! Przecież była taka szczęśliwa przez ostatnie miesiące. Za każdym razem gdy wybuchała śmiechem odrzucała do tyłu głowę, chodziła do kina z wysoko uniesioną głową i ignorowała wszystkie komentarze na temat blizny, które słyszała na mieście. Wydawała pieniądze na nowe ubrania, przesiadywała w pobliskim barze jedząc góry frytek i dyskutowała ze Spikem na tematy związane z polityką. Żyła tak jak każdy inny u boku ukochanej osoby, jak każdy w jej wieku.

Blondyn westchnął ciężko. Widząc jak bardzo płacze i jak jest zraniona naprawdę chciał przyznać jej rację, by zobaczyć chociaż na chwilę wielki uśmiech na jej ustach. Ale to nie był żart. On sam najlepiej wiedział o tym, że wszyscy od początku ją oszukiwali. Niemal każdy wiedział kim w rzeczywistości była Arleen, więc czemu miał ponownie ją oszukać i pozwalać, by reszta z niej kpiła? Nikt nie zasługiwał na poznanie prawdy tak jak ona. Wiedział, że to okrutne robić to właśnie teraz, bo przecież dopiero co dowiedziała się, że to Ryan zrobił jej bliznę, ale czemu miałby dalej ciągnąć te kłamstwa? Już i tak zbyt długo zwlekał.

- Wiedziałem już wtedy, pamiętasz? - zapytał cicho. - W lesie? To było dla mnie oczywiste, że jesteś siostrą Blade'a i dlatego chciałem żebyś sobie poszła.

Arleen od razu przypomniała sobie tamten dzień kiedy brudna, mokra po kąpieli w jeziorze zupełnie wycieńczona zasnęła w lesie. Wiedziała, że do końca życia nie zapomni tego strachu, że przez własną głupotę zdradziła miejsce swojego położenia. Z dokładnością była w stanie opisać wszystko co wtedy znajdowało się na około. Łącznie z pająkiem, który usiadł na jej ramieniu i z minami Spike'a oraz Colina, którzy znaleźli ją leżącą na ziemi. Gdyby tamtego dnia ich nie spotkała może wszystko wyglądałoby inaczej, może nigdy by nie trafiła do Justina. Na samą myśl o chłopaku skręciło ją w środku.

- A...

- Wydaje mi się, że na początku nie miał pojęcia - odparł Colin wplątując palce w grzywkę. Od razu wiedział kogo dziewczyna miała na myśli. - Myślę, że Ryan domyślił się od razu kiedy zobaczył twoją bliznę, ale Justin zorientował się dopiero po przeczytaniu listu. - Szarpnął za swoje włosy. - Wiesz jaką miałem nadzieję, że nic ci nie jest? Że trafiłaś bezpiecznie do jakiegoś innego miejsca? Myślałem nawet o tym, by się po ciebie wrócić ale nie mogłem tego zrobić. Ale jak tylko przyszedłem do domu i zobaczyłem jego uśmiech, ten wielki okropny uśmiech Justina wiedziałem, że zgłupiałaś i naprawdę dotarłaś na miejsce. Więc chciałem cię wystraszyć - westchnął. - Nie zmieniałem opatrunków, bo liczyłem, że może w takim razie to oni zabiorą cię do szpitala, a ty stamtąd skontaktujesz się z rodzicami, uciekniesz i na tym się skończy. Naiwne, co? - zapytał potrząsając głową. - Ale Justin się wściekł, więc musiałem udawać, że nie mam pojęcia o co chodzi i kim jesteś. To całkiem łatwe udawać idiotę, kiedy otaczają cię same pół-mózgi.

DIABELSKA DUSZAWhere stories live. Discover now