15. Święta

488 35 19
                                    

Przerwę świąteczną przywitałam z wielką niechęcią, bo oznaczała ona brak swobody którą czuję w szkole bez wielkiego nadzoru moich braci. Nie jestem już pewna czy chcę na nowo godzić się z Hailie. Ona naprawdę zaczyna lubić ten dom i boję się że zapomina o mamie i babci. Rany, przecież ona za kilka lat pewnie zapomni jak one miały na imię!

Na święta Will wytłumaczył mi i siostrze, że w tym domu nie daje się sobie prezentów z czego naprawdę się ucieszyłam. Przynajmniej już wiem, że nie będę musiała się silić na prezent dla tych rozpieszczonych facetów.

Świętowanie zaczęliśmy w salonie. W telewizji leciał mecz futbolowy, którym ekscytowali się wszyscy z rodzeństwa poza Vincentem, mną i Hailie. Na kolację zasiadaliśmy już do jadalni. Przy stole każdy musiał obsłużyć się sam, z czego z wielką radością ucieszyła się moja siostra, co chwilę wynosząc jakieś puste półmiski i przynosząc na ich miejsce nowe. Na stole było mnóstwo jedzenia jednak ja nie czułam potrzeby spróbowania każdego z nich. Przez cały ten czas bracia prowadzili między sobą luźne rozmowy. Po czasie Will nawet zaczął zagadywać Hailie o jej świąteczne wspomnienia z rodzinnego domu, na co ona z chęcią odpowiadała. Ku mojemu zaskoczeniu każdy z braci bardzo uważnie jej przy tym słuchał.

Czułam się bardzo pominięta.

To nie tak że życzyłam siostrze braku kontaktu ze swoim rodzeństwem ale sam fakt, że interesowali się tylko nią naprawdę zaczął mnie zadziwiać. Przecież to nie tak że to tylko o jej istnieniu dowiedzieli się kilka miesięcy temu ale też o moim! Co jest z nimi nie tak?

Po długiej uczcie, na której o dziwo zauważyłam ciasteczka, które każdego roku przygotowywała Hailie z babcią Bonnie, wszyscy domownicy tego domu przeszli znowu do salonu. Każdy oprócz mnie, rozsiadł się wygodnie na meblach wypoczynkowych po czym włączono jakąś grę na PlayStation. Rodzeństwo urządziło sobie małe rozgrywki do których nie chciałam się przyłączać więc z chęcią wróciłam do swojego pokoju i poszłam spać.

Kolejnego dnia wstałam bardzo późno. Kiedy zeszłam do salonu, zauważyłam jak wszyscy bracia z moją siostrą, oglądają świąteczny film. Nie skomentowałam tego kierując się do kuchni, robiąc sobie na szybko kanapkę i wracając do mojego pokoju. Jeśli nie chcą spędzać ze mną czasu to spoko. Ja też nie zamierzam.

***

Na sylwestra udało mi się umówić z Tracy, bym do niej przyszła i razem z nią spędziła ostatnie godziny starego roku.
Niestety mieszkając z braćmi Monet, przed jakimkolwiek wyjściem musiałam się spytać o pozwolenie Vincenta, z którym nie za bardzo się dogadywałam. Z chęcią uniknęła bym z nim wymiany chodźby jednego zdania ale tym razem naprawdę mi zależało na wyjściu z domu. Nie chcąc patrzeć na te jego zimne, niebieskie oczy postanowiłam iść na prościznę i do niego zadzwonić. Przez kilka sekund czekałam aż odbierze, tworząc w głowie zdanie, które najodpowiedniej będzie mu zadać.

- Słucham?

Odebrał. Jednak jego głos nie przypominał mi tego jaki ma Vincent. Może boli go gardło i dlatego mu się zmienił?

- Zamierzam spotkać się z Tracy w sylwestra- powiedziałam po czym dodałam- mogę?

Prawny opiekun przez kolejne kilka sekund mi nie odpowiadał pewnie specjalnie robiąc mi tym na złość. Cóż, muszę się zgodzić że mu to wyszło bo stres który w tym momencie czułam był nie do opisania.

- Kim jest "Tracy"?- spytał, wymawiając imię mojej przyjaciółki z lekką odrazą.

Nie no ja mu chyba zaraz coś zrobię.

- To przecież moja przyjaciółka- odparłam siląc się na utrzymanie w sobie resztek spokoju, którego czułam że po mału zaczyna mi brakować.

- Nie jestem pewien, czy znam ją na tyle dobrze, byś mogła z nią zostać na noc.

Zamknęłam na chwilę oczy. Jaki on jest wkurzający.

- Vincent...- zaczęłam - ja już u niej kiedyś byłam na nocowaniu.

- Naprawdę się na to zgodziłem? Możliwe, że pomyliłem twój głos z tym twojej siostry. Są bardzo podobne.

Nasze głosy nie są WCALE podobne.

- Mimo to, byłam u niej i nic mi się nie stało.

- Ale mogło się coś stać.

- Więc co? Nie puścisz mnie?

- Niestety nie.

Dobra to nie mógł być Vincent. On tak się nie zachowuje. Chyba.

- Mhm. Mogę Vincenta Moneta do telefonu?- odpowiedziałam.

- Przecież z nim rozmawiasz.

- Nie. Chcę tego PRAWDZIWEGO Vincenta Moneta.

W telefonie usłyszałam cichy śmiech.

- Na chwilę musiał wyjść, ale jak wróci przekażę mu telefon. Miło się z tobą rozmawiało.

- Kim jesteś?- Spytałam marszcząc brwi.

- Jak chcesz mnie poznać przyjdź do gabinetu swojego brata.- odparł - powiem ochronie by cię wpuściła.

Czy powinnam zostać w pokoju? Oczywiście, że tak. Czy zostałam? Nie.

Po cichu wyszłam z pokoju kierując się w stronę zakazanego mi skrzydła pracowniczego. Idąc w jego kierunku słyszałam jak już prawdziwy Vincent rozmawia z Willem, czym miałam pewność, że mnie nie zauważy.

Będąc blisko gabinetu brata, ochroniarze od razu przepuścili mnie w drzwiach a nawet mi je otworzyli. Po wejściu zauważyłam mężczyznę o brązowych włosach i oczach siedzącego na kanapie z lekko drwiącym uśmiechem.

- Teraz powiesz mi kim jesteś?

- Oczywiście Veronico. Nazywam się Adrien Santan.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 14 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Rodzina Monet ( Moja wersja )Where stories live. Discover now