Rozdział 33. Jego powrót.

1.4K 96 667
                                    


Beatrice Hithrope wiedziała, jak powinna postępować, żeby w życiu osiągnąć to, czego chciała.

Jej determinacja w dążeniu do celu przekładała się nie tylko na jej życie osobiste, ale również i to z taką samą siłą, na jej plany zawodowe, które musiała dopiąć, choćby cały świat się jej przeciwstawiał.

Wszelkie przeciwności traktowała jako wyzwania, z którymi musi sobie poradzić i to z pozytywnym skutkiem.

Nigdy nie poradziła sobie ze śmiercią syna oraz odejściem męża, który nie mógł znieść tego wszystkiego, co ich spotkało.

Wiedziała, że wyjechał do Stanów Zjednoczonych i z dala od tego, co go bolało, wiódł dobre, spokojne życie.

Nie winiła go za to, że ją opuścił, godząc się z jego decyzją. Regularnie przysyłał jej listy i kolorowe kartki, pamiętając o jej urodzinach i rocznicy ślubu.

Miała wrażenie, że miłość i tak z niej wyparowała, gdy pochowała ciało syna w zimnej, nieprzyjemnej ziemi. Nie byłaby w stanie już go kochać ani wspierać.

Rzuciła się w wir pracy i tam znajdowała pocieszenie.

Straciła w swoim życiu zbyt wiele, żeby teraz pozwoliła sobie na jakiekolwiek odpuszczanie i rezygnację.

Stawiła się na umówionym wcześniej spotkaniu z aurorem Rodriguezem, przygotowana do ciężkiej batalii na argumenty i potyczki słownej.

Starała się zapomnieć o łączącej ich przeszłości, chociaż wiedziała, że to nie będzie proste, szczególnie że kiedyś darzyła go szczerym, prostym uczuciem. Nigdy nie zapomina się o swojej pierwszej, prawdziwej miłości.

Gdy weszła do pomieszczenia i dziarsko zamknęła za sobą drzwi, była przekonana o swoim zwycięstwie.

W ciemnych oczach aurora widziała rezygnację, co delikatnie wyprowadziło ją z równowagi, bo była przygotowana na walkę.

Usiadła z gracją na krześle, które jej wskazał i spojrzała odważnie prosto w oczy mężczyźnie, który był jej winien wiele, o czym doskonale wiedział.

Poprawiła kapelusz, na którym misternie ułożone przez projektanta owoce, zmieniły pozycję i posłała mu uprzejmy uśmiech.

– Witaj, Edwardzie. Wyglądasz fatalnie – zaczęła spokojnym tonem, przypatrując się uważnie jego lekko przygarbionej sylwetce.

Był blady, a ciemne sińce pod oczami, odznaczały się niezdrowo na jego oliwkowej cerze.

– Witaj, Beatrice – odpowiedział, nie spuszczając z niej wzroku. – Znowu się widzimy i mam wrażenie, że przychodzisz do mnie w tej samej sprawie.

– Musisz przyznać, że od początku miałam rację, a ty w konsekwencji musiałeś wypuścić Dracona Malfoya, co przewidywałam już w chwili jego niesłusznego zatrzymania. Dzięki determinacji panny Granger mam już jeden problem z głowy. Pozostały jeszcze dwa problemy – stwierdziła, układając dłonie na biurku.

– Miałaś i wiem, do czego zmierzasz – odparł, nie potrafiąc przerwać z nią kontaktu wzrokowego. – Nic się nie zmieniłaś, a Malfoy, jak wiemy wszyscy, dzięki doniesieniom z gazet, miał niepodważalne alibi, a ja oraz Wizengamot nie mieliśmy wyjścia w takich okolicznościach.

– Oczywiście, że się nie zmieniłam – odpowiedziała szybko. – Nie zmieniaj tematu.

– Co mam zrobić, żeby się ciebie pozbyć? – zapytał.

– Wypuść chłopców. Nie skazuj ich na to cierpienie – warknęła, a jej głos przepełniony był bólem, którego do końca nie potrafiła ukryć. – Dobrze wiesz, że błądzisz. To nie oni są odpowiedzialni za te morderstwa. Tej nocy byli w obozie, w Dover, nie widziałam ich przez cały czas, ale jestem przekonana, że nie miliby czasu na teleportację i tak okropne czyny. Nie oni.

Romans | Dramione | 🍓💚🖤Where stories live. Discover now