Jak bracia

67 2 0
                                    

-Oczami LLoyda-

Weszliśmy do pokoju.Mam nadzieję ,że Kai ma dobre wytłumaczenie co robi tu ta dziewczyna.
-No i?-spytałem.
-No dobra.Więc zacznę tak.Znaleźliśmy cię pijanego w barze.Byles cały pobity.No i była tam taka dziewczyna która cię "uratowała".I mistrz Wu myśli ,że może być mistrzynią żywiołu.-powiedział.
-Czekaj?Co?!-nic nie rozumiałem.Mistrzyni żywiołu?Przecież znak chyba wszystkich mistrzów żywiołów.Tak?Co się tu do cholery dzieję?!
-Kai.Wiesz co muszę chyba się przewietrzyć.
-Dobrze bracie.-powiedział.
-Bracie?-spytałem.
-Tak bo wiesz jesteśmy dla siebie jak bracia ale od innej marki.-uśmiechnął się.
-Tak.-powiedziałem.-Jak bracia...
Wyszedłem na podwórko.Byłem zdenerwowany.Wyjąłem więc jednego papierosa.Pewnie zastanawiacie się skąd go mam?Podwędziłem go od Cole'a.Sam pali gdy jest zdenerwowany.Wyjałem zapalniczkę i odpaliłem papierosa.Może i nie byłem pełnoletni ale byłem zbyt zestresowany.W sumie nie wiem czy to było zdenerwowanie.A może zaskoczenie?W każdym razie moje myśli kotłowały się w mojej głowie.
Poczułem jak ktoś siada obok mnie.Obrócilem się.To była ta Avery.
-Cego chcesz?-spytałem.
-Uspokoić myśli.-odpowiedziała.Patrzła cały czas w dal.Wstałem.Nie chciałem być w niczyjej obecności.Poszedlem więc po motor.Chcialem dać upust emocją wraz z prędkością.Wszedłem na motor.
-Co ty robisz?-Spytala dziewczyna.
-No jak to co?- powiedziałem i się usmiechnąłem-jadę sobie.
-Mogę z tobą?-Spytała.Nie odpuszczała.
-Niech ci będzie.-powiedziałem.
Dziewczyna wsiadła na motor.
-Gdzie jedziemy?-Spytala się.
-Nie wiem.-odparlem.-Byle tylko jak najdalej od tego miejsca.

-Oczami Avery-

Jechaliśmy chyba z sto czterdzieści kilometrów na godzinę.LLoyd musiał być na prawdę zły.Szczerze nawet nie wiem co robiłam z tym chłopakiem.Nawet go nie znałam.To dlaczego czułam się jakoś bezpiecznie w jego pobliżu?Nagle usłyszałam strzał.Motor się przewrócił.A my wypadliśmy na ziemię.Widziałam LLlyda który był nieprzytomny.Oraz czarna postać.Potem nastała ciemność.Gdy otworzyłam oczy.Bylam przywiązana do drzewa obok mnie leżał LLlyd który też był przywiązany.Co my tu robimy?Mogłam z nim nie iść.Wtedy przynajmniej nie siedziałabym tu.
-No witam.W końcu się obudziliście.Dopiero teraz zobaczyłam ,że LLloyd jest przytomny.
-Cego chcesz?-wysyczał przez zęby LLloyd.Zobaczyłam ,że był ranny.Na szczęście mi nic się nie stało.Wiem pewnie pomyśleć ,że ja jestem samolubna.Ale to jest już taka moja natura.Dbam tylko o siebie.
-Ja?-odpowiedział mężczyzna w czerni.-ja nic od ciebie nie chcę młodziencze.Ale za to mój szef już tak.
-Zostaw nas..-powiedziałam.
-Cii...kochaniutka.-powiedział.-za niedługo będzie po wszystkim.-męrzczyzna wyjął strzykawkę z kieszeni i skierował się w stronę LLloyda.
-Zostaw mnie!-krzyknał.Szrpał się ale to nic nie dawało.Męrzczyzna był już blisko .Gdy LLloyd użył jakiejś nieznanej mi mocy.Ta moc miała kolor fioletowy.Szybko wydostał się z włęzlów i pokonał mężczyznę.
-Znikamy z tąd.-powiedział.Zaczął isć w stronę ulicy.Widziałam ,że kuleje ale jemu to zapewne nie przeszkadzało.Poszliśmy do sklepu ponieważ byliśmy wyczerpani i głodni.LLoyd kupił jedzenie oraz bandaże.Gdy usiedliśmy na ławce spytałam go.
-Wiesz kto to był?
-Nie mam pojęcia.-powiedział.W tym samym czasie bandazował sobie nogę.
Nastała długa cisza.Ach jak ona mnie irytowała.Musialam ja jakoś przerwać więc rzuciłam.
-Dlaczego ?
-Co?-spytał
-Dlaczego nie spędzasz czasu z innymi ninja?-spytałam.
-Bo jestem ich mistrzem!-krzyknął.
Wybuchliśmy śmiechem.
Przesiedzieliśmy tak z kilka godzin .Aż zrobiłk się ciemno.
-Musimy już wracać.-powiedział Lloyd.
-Dobrze.-odpowiedzialam.
Poszliśmy więc do klasztoru.Ninja czekali już na nas zmartwieni.
-Gdzie by byliście?!-krzyknął Cole.
-Poszlismy razem się przejechać i napadł nas jakiś gość.-powiedział LLoyd.
-Na serio?!-spytał Jay.
-Muszę iść do mistrza.-powiedział LLoyd.Ale upadł na podlogę.
-Co się dzieje?!-krzyknęła Nya.
-Moja noga...-jęknął LLloyd.Kai ukucnal przy nim i podwinął nogawki jego spodni.Na jego nodze była wielka glęboka rana.
-Od kiedy to masz?-spytał Kai.
-Kilka godzin takie nie było.-powiedział Lloyd.
Kai pomógł LLoydowi wstać i poszli do skrzydła leczniczego.Gdzie tam Zane przyjął od Kaia chłopaka i się nim zaopiekował.
-Hej.-zagadnelam Nyę.-Gdzie mam spać?Podobno mam tu od dziś mieszkac.-powiedziałam.
-Chodź pokaże ci pokój.
-Dziękuje -powiedziałam.
Nya zaprowadziła mnie do pokoju.Miał czarne ściany ,łóżko a obok okna stało biurko oraz szafa.
-Będziesz mogła sobie go zagospodarować jak tylko będziesz chciała.-powiedziala Nya.
-Jest piękny .-powiedziałam.
Położyłam się na łóżku .I zamknełam oczy.Po chwili usnełam.





Powrócili...Where stories live. Discover now