Jest źle.

65 1 4
                                    

-Oczami Zane'a-

Zabandażowałem nogę LLoyda oraz dałem mu leki przeciwbólowe.
-Jak się czujesz?-spytałem
-Jest okej.-syknął gdy przełożyłem mu wacik do jednej z ran.
-Wyczuwam jednak ,że coś cię jednak gryzie.
-Po prostu...-zaczął.-Nie wiem nik był ten facet i czego ode mnie chciał...
-Nie martw się.W razie co będziemy na to przygotowani.
-Dzięki Zane.-powiedział.
-Co usług.-odpowiedziałem na co chłopak się zaśmiał.
Poszliśmy na trening gdzie inni ninja już trenowali.Avery nie miała jeszcze swojego treningu bo nie wiemy jeszcze jaka mocą może dysponować.Więc miała go po nas.
-No to co zaczynamy?-Spytał Kai.
-Tak.-uśmiechnął się LLoyd.
-Nie mój drogi ty nie ćwiczysz.-odpowiedział mistrz Wu.
-Ale dlaczego?!-zaprotestował  chłopak.
-Bo nie jesteś w stanie ćwiczyć z swoją nogą.-powiedział Wu.
-Ehh...-oburzony LLoyd skierował się w stronę ławki na której siedziała Avery.A my zaczeliśmy trening.

-Oczami Avery-

Inni ninja ćwiczyli a ja siedziałam w ciszy razem z legendarnym zielonym ninją.Przygladał się jak inni ćwiczą.Zazdroscił im.To było widać.
-Nie masz nic innego do roboty oprócz ćwiczeń?-spytałam.
-A ty nic innego niż gapienie się jak ćwiczą?-odbił piłeczkę.
Prychnełam.
-Oczywiście,że mam!-krzyknęłam.A z resztą sama się oszukuję nie mam nic do roboty.
-A odpowiadając na twoje pytanie.To mam.-odpowiedział.
-Tak?A co?-dogryzłam mu.
-Rysuję.-powiedział.Zdziwiło mnie to .Zielony ninja?Rysuje?A to nowość.
Wstał i wszedł do środka klasztoru.Postanowiłam pójść za nim.
Wszedł do swojego pokoju a ja za nim.
Szukał czegoś w szufladzie.Więc ja postanowiłam się rozejrzeć.Miał zielone ściany oraz pełno plakatów z przeróżnych komiksów.Popatrzyłam na biurko czy to...
Zdjęcie.Młodego ninja z jakimś starszym mężczyzną.Poczułam jak chłopak chwyta mnie za ramię.
-Kto to?-wskazał na mężyczyzne na zdjęciu.
-To...-zająknął się.-To mój ojciec.-powiedział.
Ten ojciec?Ten słynny Lord Garmadon?Postrach całego ninjago?To go pokonał zielony ninja.Dopiero teraz zrozumiałam co musiał przeżywać młody Garmadon.
-Przykro mi.-wydukałam.
-Za co?-spytał się.-Wtedy gdy zostało zrobione to zdjęcie.-wskazał.-Był dobry.Zmieniłem go.Nie był taki jak teraz.Umiał czuć.-powiedział.Po czym obrócił się i mi coś pokazał.
-Co to?-spytałam.
To był rysunek który przedstawiał...
Jakiegoś potwora?
-To jest postać którą widzę w nich snach.-powiedział półgłosem Lloyd.-Prześladują mnie.
Żal było mi tego chłopaka.Ale wnioskując po jego zachowaniu nie chciał pomocy.
Też taka byłam...Jestem...

-Oczami LLoyda-

Minęło kilka dni odkąd moja rana już się polepszyła.Więc mogłem już ćwiczyć.Ćwiczyć...Wszyscy musimy ćwiczyć by być gotowi na to co się stanie.Wstalem i zjadłem śniadanie po czym udałem się na trening.Lubilem ćwiczyć to pozwalało mi zablokować moje myśli.
-Dobrze teraz będziecie walczyć parami.-powiedział mistrz Wu.-Jay i Nya,Cole i Zane oraz Kai i Lloyd.
-Dobrze mistrzu -odpowiedzieliśmy jednocześnie.
Najpierw byli Cole i Zane.Cole dobrze sobie radził.Ale Zane był robotem i mógł przewidzieć jego nastęony ruch.Więc ostatecznie to on wygrał.Później była Nya oraz Jay.Jay strzelał w Nyę piorónami ale tak by nie stała jej się krzywda.Nya zaś wykorzystywała moment w którym Jay pytał czy nic się jej nie stało i atakowała.W tej rundzie wygrała ona.
-Dobrze teraz Kai i LLoyd.-powiedział mistrz Wu.
Weszliśmy na sam środek.Kai strzelał we mnie ogniem ale ja skutecznie uskakiwałem.Czekałem na moment aż sam się wykończy tak jak kiedyś powiedział mi to tata...
Dajecie wrogowi samemu się pokonać.Niech sam utraci siły.Slyszalem w głowie potem przypomniałem sobie jak z nim walczyłem po tym jak utraciłem swoją moc.
Nie będę z tobą walczył a i tak cię pokonam!
Ach...Te wspomnienia.Tak się zamyśliłem ,że Kai we mnie trafił.Upadłem na ziemię.Moje ramię mnie piekło.Wkurzyłem się i to był mój błąd.W moich rękach pojawił się fioletowy ogień.Nie panowałem nad sobą.Poszedłem w stronę Kaia.
-Hej młody...-powiedział z nadzieją w głosie.-nie chciałem cię skrzywdzić.-powiedział ale to nie wystarczyło.Nie wiem czemu pragnąłem jego śmierci.
Zacząłem nawalać w niego swoją mocą.Co ja robiłem?LLoyd opanuj się.
Ale to nic nie dawało.Ogień się już zapalił.
-LLoyd!-krzyczeli inni.Za moimi plecami.
Ale ja dalej nawalałem w Kaia a on mógł się tylko bronić.
Przez to ,że skupiłem się tylko na jego twarzy nie zwróciłem uwagi na jego rękę w której  trzymał strzykawkę.Poczułem ukłucie w szyję.I się zachwiałem.
-C-co ty mi...-nie dokonczyłem moje oczy zaczeły się zamykać.Jedyne co usłyszałem to.
-przepraszam LLoyd musiałem...
Potem nastała ciemność.

Gdzie ja jestem?Co to za miejscę?
-Jesteś nieprzytomny LLoyd.-odpowiedziała tajemnicza postać.
-Kim ty jesteś?-spytałem.
-Mozesz nazywać mnie swoim dziadkiem.-odpowiedziała postać.
-Co? Nieee.Pan jest pierwszym mistrzem spinjitsu?-spytałem
-Oraz twoim dziadkiem.-Pierwszy mistrz spintizu dodał.
-Co ja tu robię?-zadalem kolejne pytanie.
-Wezwalem cię tu ponieważ muszę cię ostrzec.
-przed czym?
-Zło nadciąga.A ty będziesz musiał podjąć wybór.Mój dziadek zaczął odchodzić.
-Czekaj!Nic nie rozumiem!O co tu chodzi?!-krzyknąłem
-Wkrótce sam się przekonasz.-I zniknął.
Po prostu zniknął.Zostawił mnie z tym całym bajzlem.

Otworzyłem oczy.Nie byłem w swoim pokoju.To było jakieś białe pomieszczenie.Nie było w nim rządnych okien ani wentylacji.Lezałem na łóżku które było twarde jak skała.Obok mnie stała szafa a obok ściany stało biurko.Co ja tu robię?Nagle przypomniałem sobie co zrobiłem.Chcialo mi się płakać.Polożyłem się na łóżku i patrzyłem w sufit.Leżałem tak około godziny aż do mojego pokoju weszła postać.To był Kai.Kai którego nazywałem bratem...Kai do którego teraz nie odczuwam żadnych uczuć.
-Hej.-przywitał się.A ja go ignorowałem.-Przepraszam ,że musisz być tu...-dodał.Nie wiedział co powiedzieć.I dobrze.Nie chciałem go słuchać.
-Możemy porozmawiać?-spytał.
-Nie ma takiej opcji.-warknąłem.Od kiedy stałem się taki oschły?
-Dobrze.-odpowiedział Kai.I wyszedł.
Wiele razy próbowałem się wydostać ale moja moc...Zalożyli mi cholerne kajdanki z zamstonu!Idioci...
W rogu pokoju ujrzałem kamerę postanowiłem do niej podejść.
-Wypuśćcie mnie!-krzyknąłem wprost do niej.-Ja chcę z tąd wyjść...-głos mi się załamał.
Siedziałem pod ścianą chyba z pół godziny .Wtedy wszedł Mistrz Wu.Jeszcze jego tu brakowało.
-Witam LLoyd.-przywitał się.
-Wypuśćcie mnie!-krzyknąlem na niego na co on lekko się wystraszył.Dobrze.Niespodziewał się tego.
-Robimy to dla twojego dobra.-powiedział.
-Robicie to dla swojego dobra!-krzyknąłem.-Trzymacie mnie tu jak jakieś zwierzę w klatce!
-Przykro mi LLoyd ale teraz tu będziesz trenował.-odpowiedział Wu.
I wyszedł z pokoju.Mineło kilka sekund nim pokój zaczął wypełniać się zielonym gazem .Próbowałem go nie wdychać ale to nic nie dało.Tracilem przytomność.Zamykałem oczy.A jedyne o czym myślałem to ,że Kai mnie zdradził...

Powrócili...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz